Dziękowała Bogu, że podczas swojej przechadzki zdążyła odrobinę ochłonąć. Gdyby wciąż była równie wzburzona, jak zaraz po wyjściu z firmy, gotowa by jeszcze napluć na idealnie nieskazitelną karoserię renault i odejść z wysoko zadartą głową. A takie okazywanie swojego niezadowolenia i oburzenia zapewne zakończyłoby jej pracę w Synergen w trybie natychmiastowym. Nawet, gdyby nie był to samochód jej szefa.
Zmrużyła oczy, starając się uspokoić choć trochę wrzące w niej gniewnie emocje. Do głowy przyszła jej myśl, że gdyby była jednym z tych starych, rzadko już spotykanych czajników, właśnie zaczęłaby gwizdać przez temperaturę, jaka w niej narosła. Jej policzki zaróżowiły się nieco, dodając koloru jasnej jak śnieg cerze. Zacisnęła usta, które jakby dla kontrastu zbladły. Szybkim krokiem przeszła obok pojazdu i wyminęła go, nie obrzucając nawet jednym spojrzeniem, których czerwona jak krew karoseria przyciągała zapewne pęczki. Zawadiacki warkot silnika zagłuszył stukot jej obcasów, oddalający się z każdym krokiem.
Warknęła ze złości, gdy samochód po raz kolejny zagrodził jej drogę, mając totalnie w poważaniu jej chęć oddalenia się jak najszybciej. Szyba opadła z cichym, złośliwym chichotem.
– Mam tutaj najlepsze utwory Elvisa, które poprawią ci humor – Finn wychylił się przez ziejącą szparę w drzwiach. Jego usta rozciągnęły się w zachęcającym, pełnym skruchy uśmiechu.
Demetria jedynie przewróciła oczami i ruszyła dalej, udając, że nie słyszała jego nieudolnej próby udobruchania jej. Ogłuchła zupełnie na jego propozycję, tak jak starała się ogłuchnąć na gniew tarabaniący w niej od środka, zaciekle usiłujący wydostać się na zewnątrz.
– Jeżeli nie chcesz zrobić tego ani dla mnie, ani dla siebie, bo nawiasem mówiąc słyszałem, że trzymanie w sobie urazy je bardzo niezdrowe, zrób to dla Elvisa. Jemu się nie odmawia – rzucił jej znaczące spojrzenie.
Zdusiła w sobie wściekłe prychnięcie. Dlaczego musiał być taki cholernie zacięty? Spacer uspokoił ją i, mogłoby się wydawać, oczyścił z negatywnych emocji, ale ten uparty dupek i łgarz, prąc w zaparte, wszystko ponownie przywołał. Ale Demetria, choć na pewno nie cechowała się cierpliwością, pokładów zaciętości miała w sobie wiele. A ustąpić na pewno nie zamierzała.
Finn, widząc, że Demetria nie ma zamiaru nawet na niego spojrzeć, absolutnie nie mówiąc o zatrzymywaniu się czy wsiadaniu do samochodu, spróbował wysiąść, całkowicie zapominając o oplatającym go zazdrośnie pasie bezpieczeństwa. W pośpiechu zaplątał się w szeroką, wężową taśmę i zawisnął w jej objęciach tuż nad ziemią. Kilkoma szybkimi, nieco chaotycznymi ruchami uwolnił się i pognał za oddalającą się coraz bardziej kobietą.
Dopadł do niej i złapał stanowczo za łokieć, próbując obrócić ją w swoją stronę. Nie docenił jednak jej siły, wyrobionej podczas niezliczonych aktywności fizycznych. Demetria wyrwała się zdecydowanie i wciąż milcząc jak zaklęta, niczym robot znów ruszyła przed siebie. Oddychała ciężko i urywanie, starając się zwalczyć rosnącą w niej irytację.
– Matko, przepraszam! – wykrzyknął w końcu Finn, poddawszy się, gdy uświadomił sobie w końcu, że raczej nie uda mu się nic wskórać. Zatrzymał się zrezygnowany, doszedłszy do wniosku, że dalsze nękanie Demetrii nic nie wniesie. Wbił pełne żalu spojrzenie w jej plecy. – Przepraszam, że nie chcę, by ludzie wiedzieli, że zarządzam jedną z największych firm w mieście, a potem fałszywie się przede mną płaszczyli! – wykrzywił wargi w gorzkim, niezadowolonym, brzydkim grymasie.
Kobieta powoli odwróciła się, skanując jego twarz bez jakichkolwiek emocji. Uniosła pobłażliwie brew i rozciągnęła usta w sztucznym uśmiechu, takim, którym ekspedientki obdarzają nachalnych klientów lub upierdliwych szefów. Zamaszystym krokiem skierowała się w przeciwną stronę. Minęła Finnegana, stojącego w miejscu jak marmurowy posąg i obserwującego ją z niepokojem, trącając go zaczepnie ramieniem.
CZYTASZ
on hold / the way to a man's heart is through his ears
Teen FictionDemetria jak zwykle była spóźniona. Pierwszy dzień pracy wcale nie miał tak wyglądać, ale jej bałaganiarstwo w maleńkim-ogromnym stopniu utrudniło zrobienie wszystkiego na czas. Gdy najpóźniejszy autobus, na jaki mogła sobie pozwolić, odjechał, zupe...