Dzień 4

206 30 19
                                    

Dłoń swoją, zwracam ku sobie
Mieszając ze sobą, koszmary i sny...

Muzyka grała tak głośno, że zagłuszała nawet myśli w głowie Śmierci. Szkielet siedział przy jednym ze stolików, zastanawiając się nad swoim kolejnym wierszem. Po chwili westchnął cicho i ukrył notes w kieszeni, po czym rozejrzał po wnętrzu klubu "Pod Makowym Bezikiem". Ludzie pili przy barku, rozmawiali na wielkich, fioletowych sofach lub tłoczyli się na parkiecie, pląsając w niespójnym, pijackim tańcu. Śmierć musiał przyznać, że miało to w sobie coś hipnotycznego.

Szkielet uniósł do ust szklankę, wypełnioną zimnym trunkiem. Nigdy nie rozumiał jak ktoś mógł relaksować się w miejscu podobnym do tego. Drinki z lodem musiały być dla żyjących prawdziwym wybawieniem przy panującej w pomieszczeniu duchocie. Człowiek stał przy człowieku, a w powietrzu unosił się zapach potu, alkoholu oraz wymiocin. Gdyby nie fakt, że był niematerialny, ktoś ciągle by na niego wpadał.

Odłożył szklankę, która natychmiast rozpłynęła się w powietrzu. Czasami żałował, że nigdy nie było mu dane spróbować alkoholu. Może wtedy mógłby być jedną z tych osób tańczących na parkiecie?

Dotknął podbródka, po czym na jego twarzy zagościł litościwy uśmiech. Pokręcił delikatnie głową, gdy oczami wyobraźni zobaczył siebie pośród innych. Odchylił się do tyłu, po czym spojrzał na mężczyznę siedzącego obok, który pustym spojrzeniem mierzył bawiących się przed nim ludzi. Jego dłoń co chwilę lądowała na kieszeni skórzanej kurtki, a zważając na panujący zaduch, mężczyzna musiał być pod nią okropnie spocony.

Grany przed chwilą numer dobiegł końca. Był żywiołowy, erotyczny i szybko wspiął się na szczyty radiowych list przebojów. Równie szybko też z nich spadł, gdy jego wykonawca otrzymał łatkę skandalisty, co wcale nie przeszkadzało młodym ludziom słuchać go na imprezach, a wręcz uczyniło popularniejszym.

Kolejny kawałek okazał się już o wiele spokojniejszy. Niektórzy z bawiących się zeszli odpocząć, robiąc tym samym miejsce dla par przywabionych „muzyką do przytulania". Po chwili parkiet znów wypełnił się kołyszącymi w rytm powolnych tonów ludźmi.

Bar był popularny wśród środowiska LGBT, toteż na środku sali znajdowały się w większości pary homoseksualne. Szkielet wstał, po czym wszedł pomiędzy nie: mężczyźni tańczący z mężczyznami, kobiety z kobietami. Tutaj, wszyscy mogli być sobą i cieszyć się swoją obecnością. Nikt nie mówił im co jest im wolno, a co jest zabronione, co wypada, a co sprawi, że inni zaczną rzucać im nienawistne spojrzenia. To była dla nich oaza spokoju i akceptacji.

W dłoni Śmierci pojawiła się kosa, dokładnie w momencie gdy padły pierwsze strzały. Z początku ludzie wpatrywali się w zwłoki, nie rozumiejąc co właśnie miało miejsce i dopiero, gdy padła kolejna salwa, w klubie zapanowała panika. Muzykę zagłuszył krzyk i szczęk broni. Ludzie biegli do wyjścia, tratując się i przebiegając obok Śmierci i przez niego. Jeden fałszywy ruch, jedno potknięcie, mogło skończyć się stratowaniem pod nogami spanikowanego tłumu.

Strzały wybijały rytm, do którego tańczył Śmierć, wyciągając po kolei dusze z ciał i przecinając je swoją kosą. Często zdarzało się, że w wyniku tragicznej i nagłej śmierci, dusza nie oddzielała się od ciała. Równie często takie osoby nie wiedziały nawet, że umarły, całkowicie zapominając o ostatnich chwilach swego życia.

Szkielet obracał się wokół siebie, wyłapując kolejne osoby. Nie lubił masowych tragedii: zawsze przysparzały mu pełno pracy i rozgrzebywały stare rany. Mimo wszystko, takie dramaty jak teraz, miały miejsce codziennie, na całym świecie i z tysięcy różnych powodów.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 08, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dni z życia ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz