sentyment

26 4 0
                                    

To było jak

Błaganie, by słońce, które właśnie zaszło znowu pojawiło się nad horyzontem.

Patrzenie na nurt rwącej rzeki i modlenie się w duchu, by płynęła do tyłu.

Podlewanie dawno zwiędłego kwiatu, licząc, że jednak zakwitnie.

Sentyment zaprzątał jej głowę, zawsze znajdywał się gdzieś z tyłu, za wszystkimi obecnymi, czystymi myślami. Mogła o nim zapomnieć i żyć chwilą, ale on i tak wracał. To nie było dla niej bolesne uczucie, nie. Nawet przez chwilę nie zakłuło jej w sercu.

To nie była tęsknota, nic z tych rzeczy. Nie uroniła ani jednej łzy, nie spędziła ani jednego wieczoru w łóżku myśląc o tym, co było. Absolutnie. To nie była strata.

To, że coś odeszło, wcale nie musi oznaczać straty.

Mogła patrzeć na zachodzące słońce, odprowadzać je wzrokiem do ostatniej sekundy. I przestała błagać, by zawróciło.

Mogła obserwować rzekę, płynące w niej ryby, wodę obijającą się głośno o skały i brzeg. I wiedziała, że nigdy nie zmieni kierunku.

Nie musiała podlewać już tego kwiatu.

Mogła wreszcie zamknąć swój sentyment na klucz, w pudełku na samym dole sejfu. I nie musiała go już otwierać, chociaż wcale nie sprawiło to, że zapomniała o jego istnieniu.

On był, ale nie musiała już nic z nim robić.

UlotnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz