8. As an apology

48 4 47
                                    

Granice Chaosu, tom pierwszy.

Ten shot właściwie jest najbardziej fabularnym zewszystkich shotów do tej pory... tyle że nadal nie mam pojęcia, czy się pojawi. Wsensie, prawdopodobnie w takiej czy innej formie – owszem. Mój problem polegana tym, że nie wiem, jak się będzie ten wątek rozwijał po wszystkich zmianach,na jakim etapie tekstu i w ogóle. Więc mamy tu trochę z tej nowej wersji, alenadal sporo ze starej? Nie pytajcie, sama nie ogarniam, regularnie zraszamnotatki łzami, generalnie.

 Więc mamy tu trochę z tej nowej wersji, alenadal sporo ze starej? Nie pytajcie, sama nie ogarniam, regularnie zraszamnotatki łzami, generalnie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pukanie?

Elaine wyjrzała zza drzwi.

Tak. Pukanie. O tej godzinie?

Za oknem zdecydowanie robiło się ciemno. Elaine zmarszczyła czoło, prześlizgując się spojrzeniem po prawie czarnych drzewach. Nikt o zdrowych zmysłach nie chodził od domu do domu, niepokojąc normalnych ludzi.

Tyle że jej właściwie nigdy nie odwiedzał nikt o zdrowych zmysłach.

Elaine westchnęła ciężko i rzuciła ścierkę na blat. Niech Silthe będzie łaskawy, jeśli to znowu ten pieprzony Jareth... kogo ona oszukiwała. To na pewno pieprzony Jareth. Zjawiał się jakby nigdy nic, pewnie przekonany, że wszystko w porządku, oczywiście późnym wieczorem i... Cholera.

— Lepiej, żebyś miał dobre wytłumaczenie, Jareth — rzuciła w stronę drzwi.

Więcej pukania. Jasne, wywieraj presję. Niewiele ci to pomoże.

— Idę! — fuknęła.

Przecież nie będzie biegła, żeby mu otworzyć, ilekroć dupek uzna, że warto dać znak życia! Jeśli o nią chodziło, mógł się wypchać. I udławić tym całym emocjonującym życiem. To, że dla niego przesadzanie kwiatów nie było emocjonujące, nie znaczyło...

Chwila. Jareth...

Może trochę za mocno złapała za klamkę – i z rozmachem otworzyła drzwi.

...nigdy nie pukał?

— Dobry wieczór.

Nie Jareth. Stanowczo nie...

Pchnęła drzwi. Odbiły się od framugi – buta? Elaine zachłysnęła się powietrzem. Kto to w ogóle...?

Drzwi wróciły. Uderzyły w nią, Elaine wpadła na stolik, coś się roztrzaskało – oby ta paskudna waza – Elaine przytrzymała się oparcia krzesła. No, to już bezczelność. Wieczorem, z takim impetem, jakby musiała ich wpuścić i...

Elaine odrzuciła włosy z twarzy. Posłała drzwiom wściekłe spojrzenie – i dwóm mężczyznom, którzy przeszli przez próg. Cholera. Przed chwilą był tylko jeden... prawda? Tak? ...nie? Może stał z tyłu i... Ogarnij się. Jesteś u siebie.

— Co to ma znaczyć? — Jej głos nawet nie drżał jakoś bardzo. — Co to za najście?

Mężczyźni wymienili spojrzenia. Uśmiechali się.

The way you said "I love you"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz