Prolog

126 5 1
                                    

-3 lata temu-

Wbiegła na salę operacyjną, za dwójką innych stażystów. Była to jedna z tych mniejszych sal, raczej bardzie przestarzałych. Ściany miały kolor brudnej bieli, a zielonkawe linoleum nie należało do estetycznych. W pomieszczeniu nie było okien, a jedynym oświetleniem były trzy bzyczące lampy, świecące białym rażącym światłem. Zmrużyła oczy i przyjrzała się dokładnie ścianom. Po przeanalizowaniu zauważyła, że nie ma tu kamer. "Może się to przydać".

Została wezwana tu by pomóc, jako świeżo upieczona stażystka, z ledwo otrzymanym dyplomem magisterskim. Była podekscytowana, choć ukrywała to pod maską lekkiego zainteresowania. Nie była podekscytowana samą operacją, bo nie była to jej pierwszą, ale możliwością pracy nad ludzkim ciałem. Żywym ciałem. Przeprowadziła wiele zabiegów na studiach, lecz teraz czuła, że to będzie coś innego, bardziej rzeczywistego.

Gdy weszła poczuła metaliczny zapach krwi, wręcz upajający, niczym drogie perfumy. Nabrała go więcej do płuc cieszyła się nim dopóki do niego nie przywykła i przestała go czuć. Czasami żałowała, że człowiek ma tak słaby węch, szczególnie gdy tyczyło się to pięknych zapachów, właśnie takich jak ten.

Doktor Jordan już stał przy jednej z maszyn i uzupełniał kartę pacjenta. Śpieszył się i miał nerwowe ruchy. "Nie wygląda na profesjonalistę, a mówią, że wiek daje doświadczenie". Zerknęła na mężczyznę na stole. Był przykryty do połowy zielonym materiałem, który kontrastował z jego nienaturalnie bladą skórą, najwidoczniej stracił już sporo krwi. Miał ranę na brzuchu, tuż pod linią żeber. "Żołądek" pomyślała "Nie przeżyje", ale i tak skupiła się na poleceniach doktora prowadzącego, który trzęsącymi się rękoma zaczął oczyszczać i powoli rozcinać skórę by dostać się do czegoś, co miał zamiar wyjąć, najpewniej kulę.

– Podać znieczulenie miejscowe – rzucił jakby do nikogo, ale ona zrozumiała. "Przynajmniej wie, że musi mieć świadomego pacjenta, by obserwować jego reakcje". Podeszła i przyszykowała igłę. Pstryknęła w strzykawkę i ze skupieniem zbliżyła się do leżącego. Z bliska rana wyglądała jeszcze gorzej. "To nie był czysty strzał" stwierdziła oglądając rozorany brzuch. Widocznie tak samo okropnie bolał, jak wyglądał, bo mężczyzna jęczał, zaciskając dłonie w pieści. "Ma ładne paliczki. Smukłe" myśląc to wbiła ostrożnie igłę w okolicach rany i wstrzyknęła znieczulenie. Po chwili pacjent rozluźnił się odrobinę i wypuścił zakrwawioną wargę, którą musiał przegryźć z bólu. Na jego brodę pociekła stróżka krwi, gdy mężczyzna potrząsnął głową, najwyraźniej chcąc odegnać mroczki, stworzyła artystyczny wzór. Następnie oparł głowę o oparcie i uchylił lekko usta. Odsłoniły się białe zęby. "Niesamowite. Szkliwo w idealnym stanie" zachwyciła się, przy okazji zerknęła na raport. Rana postrzałowa ślepa - przeczytała i tylko upewniła się, że operowany nie wyjdzie stąd żywy.

Cała czwórka pracowała w milczeniu, tylko doktor prosił co chwilę o nowy instrument. Stażyści na zmianę podawali i odbierali narzędzia, czyścili i odkładali na miejsce. W tle rozbrzmiewał dźwięk pracujących maszyn, szum starych jarzeniówek i brzęk narzędzi. Wszystko to składało się w przedziwną symfonię, wydawało jej się, że to utwór słyszany tylko przez nią. Coś nieludzkiego. Nagle melodię przerwał trzask otwieranych z rozmachem drzwi. Klamka z łoskotem uderzyła w ścianę tworząc dziurę w tynku, a szyba w drzwiach zabrzęczała w  głośnym proteście. W jednej chwili wszyscy zamarli, nawet mężczyzna na stole znieruchomiał. Doktor Jordan z wrażenia upuścił skalpel, a kropelki krwi rozbryzgły się na linoleum i ochlapały buty jednego ze stażystów. "Najczystsza sztuka i jaka piękna", jedyne co jej przyszło do głowy widząc ten bałagan.

Pani DoktorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz