II

3.3K 265 438
                                    


" 05 wrzesień, 39'

Janeczku, sam wstydziłbym Ci się to powiedzieć, więc wybrałem lepszy sposób poprzez napisanie do Ciebie.
Nie chciałbyś może podtrzymać mnie na duchu i pójść ze mną na moje przedstawienie?
Wiesz, zawsze jestem zestresowany takimi drobnostkami, a ty wiesz jak położyć temu kres.
Ściskam najmocniej.
T.Z."

Ów list został wyrzucony przez Zośkę do plecaka Rudego.

Cały tydzień, Taduesz wyczekiwał aż Janek odezwie się co do jego prośby, lecz tak jednak nie było.
Zaczął martwić się, że napisał tam coś złego, ale co niby by miał? Kochał go jak przyjaciela, więc dlaczego nie mógłby napisać do niego takiego listu?

W piątkowe popołudnie chłopcy kończyli właśnie naukę, cała klasa miała całej trójce za złe za to, że podostawali złe oceny z odpowiedni ustnych z języka niemieckiego, ale nie przejmowali się tym zbytnio, bo to mogło zależeć nawet od ich życia.

— Dzięki Bytnar, moja matka tym bardziej będzie mnie dusiła w domu i powoli mi wyjść tylko do szkoły! - powiedziała Monia.

— Przynajmniej będziesz bezpieczna w domu. - uśmiechnął się, jak zwykle ukazując szereg białych zębów.

— Jeszcze ci do uśmiechu? - zapytała zirytowana.

Zmniejsz rygor, chciałabyś żebym został złapany? - popatrzył na nią z nadzieją.


— No... no nie. - westchnęła cichutko Monia.

— No właśnie, a teraz muszę lecieć, moja droga damo. - ujął Tryńską lekko za dłoń i ucałował jej wierzch. - Mam ważną sprawę do załatwienia z moim przyjacielem.

— Żegnaj, Janku. - zaśmiała się cicho dziewczyna.

Całej sytuacji bacznie przypatrywał się Zośka wraz z Pawłem.

— A ty co, zazdrosny o Mońkę? - wybełkotał ze śmiechu Paweł.

— Ależ jesteś zabawny... - mruknął Zawadzki.

— No to o kogo, nie mów że tak o Rudego? - Paweł spojrzał na Zośkę.

— Nie. - uśmiechnął się lekko na słowa "ważną sprawę do załatwienia z przyjacielem."  — Tak właściwie, to wszystko już dobrze. - pomyślał i wręcz piszczał w środku, że mogło chodzić wtedy o niego.

No... szkoda, że tak nie było.

Bytnar nie dostał kartki od Tadeusza i nawet nie wiedział, że Zośka zaprosił go na iście ważne dla niego przedstawienie, gdyż kartka musiała umknąć mu przez dziurę w plecaku, której nigdy w życiu Janek nie zaszył, bo albo zapominał o tym całkowicie albo naprawdę nie chciało mu się tego robić, a nie chciał prosić o to swojej ukochanej mamy, bo źle czułby się z tym że ja wykorzystuje podczas gdy ona sama ciężko pracuje w domu.

Uczniowie po skończonych lekcjach, wychodzili po kolei ze szkoły do swoich domów.

Tymczasem Janek dorwał Taduesza, chwytając go lekko za rękaw:

— Serwus, Zosiu! - krzyknął Rudy.

— Cześć, coś się stało? - zapytał lider.

— Byłeś u Orszy? - dopytał.

— Byłem. - odparł Tadeusz.

— Mówił coś? - zapytał z nadzieją niższy.

— Jak zwykle to samo, dopóki nie wydadzą rozkazu nie mamy nic robić. - burknął pod nosem.

— Kiedy on wreszcie zrozumie, że z takim tempem wszyscy umrzemy? - jęknął wyraźnie niezadowolony.

— Nie wiem Rudy, ale coraz bardziej mnie niepokoi ta cała sytuacja. - przyznał.

— Wychodzimy dziś gdzieś? Poszkodzimy trochę, no wiesz, dawno razem niczego nie gazowaliśmy. - odparł z uśmiechem.

— Nie wiem, dzisiaj muszę sam wyjść, może później. - zwątpił coraz bardziej Zośka co do tego, że Janek przyjdzie trzymać za niego kciuki.

— Oh, a gdzie idziesz? - zerknął na niego Bytnar.

— Nie udawaj że cię to niby interesuje.

— Masz rację, ale chciałem być miły. - wybuchł śmiechem.

— Jak już wrócę, to odezwę się na pewno, bądź przy telefonie. - patrzył przed siebie.

— Postaram się!

— A Alka gdzie wywiało? - wyższy zmienił temat.

— Właśnie do niego idę z lekami, jego matula jest chora. - wykrzywił lekko usta.

— To... miły gest. - wzruszył ramionami.

— Trzeba sobie pomagać... A ty? - spojrzał na Zośkę. — Potrzebujesz czegoś?

Ciebie, dzisiaj wyjątkowo ciebie.- pomyślał Zośka.

— Ej, co ci? - pstryknął palcem Rudy przed oczami Zośki.

— Nie, nie potrzebuję. - westchnął cicho i posłał mu niemrawy uśmiech.

Resztę drogi do domu spędzili głównie w ciszy.

— No to siemanko i mam nadzieję, że do zobaczenia jeszcze dzisiaj. - pokiwał Zośce Janek i wszedł do domu Alka.

Udał się schodami do góry i zapukał do drzwi, otworzył mu nie kto inny jak Dawidowski.

— A ty nie z Zośką? Myślałem, że będziesz później. - otworzył mu szeroko drzwi.

— A dlaczego miałbym z nim być teraz? - zdziwił się Jaś.

— No, dzisiaj jego wielki dzień i w ogóle, tylko o tym mi ostatnio trajkotał.

— Nic mi nie wiadomo, jaki wielki dzień? - uniósł jedną brew.

— Wchodź. - wyjrzał zza Rudego i zamknął za nimi drzwi.

Dawidowski opowiedział mu wszystko od zera, a Janek jedynie zawiedziony sobą i swoją zniewagą jaką przypadkowo obdarzył swojego najlepszego przyjaciela Zośkę, słuchał go.

( Krótszy, bo właściwie nie ma tutaj co dodawać.
Miłego dnia/ nocy czy kiedykolwiek to czytacie słoneczka.
x.)

Before I go | Rośka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz