Podczas kolejnej lekcji niemieckiego w tygodniu, każdy uczeń miał szczerze dość tego nowego obowiązkowego przedmiotu i liczył tylko na ostatnie sekundy do przerwy.
Zośka tym bardziej nie miał głowy do takich rzeczy, języki to zdecydowanie nie jego bajka, był trójkowym, a czasami nawet dwójkowych uczniem z tego przedmiotu. Nie miał nawet chęci do tego, a zresztą... kto by miał w takim okresie?
Był totalnym przeciwieństwem jego przyjaciela, Rudego, który z niemieckim radził sobie wręcz bardzo dobrze! Wiele razy uniknął przez to niepowodzenia akcji swoich kumpli i mimo prób pomocy dla Zośki, chłopak nigdy nie miał raczej zamiaru załapać.
W ostatnich dziesięciu minutach lekcji, do sali wszedł żołnierz, każdy zwrócił na niego wzrok, tyle, że tylko Rudy zbytnio nie zainteresował się wejściem mężczyzny do klasy.
Wyprowadził nauczycielkę za drzwi, rozmawiając z nią na korytarzu.— Alek...- powiedział cicho Zośka. — Alek... - powiedział trochę głośniej i rzucił w Dawidowskiego zgniecioną w miazgę kartką.
Alek tylko pochylił się lekko do tyłu nie odwracając głowy i słuchał to, co Zawadzki miał mu do przekazania.
— To ten sam żołnierz, który nas ostatnio szukał, przekaż Rudemu. - rozkazał jak zwykle poważnym tonem.
I faktycznie, Zośka wcale się nie mylił, chodziło o nic innego jak o to.
— Rudy! - szarpnął Alek za rękaw Janka, który siedział tuż obok.
Chłopak natychmiast spojrzał na niego, zaprzestając pisać wiersz na ozdobionym przez niego marginesie.
— Co się tak wydzierasz? No co, co? - odezwał się Janek.
— Spakuj wszystko i wiejemy nim wróci ten zdechlak. - nakazał Aleksy i wypatrywał niemca.
Janek wrzucił wszystko jednym ruchem do plecaka, który zawsze gubił coś przez to, że miał charakterystyczną dla Jaśka dziurę na samym spodzie, a jak wiadomo nie było ani pieniędzy ani warunków do kupienia nowego.
Gdy zobaczyli, że drzwi powoli otwierają się, wzięli płaszcze razem z plecakami i wybiegli prędko z sali.
— Gdzie znowu zniknęła ta trójka?! - krzyknęła zdenerwowana nauczycielka.
Każdy popatrzył się na kobietę obojętnie, jak gdyby nic, a gdy pupilek klasowy, chciał zabłysnąć i podnieść rękę, ta została szybko zepchana przez kolegę z ławki.
— Rozumiem, że nie chcecie ze mną pracować?
Uczniowie milczeli.
— Dobrze, więc jutro przygotujcie się na odpowiedzi ustne, dla wszystkich bez wyjątku! - ogłosiła.
Klasa zaprotestowała głośno z widocznym żalem i niezadowoleniem w głosie.
Kobieta wskazała głową Niemcowi na drzwi tylne, którymi prawdopodobne wybiegli chłopcy.
W tym czasie chłopacy biegli ile sił mieli w nogach, wiedząc, że za to co robią i jeśli nie uda się im się ukryć będą mieli przechlapane.
— Możemy już trochę zwolnić? Nie czuję nóg! - krzyknął Bytnar.
— Nie przesadzaj, jeszcze trochę i odpoczniemy... raczej! - wyjaśnił Dawidowski.
— A gdzie Paweł? Przyszedł do szkoły? - zapytał.
— No chyba tak! - krzyknął któryś z nich.
— Chryste, a co jak nakapuje na nas szkopowi? - zmartwił się Zawadzki.