Rozdział 1: A jednak peruka...

2.3K 177 120
                                    

Witam w Shadows of California! Książka jest wolna od toxic relations, zachęcam do miłowania drugiego człowieka bez względu na jego wady - pamiętajmy, żeby kochać siebie i innych, bo inaczej nie zbudujemy pięknego świata. 

Twitter: #socwattpad. 

Instagram: agatamania.autorka

Bez szczegółowej korekty. Miłego czytania!

Agata/Maleficent.


Z dedykacją dla mojej najukochańszej Tysi. 

,,I w polu widzenia pojawiły się smugi światła, a władały nimi potwory najstraszniejsze, bo ludzkie.''

~ Piotr Jedliński


— Dita! — uśmiechnęłam się znużona pod nosem, kiedy znów usłyszałam doskonale mi znany niski głos.

Tonem przywołał mnie do siebie a ja naprawdę nie miałam wyboru - musiałam się pośpieszyć. Delikatnie ironiczny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Spojrzałam w lustro oświetlone profesjonalnymi lampami. Tym samym spostrzegłam, że wyglądałam zupełnie, jakbym chciała zadrwić z życia. Czy to robiłam? Być może. Wielu stwierdziłoby, że hańbienie się pracą, którą wykonywałam to kpina z własnej egzystencji.

Potrząsnęłam głową, chcąc wyrwać się z filozoficznych rozmyślań, którymi jedynie marnowałam cenny czas. W moim przypadku czas był pieniądzem a pieniędzy potrzebowałam bardziej niż czegokolwiek innego. Znów krótkie westchnienie wybiegło z moich ust.

Otoczona obdartymi ścianami w kolorze krwistej czerwieni, stanowczo zbyt jasnymi lampami i lustrami starałam się doprowadzić makijaż do stanu perfekcyjności. W przypadku mojego zawodu doskonałość ciała była sprawą priorytetową, ale nawet po jakimś czasie pracy nie potrafiłam jednoznacznie stwierdzić czy moja amatorska charakteryzacja przykrywała to, co powinna.

Nabrałam więcej powietrza w płuca, rozumiejąc, że nie mam więcej czasu. Godzina była bliska wybicia. Po raz ostatni przyłożyłam olbrzymi, puchaty pędzel do twarzy. Resztki kredowego pudru upadły na podkład, który nosiłam i osypały się ledwie widocznie na drewniany blat, przykręcony pod lustrami. Odwróciłam twarz w lewo i prawo, przyglądając się uważnie własnemu odbiciu. Analizowałam to, co stworzyłam niesfornymi pędzelkami, zerkałam w konkretne obszary twarzy, na których miałam to i owo do przykrycia.

Mocny makijaż nie należał do moich znaków szczególnych, ale nie miałam wyboru innego niż go nosić. Nie chciałam, żeby ktokolwiek się przestraszył. Przygryzłam spierzchniętą wargę, przejeżdżając po twarzy wierzchem dłoni. Był idealnie gładka dzięki tysiącom kosmetyków, nieskażona niczym, tak inna od tej, którą posiadałam naprawdę.

Uśmiechnęłam się łagodnie. Make - up dodawał mi barw i sprawiał, że byłam pięknym ptakiem, choć nocami straszyłam samą siebie. Każdy potrzebował w życiu odrobiny koloru a mnie szarą rzeczywistość czasem ubarwiał właśnie makijaż. Parsknęłam pod nosem, orientując się, że znów bezcelowo rozmyślam.

— Musisz przestać myśleć o samej sobie, Dita — bąknęłam pod nosem.

Pokręciłam głową z rezygnacją. Przetarłam dłonią nadmiar rozświetlacza z kości policzkowych - błyszczenie w miejscu, w którym się znajdowałam było łatwe nawet bez niego. Sęk w tym, że nie dla mnie. Ja potrzebowałam przynajmniej kilku warstw naprawdę starannego makijażu, by móc zabłysnąć jaśniej od kalifornijskich gwiazd. Na co dzień potrzebowałam go, by ktokolwiek chciał ze mną rozmawiać. Stereotyp cudownego ideału, którym nie byłam przerażał mnie bardziej niż cokolwiek innego, bo ja sama piękno widziałam we wszystkich. Być może moje myślenie było błędem.

Cienie KaliforniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz