four hours before - surprise // l.t

186 22 3
                                    

  Czasami życie stawia cię w różnych trudnych sytuacjach, kiedy początkowo zupełnie nie wiesz, co powinnaś zrobić. Każde rozwiązanie niesie za sobą pewne konsekwencje, poświęcenie i problemy, których trudno będzie się pozbyć.  Brzmi znajomo? Zakładam, że tak, pewnie nawet bardzo. 

  W takiej oto sytuacji znalazła się teraz Eleanor. Dziewczyna siedziała w łazience w swoim mieszkaniu od ponad godziny mimo, że już dawno była gotowa do wyjścia na rodzinną Wigilię w domu Tomlinsonów. Ubrała elegancką małą czarną przed kolana, na to narzuciła kremowy żakiecik, a całości dopełniały ciemne lakierkowe buty na obcasie. Postawiła na minimalizm, dlatego oprócz dużych wiszących kolczyków nie zdecydowała się założyć żadnej innej biżuterii. Włosy jak zwykle układały jej się w lekkie fale, nie spięła ich, więc luźno opadały na ramiona. 

  Calder przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze i jedyne, co widziała to smutek w swoich oczach, którego nijak nie potrafiła zamaskować. Nie wiedziała jakim cudem Louis nie zorientował się jeszcze, że jego dziewczyna od kilku dni jest dziwnie milcząca i przygaszona. Co prawda, pytał dwa razy czy wszystko w porządku, ale ona zbyła go tylko zmęczeniem, związanym z przygotowaniami do świąt. Jej dłoń mimowolnie powędrowała do jeszcze płaskiego brzucha.

- Jak mam powiedzieć o tobie tatusiowi, maluszku? Boję się, że zniszczymy jego przyszłość. Co mam robić? - pytała szeptem, cały czas głaszcząc swój brzuch, okryty czarną luźną sukienką. Nie chciała, by ktokolwiek zaczął coś podejrzewać i dopatrywać się małej wypukłość. To absurd, stwierdziła w myślach i podskoczyła, słysząc głośne pukanie do drzwi łazienki.

- Eleanor, wszystko okay? Tak długo nie wychodzisz ... - doszedł ją zaniepokojony głos Tomlinsona. 

- Tak, tak. Wszystko w porządku, jestem już gotowa. 

  Otworzyła drzwi i posłała mu uspokajający uśmiech, który miała nadzieję - wyglądał na szczery. Zmierzyła szybko postać błękitnookiego - miał na sobie białą koszulę, czarny krawat i marynarkę oraz ciemne jeansy. Wyglądał bardzo dobrze i nagle poczuła niewytłumaczalny uścisk w środku. 

  Louis zauważył, że jego dziewczyna od kilku dni dziwnie się zachowuje i postanowił ponownie zapytać o powód. Chłopak złapał ją za rękę i zaprowadził na jej łóżko, gdzie usiedli. 

- Co się dzieje? - spytała pozornie ze spokojem, choć w środku zapaliła jej się czerwona lampka i zaczęła panikować. Szatyn trzymał ją za rękę, jeżdżąc kciukiem po jej zewnętrznej części, co z jednej strony ją uspokajało, a z drugiej rozpraszało. 

- To ja chciałbym się dowiedzieć, co się dzieje - odpowiedział, przewiercając ją spojrzeniem błękitnych tęczówek na wylot. - Od kilku dni dziwnie się zachowujesz, unikasz mnie ... O co chodzi? 

  Szczera troska w jego oczach rozmiękczyła serce dziewczyny, która wstała i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju w tę i z powrotem. Po chwili zatrzymała się, wzięła jeden głębszy oddech i spuściwszy wzrok na swoje czółenka szepnęła cicho i niewyraźnie.

- Jestem w ciąży - wyleciało z jej ust jak bumerang, na co Louis zmarszczył czoło i spytał, chcąc się upewnić.

- Słucham?

- Jestem w ciąży, Lou - oznajmiła po raz drugi i nagle poczuła się lepiej, jakby jakiś ciężki głaz spadł z jej pleców. Obserwowała chłopaka, na którego twarzy wymalowany był szok, ale też coś jeszcze. Radość?

- To wspaniale! - krzyknął i wziął ją na ręce, kręcąc wokół własnej osi. Dopiero gdy ją postawił, dziewczyna posłała mu niepewne spojrzenie.

- Więc ... nie jesteś zły, że rujnuję ci karierę? 

  Wtedy Tomlinson popatrzył na nią tak, jakby jej logiczne myślenie udało się na wycieczkę w kosmos. Zgarnął dziewczynę w silnym uścisku i całując jej włosy szepnął.

- To najlepszy prezent, jaki mógłbym dostać na urodziny. 

- Ale ... mieliśmy najpierw wziąć ślub, zamieszkać razem i ... A teraz to wszystko wywróciło się do góry nogami. 

- A czy to znaczy, że teraz będzie gorzej? Może po prostu tak miało być, że zaczniemy od końca. A moją karierą się nie przejmuj. Rodzina jest na pierwszym miejscu - powiedział i schylił się, by ucałować brzuch szatynki. 

  Naprawdę nie mógł uwierzyć, że El tak bała się jego reakcji. W końcu przecież to dziecko było ich wspólnym dziełem i nie zamierzał rezygnować z roli przyszłego ojca, którym był już od kilku tygodni, choć jeszcze o tym nie wiedział. Ale to nic. Teraz nadrobią stracony czas. Razem. 

It’s Christmas time - there’s no need to be afraid. 

_________________________________________________________

a/n tak ... został już tylko epilog. płaczę xd. 

jeśli Ci się podoba - daj mi gwiazdkę lub komentarz. dziękuję! x 

do they know it's Christmas?Where stories live. Discover now