*Olivia*
Ktoś szturchnął mnie czubkiem buta w brzuch. Jęknęłam cicho. Chciałam dalej spać. Było mi tak dobrze, choć niesamowicie zimno. A może już nie? Może leżałam gdzie indziej?
-Może nie żyje. - Usłyszałam męski, piskliwy głos.
Może już po prostu przyzwyczaiłam się do zimna.
-Przecież widziałeś durniu, że się ruszyła. - Powiedział ten nieco cięższy. - Ej...Ty...Wstawaj. - Kopnął mnie nieco mocniej. Uchyliłam powieki i spojrzałam w górę. Byli to chyba ci sami mężczyźni, co wcześniej. Nie wiedziałam kto, bo dalej nie widziałam twarzy, choć mój wzrok był już w nieco lepszym stanie.
-Kim jesteście?
-Ha! Mówiłem, że żyje! - Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i automatycznie spojrzałam w ich kierunku. Trzecia osoba weszła do celi, taszcząc za sobą wiadro. Próbowałam wznieść się na łokieć, by przesunąć się nieco w kierunku ściany, tym samym odsuwając się od nich, ale na nic mi się to zdało. A nawet jeśli by się udało - przecież i tak nie miałam drogi ucieczki. - Nie uciekaj. Nie masz przed czym... - Potężniejszy mężczyzna zaśmiał się. Trzeci (choć nie wiem, czy nie była to może kobieta, patrząc na wiotkość figury) dalej ciągnął wiadro, aż postawił ją na środku celi. - Dobra, możesz iść. - Postać pospiesznie wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie z dwójką moich oprawców. - Wyspałaś się? - Milczałam. - Pytam o coś.
-Tak.
-Na pewno?
-Tak.
-A ja sądzę, że nie. - W jednej chwili podniósł wiadro, co w przeciwieństwie do tej kruchej osoby, która wyszła stamtąd chwilę temu, nie sprawiło mu ani grama trudności. Wszystkie moje mięśnie skurczyły się w przeciągu sekundy. Mokre włosy uderzyły w ramiona, gdy obracałam twarz, próbując uchronić ją przed strumieniem lodowatej wody. - Patrz jak się unoszą. - Zaszydził wyższy. Zerknęłam na moją unoszącą się szybko klatkę piersiową i sterczące sutki. - Już teraz wiem, co w niej ten Barty widział. - Obróciłam twarz z błyszczącymi oczami w ich stronę, jak pies, który właśnie zobaczył właściciela ze smacznym kąskiem w ręce. - Och! Widzę, że pamięci nie straciłaś. - Spojrzałam dumnie w jego twarz, na co on pociągnął kaptur jeszcze bardziej w stronę nosa. - Chciałabyś go zobaczyć, prawda? - Oddychałam głośno z ochotą na rzucenie się na ich dwójkę. - Odpowiadaj, kiedy pytam. Dobrze?
-Tak, chciałabym. - Wycedziłam przez zęby.
-Tak myślałem...Miłość. Podobno piękne uczucie, ale jakże wyniszczające. Widać, nie? - Szturchnął niższego, a ten przytaknął i zachichotał.
-Chyba nigdy go nie doświadczyłeś. - Zdobyłam się na odwagę.
-Na szczęście. - Uniósł lekko kąciki ust, co było niezmiernie obrzydzające. - A ty? Nie żałujesz, że doznałaś takiego czegoś jak miłość?
-Nie.
-Nie?
-Nie. - Powtórzyłam.
-Jesteś głupia. - Niższy złapał go za rękaw, jakby z ostrzeżeniem, ale ten strzepnął jego dłoń. - Spokojnie. - Wyszeptał w jego kierunku. Kaszlnęłam zwracając na siebie uwagę, bo wiedziałam, że ma mi jeszcze coś do powiedzenia. - No więc, jak mówiłem...Nie należysz do najmądrzejszych istot jakie znam, wiesz?
-Ta?
-Tak. Mówisz, że nie żałujesz tej miłości, a przecież gdyby nie ona, nie byłoby cię tutaj.
-Nie sądzę. - Obróciłam twarz.
-Nie sądzisz? - Nie odpowiedziałam. - A ja to wiem, nie muszę sądzić. Ale on też...Też był głupi. - Niższy już wyciągał dłoń, ale widząc wzrok wyższego - powstrzymał się. - Był, bo go zabiłaś. - Choć dobrze pamiętałam co się stało w kościele, dalej w to nie wierzyłam. On nie mógł...Nie mógł umrzeć. Przecież był synem samego zła. Mógł jedynie osłabnąć, na chwilę...Ale nie umrzeć... Nie zniknąć na całe wieki! - Zadowolona jesteś z siebie, hm?
-Nie zabiłam go.
-Och, tak sądzisz?
-Ja to wiem, nie muszę sądzić. - Spojrzałam mu w oczy, choć były pod warstwą materiału. Wiedziałam, że on i tak widzi moją złość. - Jak ty. - Uśmiechnęłam się przy tym sarkastycznie.
-Słyszałeś? - Wyższy trącił znów niższego. - Zabawna, nie? - Ten znów mu przytaknął. W sumie zaczęłam zastanawiać się po co on tam stał. Dla ochrony? Raczej nie. Dla towarzystwa? Nie sądzę. Z czyjegoś rozkazu? Bardziej możliwe. A może właśnie dla przytakiwania i podnoszenie ego swojego współtowarzysza? Tak, ta opcja najbardziej możliwa. Chciałam to powiedzieć, ale ugryzłam się w język. - Tak czy siak, ja nie żartuję, choć...Chciałbym. Ale spokojnie, ty jeszcze zobaczysz, że ja nigdy nie żartuję, prawda? - Kolejne przytaknięcie niższego. - A teraz spróbuj się otrząsnąć po tym, co usłyszałaś. - Posłałam mu pytające spojrzenie. - ŻART! - Krzyknął i wybuchnął śmiechem, a jego towarzysz razem z nim, choć trochę później, jakby nie złapał ,,żartu". - Czasem jednak lubię pożartować.
-Świetnie. - Odparłam beznamiętnie.
-Nie musisz się otrząsać po śmierci ukochanego, bo to ty go zabiłaś! Ale zwrot akcji! Prawda? - Tym razem chyba czekał na moje potwierdzenie. Nie dostał go.
-Prawda. - Odparł wtedy niższy, zabijając mnie wzrokiem. Kolejna jego funkcja.
-Ale jeszcze go zobaczysz, wiesz? - Tym mnie zaciekawił. - Mam na myśli jego ciało. - Znów się roześmiał, a jego śmiech był najokropniejszym śmiechem, jaki kiedykolwiek doszedł do moich uszu. - A otrząśnij się po tym prysznicu. Wiadro zostawiam, możesz się do niego wysrać. - Kopnął je w moją stronę i otworzył drzwi. Wypuścił niższego, po czym jeszcze obrócił się do mnie i z szerokim uśmiechem pomachał.
-Chyba zwymiotuję. - Szepnęłam do siebie cicho i zaraz rzuciłam się w kierunku wiadra.
Wypiłam dwie kawy i zero energii we mnie XD Mam nadzieję, że chociaż rozdział w miarę trzymający w napięciu.
CZYTASZ
Sekta
Horror-Mogę uznać cię za swoją własność? - Zapytał. -Słucham? - Obróciłam się zaskoczona. -Pytam, czy mogę uznać cię za moją własność? -Zależy, w jakim sensie. - Uśmiechnęłam się kusząco. -Dobrze wiesz, w jakim. - Popatrzył na mnie zmrużonymi oczami...