Rozdział 7

156 7 0
                                    

Ten las wyglądał przerażająco. Wszystko w nim było ponure. Całkowicie jest odmienna od ukrytej osady wśród kamieni. Tu trawa była ciemnozielona z domieszką czerni na czubkach. Miała metr długości. Wszędzie były krzewy i drzewa, które swoją wysokością, nie były dla nas dostępne. Rosły tu także pojedyncze kwiaty. Gdybym miał wybór, to z pewnością nigdy bym tam nie wszedł.

- jesteśmy na skraju mrocznego lasu.- oznajmił Bram.

- gotowy na śmierć? - zapytała Cheryl.

- j.. jak to? - zająkałem się lekko. Serce zaczęło bić mi szybciej ze strachu.

- Cheryl! - ochrzanił ją chłopak.

- no co? Wiesz jakie są mroczne elfy i nimfy. - powiedziała to tak jakby to było oczywiste i całkowicie naturalne.

- nie musisz się martwić. Nic nam nie będzie. - pocieszał mnie Bram. - taką mam nadzieję. - nadal cicho.

Chyba nie chcę tam wchodzić. Chyba na pewno tam nie chcę wchodzić.

- poradzimy sobie. Mamy przecież Ciebie. - oznajmiła z lekkim uśmiechem Cheryl, przez co zbiła mnie z tropu. - damy radę, napewno.

Czy ta dwójka także się boi? Jeśli tak, to jakoś mi trochę lepiej, ale tak troszeczke.

- to choćmy. - odezwałem się. Po raz pierwszy przejąłem inicjatywę, co mnie bardziej przeraziło, niż dodano mi odwagi. - miejmy to już za sobą.

- droga bez powrotu. - dodała chytrze Cheryl. Wszystko wróciło do normy.

Poszliśmy głębiej w las. Bram prowadził, ale od czasu do czasu, słuchał się rudowłosej w sprawie kierunku.

Ciekawe co tam u mojej mamy? Co u mojego ojca? Co u Bonnie? Co u Alberta? I także co u Dick'a i Jasona? Martwią się? Albo czy w ogóle nie zauważyli mojego zniknięcia?

Moje rozmyślania przerwała strzała, która wbija się centralnie parę centymetrów obok mojej twarzy i teraz wbita jest w łodygę kwiatu. Mam lekkie déjà vu. A także mam prawie zawał serca.

Z przerażeniem upadłem na ziemię. Cheryl wraz z Bram'em przygotowali się do walki. Rudowłosa miała już napięty łuk. Czarnowłosy wyjął swoje sztylety.

- nie strzelać! - zawołał ktoś. Mężczyzna wyszedł spomiędzy krzaków. Był na prawdę wysoki. Miał czarne wdzianko, nie mogłem ustalić co to dokładnie. Należał do elfów. Stwierdziłem to po jego uszach i naprawdę sporej wielkości łuku, który robił wrażenie. - kim jesteście i co tu robicie? - zadał pytanie.

- Nazywam się Bram Greenfeld. Jestem byłym elfem. Obok mnie stoi Cheryl Blossom, była syrena. Za nami jest książę Thomas Brodie-Sangster. Przyszliśmy po Pegaza, jest zagrożony. - odpowiedział spokojnie chłopak.

Z lasu wyszły inne elfy i byłem po wrażeniem ich ilości. Niektóre dostrzegłem nawet na drzewach!

Elf, który zadał to pytanie, bacznie mi się teraz przyglądał. Poczułem się lekko nieswojo, ale w końcu wstałem powoli z ziemi.

- więc plotki o księciu są prawdziwe. - zaczął mówić. Podniósł rękę, a pozostałe elfy opuściły łuki, lecz nadal były w gotowości. Moi towarzysze zrobili to samo.  - Nazywam się Chase Graves. Jestem dowódcą mrocznych elfów. Ja tu żądzę.

- nie macie tutaj króla elfów? - słowa mimowolnie wyszły z moich ust. Byłem bardziej ciekawy niż wystraszony.

- naszym królem był ojciec księcia Dylana. - odpowiedział. - był mądry i sprawiedliwy, ale niestety zniknął.

Magiczne drzwi /Dylmas Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz