Murata x Kaji

782 15 35
                                    

Odszedł, zostawiając szatyna we łzach. Opuścił go. W końcu tego chciał Ugetsu, prawda? Więc, czemu sprawia mu to ból? Dlaczego płacze? Cały czas myślał, że jest gotowy, na odejście blondyna. A teraz? Każdego dnia, ma cichą nadzieję, że ten jeszcze raz zapuka do drzwi Muraty. Ciągle słyszy tą zaparzaną kawę i tosty o poranku. Perkusję, na której grał Akihiko. Omijał go jak ognia, jednocześnie chcąc ponownie go zobaczyć. Nie miał pewności, ale był przekonany, że jeśli jeszcze raz miał możliwość dotknięcia ręki Kajiego, po jego policzkach zaczęły by spływać łzy. 

- Kiedy po raz ostatni się pożegnałem, nie miałem tego na myśli. Wróć - wyszeptał, patrząc na niegdyś znienawidzony kubek. Wziął go w dłonie mając w zamiarze opuszczenia przedmiotu. Zbić w drobny mak - Jeśli to zrobię, czy znowu będziesz się śmiał i powtarzał, iż nic się nie stało?

Retoryczne pytanie odbiło się od ścian. Tak samo jak pukanie do drzwi. Szatyn pognał do nich, otwierając je szeroko. Niestety, zobaczył w nich jedynie rudowłosego. W tym momencie z lekka umarł w środku. Nie spodziewałby się jednak ludzkich odruchów ze strony Satou. Stał w progu, obejmowany nieudolnie ramionami. Powiedzmy wprost - był kompletnym amatorem.

- Chciałbym porozmawiać - powiedział nagle, wpuszczony do środka

- Jeśli chodzi o ciebie i twojego chłopaka, nie mam pojęcia jak tobie poradzić - mruknął szatyn

- O tobie Ugetsu - czy tak się nazywa zdania 'prosto z mostu'? Zamarł, trzymając zbiornik wody.

- O mnie? 

- Kaji się zmienił, wiesz? Pomyślałem, że ma to związek z waszą relacją - Mafuyu spojrzał na niego z miną niewiniątka. Murata ukląkł, wypuszczając czajnik. Młodszy podbiegł do niego i przysiadł obok. Chyba nie porozmawiają...

- Zerwaliśmy, od razu po waszym koncercie. Tak będzie lepiej. Wszystko będzie dobrze - przytoczył ostatnią frazę jako słowa Mafu. Schował twarz w dłoniach, przytulony z lekka milczącego nastolatka. Delikatne krople, skapywały na policzki. 

Chciał by go zrozumiano. Chciał być zrozumiany. Nigdy nie myślał, że z powodu jednego odejścia będzie leżeć całymi nocami we łzach. Sam. 

- Jeśli mnie kochał, dlaczego mnie zostawił? - wyszeptał. Ugetsu...podczas tych prób lub spotkań zaprzyjaźnił się z rudowłosym. Uważał go za pierwszego przyjaciela, jakiego nigdy nie miał. 

- Do dziś zadaję sobie to pytanie Murata - również cicho rzekł Mafu. W małym stopniu rozumiał, co odczuwa szatyn

- Jedyne czego pragnąłem, to znalezienie kogoś kto mnie pokocha - podniósł głowę i zwracając ją na Satou - Ale nikt nie będzie taki jak Akihiko. Chociaż, gdyby wrócił, czy znów byśmy nie cierpieli? Kaji zasługuje na kogoś lepszego niż ja. On jest dobrym mężczyzną - Rudowłosy nie przerywał przyjacielowi. Ściskał jego koszulkę, bliski samemu płakać. Zmienił się. Oboje się zmienili.

- Posprzątam - powiedział wypuszczając z objęć Ugetsu - Proszę...połóż się. Jak skończę, obudzę ciebie. Jeśli czegoś potrzebujesz, powiedz

- Nie odchodź za szybko - zaśmiał się z lekka i poczłapał do łóżka. Obecność Mafuyu na trochę podnosiła go na duchu. Chciał myśleć, że są tacy sami. 

Satou podniósł porozrzucane wokół kartki z nutami. Powyrzucał butelki, które leżały bezczynnie. Zastanawiał się, czy byłby w stanie zrobić coś takiego dla Hiiragiego. Byli przyjaciółmi z dzieciństwa, więc to było jasne, że pewnie tak. A może nie? Murata też jest jego przyjacielem, chociaż w tak krótkim czasie. Widział, jak ich perkusista czerpie większą przyjemność z gry. Częściej się uśmiechał. Natomiast od drugiego nie dostawał żadnych wiadomości. Zaczął się martwić, to był jego powód przyjścia tutaj. Najwyraźniej po koncercie, ich zerwanie wyzwoliło w Akihiko część, której nigdy nie widział. 

One shots z Given!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz