ukatake || zachodźże słoneczko

988 114 56
                                    

Lato oferowało wiele pięknych zachodów słońca. Ukai Keishin zaś zachody słońca uwielbiał. Wielbił je całą swoją postacią za ich prostą różnorodność i niezwykłe kolory. A już najbardziej podobały mu się z odpowiednią osobą przy boku.

Spytał Takedę jak on widzi tą sprawę. Mężczyzna z pewną dozą zawstydzenia odparł, że w istocie zachody słońca są magiczne. Kilka minut potem został powiadomiony, że dwa dni naprzód wybiera się z Ukaiem na wycieczkę po kraju, by oglądać zachody słońca.

Cel wycieczki był co prawda nieco inny, ale blondyn uznał, że nie trzeba od razu wszystkiego zdradzać. Jeszcze Ittetsu by mu odmówił i dopiero by się porobiło.

Tak też z samego chłodnego ranka zapakowali się do czerwonego, trochę obitego, lecz porządnego, samochodu Ukaia i ruszyli przed siebie. Silnik warczał w najlepsze, staromodna muzyka grała cicho z radia, a krajobraz za oknem przesuwał się z wolna, ukazując coraz mniej znany teren.

Takeda nie znał miejsca docelowego wycieczki. Pytał przyjaciela o tą kwestię, ale dowiadywał się jedynie, że to niespodzianka. Prawda była taka, że Ukai też nie miał pojęcia, gdzie jadą. Lubił nieznane i nowe, lubił iść na żywioł. Gdyby jednak powiedział o tym mężczyźnie obecnie siedzącemu obok i zagapionemu w szybę, prawdopodobnie by biedaka wystraszył. Okularnik taki już był. Wolał znajome sytuacje i to, co stałe. I chyba jedyną zupełnie nieprzewidywalną rzeczą, którą cenił i kochał, był sam Ukai.

— Takeda, a tak właściwie — rzucił luźno Ukai, obgryzając swoje paznokcie — nie miałeś nic innego do roboty w wakacje? — rzucił mu przelotne spojrzenie — bo trochę cię tu zaciągnąłem i...

— Nie, nie — zaprzeczył od razu. — Nie mam zbyt wielu znajomych, więc i tak siedziałbym w domu przed meczami siatkówki na sportowym kanale w telewizji. — przerwał na chwilę, ale po chwili dodał obojętnie — albo i nie, bo nie stać mnie ostatnio na kablówkę.

— A rodzina? — spytał ostrożnie. Zwykle nie uważał na swoje słowa, ale przecież chodziło tu o jego Takedę. Jak mężczyznę straci, to tylko raz.

— Cóż... — westchnął smutno — rodziców mam, to tak. Ale poza tym życie rodzinne chyba mi trochę nie wyszło — zaśmiał się bez radości, ukrywając pewien żal.

Keishin bez namysłu ściągnął dłoń z kierownicy i położył ją na mniejszej dłoni bruneta. Ten wzdrygnął się, ale nie zabrał ręki.

To było właśnie ciepło rodzinne, którego nie potrafił znaleźć nigdzie indziej.

***

Na dłuższą przerwę zatrzymali się dopiero po południu na jakimś pustkowiu. Takeda trochę panikował na myśl, że w pobliżu nie ma cywilizacji, ale uspokoiła go trochę niefrasobliwość Ukaia. Gdzieś wewnątrz siebie wiedział, że nie jest to coś, co powinno go uspokajać, ale nie potrafił się zbytnio stresować, kiedy w pobliżu miał tego wielkiego faceta roztaczającego aurę relaksu i beztroski.

Przeszli się trochę, by rozprostować kości, ale szybko uznali, że jest im za gorąco. Po zjedzeniu przygotowanego wcześniej obiadu, udali się dalej.

Ukai mimo swojego pragnienia szalonych przygód, miał w schowku mapę. Takeda znalazł ją, kiedy szukał okularów przeciwsłonecznych przyjaciela.

Przyjrzał się uważnie znakom i nazwom i znalazł w końcu coś bardzo ciekawego, czym nie omieszkał się podzielić z towarzyszem.

— Jeśli skręcisz w lewo na następnym zjeździe, możemy posiedzieć nad rzeką. — oznajmił z lekkim uśmiechem.

Keishin zerknął na mapę, a potem na podekscytowana minę Ittetsu.

Letnie trele-morele | haikyuu shipsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz