r.III przyjaciele?

293 14 3
                                    

Lekko się uśmiechnąłem. Bardzo urokliwe miasteczko..

Spojrzałem po reszcie. Zdawali się dobrze bawić w moim towarzystwie, cóż. Działa to w dwie strony.

Na moje usta wkradł się szerszy uśmiech na co odruchowo skierowałem wzrok w ziemię. Podkuliłem trochę nogi i oparłem ręce na kolanach zaczynając zrywać trawę, którą trochę z nerwów gniotłem w dłoniach.

- ej, koleś. Wszystko w porządku? - spytał szatyn trącając mnie łokciem w ramię. Momentalnie podniosłem wzrok.

- tak, wszystko jest okej - cicho się zaśmiałem.

Siedzieliśmy razem śmiejąc się, rozmawiając i grając w butelkę dobre kilka godzin. Było super, dobrze jest poczuć, że jednak ma się przyjaciół.
Powoli zaczęło się ściemniać, z otchłani prawie czarnego nieba zaczęły wychodzić małe, świecące punkty.

- wiecie co wam powiem? - wypaliła brunetka przerywając ciszę.
- Jednym z najpiękniejszych obrazów jest niebo - zaśmiała się pod nosem nie odrywając wzroku od gwiazd.

- każda gwiazda jest dla mnie ksztyną nadziei.. kiedy czuję się sam, przeważnie w nocy, patrzę w niebo.. wtedy uświadamiam sobie, że nikt nie jest sam.. - cicho westchnąłem uśmiechając się.

- masz rację - przyznał rudy poprawiając okulary. Oparł głowę o bark Neil'a, który się zarumienił.

- ja nie chcę zapeszać ale.. trzeba powoli się zbierać. Podobno w tym lesie są wilki, nie wiem jak wy ale... Rozszarpanie przez dzikie zwierzę nie jest sposobem na śmierć, który bym wybrał - prychnął podnosząc się z trawy i otrzepując.
- nie sądzę aby były tu wilki.. - mruknął rudy również się podnosząc po czym poprawił okulary.

- wilki może nie.. ale co powiecie na potwory niczym z horrorów? Czające się za każdym pojedyńczym drzewem.. czekając na zagubione, i naiwne dzieci - wrednie się uśmiechnąłem.

- aż ciarki mnie przeszły Dude... - wzdrygnął się Larry
- nie mów nawet takich rzeczy Sal - cicho, ale i nerwowo zaśmiała się brunetka.
- dobrze, dobrze.. chodźmy w takim razie do domu - zaśmiałem się.

W drodze powrotnej również ani na chwilę nie nastąpiła cisza. Czułem się naprawdę dobrze w ich towarzystwie, nie odsunięty..

- Dexter! A pamiętasz jak zabraliśmy ci raz okulary i potknąłeś się o stolik? - zaśmiał się szatyn.
- to nie było zabawne - fuknął niezadowolony Todd podsuwając się bliżej Neil'a. Ten go przytulił i pogłaskał po głowie.

- biedna rudą owca - zaśmiał się na co rudy, również prychnął śmiechem.

- no już, już - dodał delikatnie się od niego odsuwając. Odprowadziliśmy najpierw Ashley do domu.

- cóż.. to mój przystanek - uśmiechnęła się.
- do zobaczenia chłopaki, oby jak najszybciej! Niemiłosiernie mnie cieszy, że dołączysz do nas Sal - przytuliła mnie, na co cicho się zaśmiałem również do niej przytulając.

- j-jasn-ne.. do-o zob-baczenia - odkleiłem się od niej i złapałem za kark. Chłopacy za mną wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- pa Ash! - odparł Larry a Todd z Neil'em jej pomachali. Poszliśmy dalej aby odprowadzić Neil'a.

- i jak ci się podobało Salio? - uśmiechnął się ciemnoskóry chłopak.
- bardzo.. cieszy mnie, że jednak mam szansę na zdobycie przyjaciół - odparłem uśmiechając się.
- szansę? Chłopaku, 100% to już nie szansa a rzeczywistość - zaśmiał się okularnik
- wyjątkowo masz rację Morrison dude - odparł Larry z pełną powagą

- a tobie co? - rudy uniósł brew
- próbowałem być grzeczny - zaśmiał się.
- a, myślałem, że powoli co raz bardziej pada ci na mózg - prychnął rozbawiony Todd.
- ależ ty zabawny stary.. - szatyn wywrócił oczami z uśmiechem.

Po niedługiej chwili znaleźliśmy się pod domem Neil'a, również się z nim pożegnaliśmy po czym razem z chłopakami ruszyliśmy w stronę apartamentowca. Gdy znaleźliśmy się w budynku weszliśmy, również razem, do windy. Pożegnałem się oraz podziękowałem za dzisiaj każdemu z nich gdy wysiadali na swoich piętrach. Wszedłem do siebie do domu aby opowiedzieć tacie o udanym dniu. Cieszy mnie, że jednak przeprowadzka coś już dała. Będzie dobrze!

- cześć tato! - rzuciłem w drzwiach do mężczyzny robiącego tosty.
- o, hej Sal. Akurat wróciłeś na kolację - uśmiechnął się. Nie pamiętam kiedy ostatnio faktycznie robił jedzenie.
- zaraz ci więc wszystko opowiem - odparłem idąc do łazienki aby umyć ręce.
- jaką chcesz herbatę? - krzyknął z kuchni mój tata.
- Zieloną! - odkrzyknąłem mu zaczynając wycierać umyte dłonie w ręcznik. Wyszedłem z łazienki siadając do stołu. Gizmo wskoczył mi na kolana zwijając się na nich w kulkę i zasypiając. Delikatnie się uśmiechnąłem. Zdjąłem maskę zawieszając ją na boku oparcia krzesła. Tata podał mi talerz z kilkoma tostami.
- dziękuję - uśmiechnąłem się.
- no, to opowiadaj - usiadł na przeciw mnie ze swoją herbatą i talerzem.

Opowiedziałem mu wszystko, dosłownie. No.. może bez wszystkich cytatów. Mężczyzna się szczerze i serdecznie uśmiechnął.
- nie wiesz jak bardzo mnie cieszy, że ci się układa Sal.. - odparł głaszcząc mnie po głowie.
- miałeś rację, będzie dobrze. Musi być - powiedziałem pełen entuzjazmu i optymizmu.

| Henry.pov |

Ponownie się uśmiechnąłem wyczuwając od syna znów tą jego iskrę, tą samą, którą i ja zgasiłem.. przez kilka lat mogłem sprawiać dla niego wrażenie, że go nie kocham, że nie jest dla mnie ważny, że mnie nie obchodzi.. prawda jest taka, że mi również było ciężko, i popełniłem ten największy błąd.. postanowiłem wyładować to na nim, bo był najbliżej.. nie tak powinienem postąpić jako rodzic. Popadłem w alkoholizm z myślą, że to coś zmieni, że przestanę go osądzać, że przestanę się wyżywać. Niestety tylko się bardziej od niego odsunąłem, nigdy go nie uderzyłem, nie miał bym serca skrzywdzić w ten sposób swojego dziecka, a teraz? Zrobię wszystko, przełamie granicę aby tym razem nie pozwolić nikomu innemu go przygasić. Nawet sobie..

- tato.. wszystko okej? - spojrzał na mnie zmartwiony.
- tak.. tak, tak. Wszystko w porządku, zamyśliłem się trochę, noo i nie ukrywając jestem zmęczony - Zaśmiałem się drapiąc po karku
- o, rozumiem.. w takim razie, idź spać.. nie ma co się przemęczać - uśmiechnął się.
- masz rację, ty też idź już spać koleżko, jutro musimy jeszcze pojechać do sklepu - przeciągnąłem się ziewając.
- dobrze, w takim razie dobranoc - wstał biorąc kota na ręce.
- dobranoc synu - uśmiechnąłem się.

Wrzuciłem naczynia do zlewu po czym poszedłem się położyć spać. Czuwaj Diane, nie nade mną. Mi to już nic nie pomoże, ale nad Salem..

Sal.pov

Poszedłem szybko się ogarnąć do spania, do czego zalicza się również wzięcie leków. Kiedy zaczęły powoli działać położyłem się z kotem na łóżku okrywając kołdrą.

- dobranoc Gizmo - uśmiechnąłem się na co kot miałknął. Zasnąłem. Potrzebowałem mimo wszystko jeszcze chwili oderwania od rzeczywistości. Mimo wszystko bałem się trochę, bałem się, że to wszystko to tylko kolejny sen. Moja wyobraźnia, sztuczne spełnienie wewnętrznych pragnień.. co gdy jak się obudzę... To wszystko wróci do normy? Znów będę w New Jersey..?

++++++++++++++++++++++++++++++++

Ja żyję! Niestety czy stety ale żyję :v łapcie kolejny rozdział.. co z następnym? Co z "I'm bad just for you.."? Szczerze? Nie wiem.. zaznaczam, że jak wiecie słabo z moją regularnością co raczej się nie zmieni, nie w najbliższym czasie.. przepraszam was bardzo za to.. jednak mam nadzieję, że zrozumiecie <3

Miłego dnia/wieczoru/nocy Alertki!
~ Alawert ❣️


Pretty Stranger~ Sally Face / Salvis  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz