Eddard

31 1 0
                                    

Po przybyciu do Winterfell udał się do Bożego Gaju gdzie jak zawsze oczyszczał się po dokonaniu sprawiedliwości. Oddał wodzę swego konia stajennemu oraz polecił słudze przynieść mu impregnowaną szmatkę którą oczyści Lód. Kiedy przyniesiono ją, bez słowa udał się w stronę Bożego Gaju. Mijał strzeliste drzewa strażnice, potężne dęby oraz graby stare jak sama ziemia. Czuł pod stopami grubą warstwę próchnicy która chrzęściła gdy szedł.

Pośrodku gaju nad małym stawem wypełnionym czarną, zimna wodą stało czardrzewo, drzewo serca jak je nazywano. Kora biała jak kość, liście niczym krwistoczerwone dłonie opadające na ziemie. W pniu wyrzeźbiono twarz, twarz pociągłą i zamyśloną; głęboko wycięte oczy, czerwone od wyschniętych soków sprawiały wrażenie czujnie obserwujących. Usiadł pod nim, namoczył szmatkę w wodzie czarnej jak noc i zaczął jeździć nią wzdłuż ostrza, czyszcząc ją starannie. Skupił się tylko i wyłącznie na tym by oczyścić Lód z krwi dezertera z Nocnej Straży. Niepokoiło go to. Był to już czwarty przypadek w roku a Ben pisał mu że Nocna Straż nie ma nawet tysiąca ludzi. Jednym z powodów tego było że wielu ginęło w czasie wypadów za Mur w walce z Dzikimi. Także ten Mance Rayder...ten dezerter z Nocnej Straży który ogłosił się królem za Murem i zbiera wokół siebie wodzów plemion Dzikich. Może nadejść dzień gdy nie będzie miał innego wyjścia jak wezwać chorągiew i pomaszerować na północ.
Zatrzymał się chwilę w czyszczeniu miecza. Znaleźli dzisiaj wilkory i wszystkie jego dzieci, włącznie z Jonem i Artosem je mieli.
Artos 
Kiedy patrzył na jego oczy, widział Asharę. Wystarczyło tylko by zamknął oczy a widział jej twarz. Długie, ciemne włosy które opadały na ramiona. Jej słodki uśmiech i te niezwykłe fioletowe oczy. Obiecał jej że wychowa ich syna, że będzie go kochał. I dotrzymał słowa. Artos był ważny dla niego nie mniej od Robba, Jona, Sansy, Aryi, Brana oraz Rickona. Nie było łatwo rozstać się z nim na te kilka lat gdy wysłał Artosa by lepiej poznał rodzinę swej matki. Często to niego pisał by jego syn wiedział że nie zapomniał o nim jak i widzieć jak radzi sobie w Starfall. Jego syn dobrze radził sobie w posługiwaniu się mieczem, toporem, buzdyganem i łukiem. Dobrze jeździł oraz wiedział jak używać kopii. Był z niego nie mniej dumny niż z reszty swoich dzieci.
- Ned - usłyszał cichy, znajomy głos. Podniósł głowę i zobaczył Catelyn.
- Catelyn - powiedział. - Gdzie są dzieci?
 - W kuchni. Sprzeczają się o imiona swoich wilczych szczeniąt. Rozłożyła płaszcz na ziemi i usiadła na brzegu stawu, opierając się plecami o drzewo. - Arya już pokochała swojego, Sansa też jest oczarowana, za to Rickon jest niepewny.
 - Boi się? - spytał Ned.
- Trochę - odparła. - Ma dopiero trzy lata.
Zmarszczył brwi.
 - Musi nauczyć się stawić czoło obawom. Będzie coraz starszy. A poza tym nadchodzi zima.
- Tak -powiedziała Catelyn.
- Tamten człowiek umarł dzielnie, muszę mu to przyznać - powiedział Ned. W dłoni trzymał kawałek skóry namoczonej oliwą. Przeciągnął nim wolno po ciemnym ostrzu, aż zalśniło.
 - Bran także spisał się dzielnie. Byłabyś z niego dumna.
 - Zawsze jestem dumna z Brana - odparła Catelyn.
Ned dobrze wiedział że Brandon był jej ulubionym dzieckiem. On sam nie faworyzował żadnego z swoich, choć starał się by Artos miał w miarę szczęśliwe dzieciństwo.
- Już czwarty tego roku - powiedział ponuro Ned. - Biedaczyna był na wpół szalony. Coś przepełniło go strachem tak bardzo, że moje słowa nie docierały do niego.
 - Westchnął. - Ben pisze, że w Nocnej Straży nie ma już nawet tysiąca ludzi. I to nie tylko z powodu dezercji. Tracą też ludzi w czasie wypadów.
- Przez dzikich? - spytała.
 - Tylko przez nich? - Ned podniósł miecz i powiódł wzrokiem wzdłuż jego chłodnego ostrza.
- Przyjdzie wreszcie taki dzień, kiedy nie będę miał wyboru. Będę zmuszony wznieść sztandary i pojechać na północ, by zmierzyć się z Królem-poza-Murem.
- Poza Murem?
Ned zauważył jej niepokój na twarzy.
 - Mance Raydera raczej nie powinniśmy się obawiać-odparł.
- Za Murem mieszkają mroczne istoty. 
Uśmiechnął się łagodnie.
- Słuchasz za dużo opowieści Starej Niani. Inni umarli tak samo jak dzieci lasu, nie ma ich tutaj już od ośmiu tysięcy lat. Maester Luwin twierdzi nawet, że nigdy ich tutaj nie było. Nikt z żyjących ich nie widział.
- Tak jak do dzisiejszego ranka nikt nie widział wilkora - zauważyła Catelyn.
- Powinienem już wiedzieć, że nie należy się sprzeczać z kimś z rodu Tullych - odpowiedział, uśmiechając się smutno. Wsunął Lód do pochwy. - Ale przecież nie przyszłaś tutaj, żeby opowiadać mi bajeczki. Wiem, że nie przepadasz za tym miejscem. O co chodzi, pani?
Catelyn złapała go za rękę.
- Mój panie, otrzymaliśmy smutne wieści. Nie chciałam cię smucić, zanim się nie oczyścisz. Tak mi przykro, kochany. Jon Arryn nie żyje.
Ned poczuł jakby ktoś uderzył go obuchem w głowę. Jon Arryn nie żyje!? Był dla niego jak drugi ojciec kiedy jego własny wysłał go jako podopiecznego kiedy miał osiem lat. Zaprzyjaźnił się z Robertem Baratheon który był dla niego jak brat. kiedy Szalony Król zamordował jego ojca i brata oraz zażądał głów jego i Roberta, Jon Arryn wolał wznieść sztandar z księżycem i sokołem, niż pozwolić, żeby skrzywdzono tych, których obiecał chronić. Spojrzał na żonę.
Pewnego dnia, przed piętnastoma laty, jego drugi ojciec został także bratem, kiedy razem stanęli w sepcie Riverrun, by poślubić dwie siostry, córki lorda Hostera Tully'ego, choć gdyby miał możliwość to Ashara była by jego żoną. 
- Jon... - powiedział. - Czy to pewna wiadomość?
- Potwierdzona królewską pieczęcią. Robert napisał list własnoręcznie. Zatrzymałam go dla ciebie. Pisze, że lord Arryn odszedł szybko. Nawet maester Pycelle nie potrafił mu pomóc. Podał mu tylko makowe mleko, żeby Jon nie cierpiał długo. 
- Niewielka to łaska - odpowiedział. -   A twoja siostra? I chłopak Jona? Co o nich pisze?
- Wiem tylko, że mają się dobrze i wrócili do Orlego Gniazda - powiedziała Catelyn. - Szkoda, że nie pojechali raczej do Riverrun. Orle Gniazdo leży wysoko i na odludziu, a poza tym to dom jej męża. Każdy kamień będzie jej go przypominał. Znam moją siostrę. Jej potrzeba pociechy rodziny i przyjaciół.
 - Twój wuj czeka w Dolinie Arryn, prawda? Słyszałem, że Jon pasował go na Pierwszego Rycerza Bramy.
Catelyn przytaknęła mu. - Brynden zrobi wszystko, co w jego mocy, by ją pocieszyć, ją i chłopca, lecz...
- Jedź do niej - odezwał się Ned. - Zabierz dzieci. Niech wypełnią ich dom śmiechem i hałasem. Jej chłopak potrzebuje towarzystwa innych dzieci. Lysa nie powinna pozostawać sama w cierpieniu.
- Gdybym tylko mogła to uczynić - powiedziała Catelyn. - List zawiera też inne wieści. Król przyjeżdża do Winterfell, chce się spotkać z tobą.
Po chwili dotarł do niego sens słów żony. Uśmiechnął się, nie mógł doczekać się by znów zobaczyć starego przyjaciela. Robert Baratheon był dla niego niczym brat. Razem walczyli przeciw Targaryenom by pomścić śmierć jego ojca i brata oraz uratować Lyanne. Wciąż prześladowały go jej słowa.
Obiecaj mi, Ned.
- Robert przyjeżdża?- spytał.
Catelyn skinęła głową a on uśmiechnął się szerzej.
 - Wiedziałam, że się ucieszysz - powiedziała jego żona. - Powinniśmy posłać wiadomość na Mur, do twojego brata.
- Oczywiście - odparł. - Ben z pewnością zechce nam towarzyszyć. Każę Maesterowi Luwinowi posłać najszybszego ptaka. - Ned podniósł się i pomógł wstać Cat. - A niech mnie, ile to lat minęło? I nic więcej w liście? Pisze przynajmniej, ilu ludzi z nim przyjedzie?
- Przypuszczam, że ze stu rycerzy, każdy ze swoją świtą, i co najmniej pięćdziesięciu wolnych. Będzie też z nimi Cersei wraz z dziećmi.
- Pewnie ze względu na nich Robert nie będzie się spieszył - powiedział. - I dobrze. Przynajmniej zdążymy się przygotować.
- Przyjeżdżają też bracia Królowej - powiedział.
Ned skrzywił się. Wciąż pamiętał ciała owinięte w karmazynowe płaszcze przez Tywina Lannistera. Robert spojrzał na nie i powiedział że nie widzi dzieci tylko smoczy pomiot. To doprowadziło do kłótni z nim. Odszedł wściekły by zakończyć oblężenie Końca Burzy i udać się do Wieży Radości. Ashara przysłała mu wiadomość o jej położeniu oraz że tam Rhaegar trzymał Lyanne.
- No cóż, jeśli ceną za towarzystwo Roberta ma być plaga Lannisterów, niech i tak będzie. A zatem zanosi się, że Robert przywiezie ze sobą połowę dworu.
- Tam, dokąd Król zdąża, podążają i jego poddani.
- Z radością zobaczę jego dzieci. Najmłodsze było jeszcze przy piersi, kiedy widziałem je po raz ostatni. Teraz chłopak ma chyba z pięć lat, prawda?
- Książę Tommen ma siedem lat - wyjaśniła. - Jest w wieku Brana. Proszę cię, Ned, trzymaj język za zębami.Kobieta Lannisterów jest naszą Królową, mówią też, że z każdym rokiem staje się coraz bardziej dumna.
Ned uścisnął jej dłoń.
- Ale nie obejdzie się bez uczty z muzyką. Robert z pewnością zechce zapolować. Wyślę Jory'ego na południe z gwardią honorową, aby przywitali go na królewskim trakcie i poprowadzili do nas. Bogowie, jak my ich wyżywimy? Powiadasz, że już są w drodze? A niech go, złoiłbym tę jego królewską skórę.


Dziki WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz