Rozdział 1

11 3 0
                                    




Poranki zawsze są najgorsze, pomyślałam. Siedziałam na lekcji a za oknem szalała burza. Jedyne o czym w tej chwili myślałam, było marzenie, by stanąć na środku pola jako najwyższy punkt na przestrzeni kilometra. Może wtedy spełniłoby się moje życzenie i trafiłby mnie piorun. Oderwałam wzrok od drzew kołysanych porywistym wiatrem i spojrzałam na tablicę. Wzór energii kinetycznej jakoś do mnie nie przemawiał, więc z powrotem skupiłam uwagę na burzy. Zdałam sobie sprawę, że jestem dziwna. Nieświadomie lubię patrzeć na ból, cierpienie, walki żywiołów. Karmię się widokiem zerwanych dachów, czy połamanych drzew, jaki czasem pokazują w telewizji po przejściu ostrych burz. Nakręca mnie to, mimo świadomości, że jest to złe. Ale czy innych nie? Czasem mam się za lepszą od innych, ale to nie prawda. Jestem taka sama jak oni. Dokładnie taka sama jak inni ludzie. Ubieram się, myślę i żyję tak samo, niczym się nie wyróżniam. Czemu nie umiem być lepsza od innych?

„Anastazja!" moje imię wybiło się nad myśli w mojej głowie. O cholera, chyba muszę iść do odpowiedzi. Czemu ja, czemu nie słuchałam?Popatrzyłam na tablicę, po czym posłałam Elizie błagalne spojrzenie. Ona jednak jak zwykle żuła truskawkową gumę i była oderwana od rzeczywistości. Wstałam i ruszyłam w stronę zielonoszarej zniszczonej tablicy, zastanawiając się czy alarm przeciwpożarowy nie może przydać się chociaż raz. Tablicę od mojej ławki dzielił dystans dwóch metrów, który szybko pokonałam. Mając dwunastoosobową klasę, nie można się spodziewać dużej sali lekcyjnej. Chwyciłam kredę i przepisałam przykład jeszcze raz aby zyskać na czasie, po czym zastygłam w bezruchu. „No, Anastazja przed chwilą to przerabialiśmy." Tak, wiem. Znowu poczułam się beznadziejnie. To moja wina, że nie słuchałam, ale nie mogłam skoncentrować się na jednej rzeczy. Nawet teraz wkładałam i zdejmowałam z palca pierścionek. Nauczyciel spojrzał na mnie, lecz ja dalej stałam nic nie mówiąc. „Dobrze, siadaj" powiedział zrezygnowany, po czym sam zaczął rozwiązywać zadanie na dwa sposoby, kompletnie ignorując podniesioną rękę Piotrka.

Idąc z powrotem na miejsce znowu zaczęłam to oceniać ludzi. Minęłam pierwszy rząd składający się z czterech ławek. Siedziała tam Kasia, dziewczyna uważająca się za dorosłą, z niemałym talentem plastycznym i tendencją do wywyższania się. Tuż obok Arek, nieśmiały chłopak, który chyba nigdy nie opuści mamy. Następna była pusta ławka, a kolejny był Leon, chłopak, który, krótko mówiąc był idiotą, synkiem bogatych rodziców i osobą uważającą się za najlepszą na świecie. Drugim rzędem był Władek, pasjonata jeździectwa i niedoszły rolnik, Leonia, dziewczyna która stosowała się bezwzględnie do wszystkiego co modne i Wiktoria. Wiktoria, mówiąc szczerze, panna idealna, aż zbyt grzeczna, zero wad. Przedostatnie były Eliza, Jola i Agnieszka. Można by powiedzieć, że to trio, które ma wszystko gdzieś. Jednak każda miała cechy szczególne. Zaczynając od Elizy, która z tłumu wybijała się nie tylko ubiorem ale też osobowością. Wszyscy sobie z niej żartowali, a ona tylko się z tego śmiała. Na poważnie nie brała nic oprócz stopnia zapełnienia lodówki. Jola była chyba najnormalniejsza z tej trójki. Część rzeczy ją interesowała, była całkiem niezła z fizyki i matmy, ale w zamian za to miała kompletnie gdzieś swoje życie. Ostatnia była Agnieszka. Szczególnych cech charakteru nie miała, bo ów charakter ograniczał się do złośliwości i chamstwa. Wyróżniała się natomiast anorektycznym wyglądem. Ostatnie ławki zajmowali Piotrek i Hubert. Co tu dużo mówić Piotrek to klasowy pupilek, laureat wszystkich konkursów, chociaż w pakiecie był jeszcze sarkazm, ignorancja i złośliwość. Na domiar złego wszyscy mówili, że podkochuje się we mnie od drugiej klasy. Hubert natomiast wybijał się nawet dużą inteligencją na tle tego, że nic mu się nie chciało. Jednak ich wszystkich łączyło jedno. Każdemu czegoś zazdrościłam.

W przedostatni rząd wliczałam się też ja. Byłam potworem wiecznie tabelkującym wszystkich i wszystko. Usiadłam na krześle z zamiarem przyłożenia sobie książką w głowę. Eliza wyciągnęła do mnie rękę z otwartą paczką gum, tym razem cytrynowych, a ja zastanowiłam się co ja tu jeszcze robię. Już dawno coś powinno mnie potrącić; autobus, tramwaj, nawet rower byłby znośny. Byleby mnie już nie było.

Spojrzałam za okno. Burza się uspokoiła. Eliza zaczęła odliczać. 10, cała klasa zerknęła na zegarek a pan od fizyki wyglądał jakby ktoś mu mocno przyłożył. 9, wszyscy zaczęli składać książki i zeszyty, pan Wolit nawet nie próbował nas zatrzymać. 8, część klasy wstała i odłożyła podręczniki do szafek. 7, każdy wrócił na swoje miejsce. Kolejne trzy sekundy poświęciliśmy na wyjęcie rzeczy potrzebnych na przerwie. 3, 2, 1 odliczali wszyscy razem, jedni ciszej drudzy głośno jak Eliza. Dzwonek wybrzmiał z sekundowym opóźnieniem. „Nie zapomnijcie o zadaniach ze strony 149" nauczyciel próbował się jeszcze przebić przez hałas spowodowany przerwą. Moja klasa zmieszała się z tłumem nastolatków wybiegających na korytarz. Zostałam sama. Jednym ruchem wyjęłam duży czarny zeszyt z plecaka, chwyciłam niebieski cienkopis i wyszłam na przerwę, z zamiarem spędzenia jej w jedynym cichym miejscu, jakim była kabina z oknem w damskiej łazience...

Idź dalej...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz