Kiedy twoja świadomość wżera się w umysł, gubiąc w się we własnej nieprzeniknionej nieskończoności, trudno jest ci czasem stwierdzić, kim naprawdę jesteś. Zapominasz o swoim istnieniu, a zachowania, które powinny być odruchowe i oczywiste, umykają ci sprzed oczu, jakby się wstydziły samych siebie. Działania stają się dziwne, nietypowe dla ciebie, ale nie zauważasz tego, dopóki nie zorientujesz się, że krzywdzisz.
Otoczenie zdaje się być szczególnie wrażliwe. Krucha pewność siebie innej osoby może zostać zachwiana przez niewłaściwie dobrane słowa. Uśmiechasz się, bo nie wiesz, co się stało, dlaczego nagle zapadła cisza. Ciebie to nie rani.
Wszyscy wiedzą, że taki nie jesteś, bo to zachowanie, którego po tobie się najmniej spodziewali. A może są już przyzwyczajeni?
Od jak dawna trwa ten stan, w którym umysł wżera się w samego siebie, będąc jednocześnie i niszczącym kwasem, i niszczoną, delikatną substancją?
Koniec końców i tak to nie ma chyba większego znaczenia. Może wszystko wróci do normy. A może wcale nie. Trochę jak losowanie, w której dłoni się ukryło monetę. Stosunek wygranej do porażki wynosi jeden do jednego. Ale co, jeśli w żadnej z dłoni nie znajduje się moneta?
Kiedy szukasz samego siebie, nie ma czasu na dywagacje. Ludzie wokół ciebie mkną dalej ku przyszłości, nie mogą przez cały czas patrzeć za tobą wstecz. To dla nich ciężar.
Musisz się sam podźwignąć, bo nie będą cię nieść w nieskończoność. Musisz stanąć o własnych siłach. Musisz się ogarnąć. Musisz wstać.Nie można tylko połową świadomości egzystować wśród ludzi. To nie działa. To tak, jakbyś tonął, ale co jakiś czas nabierał łyku świeżego powietrza, żeby znów na długo zniknąć pod błyskiem lodowatych fal. Taki sposób wykończenia siebie jest raczej długi i przykry. Nie tylko dla ciebie.
A potem nastaje pustka, i tylko ty jeden pośrodku niej. Czy porzuciłeś, zapomniałeś, czy zniszczyłeś całą resztę, to nie ma znaczenia. To ty to zrobiłeś. Żeby w końcu cokolwiek zrobić. Żeby nie stać w miejscu. Żeby w końcu mieć nad czymś kontrolę. Nad sobą. Zostałeś sam, bo tego właśnie chciałeś. Jedyny sposób, żeby pokazać, że nie jesteś obłąkany do reszty. Nie im to chciałeś udowodnić, tylko sobie. Choć oni też na tym skorzystali.
Tak zrobiłeś. Tak chciałeś. Tak się stało.
Tak się stanie.
A może nie.
To zależy od humoru.
CZYTASZ
Spacer wśród chmur
Short StoryCzasem czuję, że jestem. Że istnieję, żyję, może mogę dokonać wielkich rzeczy. Wtedy idę w świat z podniesioną głową, nie przejmując się tym, co powiedzą inni. Czasem jednak wolałabym, żeby mnie w ogóle nie było. Zamykam się w swoim pokoju, by nikt...