Rozdział 1

24 4 2
                                    

Gdy dotarliśmy na miejsce i wysiadłem z samochodu, moim oczom ukazał się nieduży, biały domz ogrodem w którym większość kwiatów stanowiły róże.

Poszedłem wyjąć walizkę, ale Aleksander mnie uprzedził.

- Już mówiłem, że jesteś zbyt drobny na noszenie tej walizki - uśmiechnął się.
- Trochę cię podkarmimy i będziesz mógł nosić cięższe rzeczy, ale na razie zostaw to mnie.
- Dobrze - odparłem, rozglądając się dookoła. - Ale nie chcę po prostu ci sprawiać problemu. Nie jestem już dzieckiem i sam mogę nosić swoje rzeczy.
- Tak, tak - zaśmiał się lekko i ruszył w stronę domu, a ja ruszyłem za nim.

- Edgar, pokaż Joshowi ogród. Aleks zaniesie walizkę i do was przyjdzie - powiedziała mama chłopaków.
- Dobrze, mamo - chłopak o ciemniejszych włosach uśmiechnął się szeroko, aż za szeroko. - Chodź to pokażę ci moje ulubione miejsce w ogrodzie - zwrócił się do mnie i ruszył pomiędzy wielobarwne róże.

Podreptałem za nim jak najszybciej, starając się dotrzymać mu kroku, bo szedł szybko i najwyraźniej wcale go nie interesowało czy za nim nadążam czy nie.

- Lubię to miejsce - powiedział, zatrzymując się, gdy dotarliśmy do kilku różanych krzewów o kwiatach białych z delikatnym liliowym zabarwieniem na końcach płatków.
- Jest w najdalszym miejscu ogrodu i nie da się go zobaczyć z żadnego okna, bo krzaki wszystko zasłaniają.
- Te róże są piękne - uśmiechnąłem się lekko, ostrożnie biorąc jeden kwiat w dłonie i wdychając jego subtelny zapach.

- Piękne, ale kłujące - usłyszałem przy uchu i gwałtownie zostałem pchnięty twarzą na krzewy. Pisnąłem z bólu i zaskoczenia, próbując się wyplątać z roślin, ale zostałem dociśnięty do nich butem.

- Posłuchaj, gówniarzu - usłyszałem nad głową głos Edgara. - Jeśli powiesz o tym komukolwiek to gorzko tego pożałujesz. Nienawidzę cię i nienawidzę tego, że moi rodzice woleli wybrać takiego idiotę jak ty niż Sarę. Rodzice cię już nie oddadzą do sierocińca, to pewne, ale nie myśl że będziesz miał tu kochającą rodzinkę i takie tam sprawy. Będę przy rodzicach udawał, że cię lubię i ty też masz to robić, bo jak nie...

Zamilkł i zabrał ze mnie nogę, bo dało się słyszeć kroki.

- Jezu, a co on robi w tych krzakach!? - usłyszałem głos Aleksandra. - Przecież to ma kolce, mogło mu się coś stać!
- Szliśmy, potknął się o kamień i się przewrócił - powiedział Edgar tym swoim przesłodzonym glosem.

- Nic mi nie jest - szepnąłem, próbując wydostać się z krzaków.
- Nie szarp się, bo zrobisz sobie krzywdę - odparł chłopak o jaśniejszych włosach, wyplątując mnie z roślin.

- Muszę natychmiast ci to przemyć - powiedział stanowczo, gdy w końcu mnie wyciągnął.
- Mówiłem, że nic mi nie jest - odparłem cicho, zerkając na swoje ręce, brzuch i nogi. Miałem je całe podrapane i z niektórych ran ciekła krew, ale najbardziej piekła mnie twarz.

Aleksander poprowadził mnie do domu, a ja rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu jego brata, ale nigdzie go nie było. Musiał się ulotnić, gdy byłem wyciągany.

Westchnąłem cicho, a po chwili dotarliśmy do domu.

- Dam ci lusterko to zobaczysz to swoje nic mi nie jest - powiedział chłopak i podał mi jakieś lustro. Gdy w nie spojrzałem, zobaczyłem że mam całą twarz zakrwawioną i poranioną, a tuż obok prawego oka miałem głębokie rozcięcie. Pewnie zostanie mi blizna...
- Mogłeś nawet oślepnąć - mruknął i wyjął apteczkę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 09, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Pomóż mi, braciszkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz