Prolog

113 14 4
                                    

Wiatr niósł ciche szepty, lawirując między gałęziami smukłuch drzew. Teren Klanu mienił się bielą, liście i pnie drzew migotały w świetle jasnych gwiazd. Krajobraz połyskiwał różnymi odcieniami niebieskiego, aż po czerń. Po błękitnym lesie niosła się ponura nowina, którą przekazywały sobie drzewa i rozmaite krzewy. Znowu to się stało.
Smętny szum liści przerwało dudnienie łap o ziemię. Spod krzewu dzikiej róży wystrzelił młody kocur, łamiąc przy tym kilka gałązek. Mknął z zawrotną szybkością, omijając drzewa i przeskakując pnie. Jego futro w kolorze bukowego pnia tworzyło smugę, kiedy kot niezwalniając biegł przez okryty nocą bór. Jego ciało zdobiły brunatne cętki, w tym kolorze miał też pyszczek i zakończenie uszu. Końcówka ogona i wszystkie łapy miał białe. Sierść kocura była miękka i długa, teraz jednak niechlujnie sterczała zjeżona. Pod sierścią rysowały się widoczne mięśnie, ciało kocura było muskularne, ale gibkie - idealnie przystosowane do walk, jak i do polowań. Jego piękne futro zbruzgane było krwią. Szkarłatna ciecz lała się z ucha kocura i rozdarcia na barku. Cały był spięty, biegł sztywno, z szczerym przerażeniem wpatrywał się nieobecnie przed siebie. Jego głowa zawalona była myślami. Znowu stało się to. Zdecydowanie stało się to za dużo razy. Stracili mnóstwo kotów... Kot przyłapał się na zwalnianiu biegu, ale otrząsnął się i popędził dalej.
Kocur po jakimś czasie usłyszał szmer strumienia.
- Już niedaleko... - mruknął do siebie ledwie słyszalnie.
Nadal był zamyślony i nieobecny, nie powinien zostawiać ich i uciec. Ale taki dostał rozkaz. Jego łapy biegły automatycznie, on skupił się na myślach i poczuciu winy. Z zamyślenia wyrwało go dopiero zderzenie się z innym kotem.
- Gronostajowy Szponie! Co ty wyprawiasz?! - wrzasnęła kocica, niewiele młodsza od jasnobrązowego kocura. Kotka miała kremowe futro z lekko naznaczonymi pręgami na grzbiecie i łbie. Zrzuciła z siebie zszokowanego kota, a zauważywszy rany na jego ciele pisnęła ze strachem. - O rany... Co ci się stało?! To nie wygląda dobrze... Tylko nie mów, że...
- Tak - warknął kocur, podnosząc się z ziemi. - Znowu to.
Kocica pokręciła głową i wbiła pazury w grunt.
- Tyle ataków... I tyle kotów... - podniosła wzrok na Gronostajowego Szpona. - I co teraz? Co z tym zrobimy?
- Pewnie to, co ogłoszą najstarsi przodkowie - kocur spojrzał przed siebie, skąd dochodziły zapachy wielu kotów.
Kremowa kotka spojrzała na niego niepewnie swoimi morskimi oczami.
- Ale... Oni kierują się przepowiedniami... A jedna z nich mówi, że...
- Wiem co mówi ta przepowiednia! Ale zrozum Stokrotkowa Plamo, że to jedyne wyjście. - kocur popatrzył na kotkę. - Nie można pozwolić aby zginęło więcej kotów. A ataki duchów nasilają się.
Gronostajowy Szpon poszedł szybko w stronę woni kotów, a gdy wychylił się spod krzaka, ujrzał polanę, a na niej zgromadzone stado kotów. Rozejrzał się, ale nietrudno było zobaczyć pomarszczonego, zgarbionego kocura, siedzącego na głazie w otoczeniu innych starych kotów, również siedzących na kamieniach.
  Jasnobrązowy kocur podszedł powoli pod kupkę głazów. Kątem oka widział jak kilka kotów kiwało na niego głowami i patrzących na niego z przerażeniem. A on przynosił znacznie gorsze wieści niż swój wygląd.
- Północna Gwiazdo - przemówił Gronostajowy Szpon, starając się aby głos mu się nie załamał. - Był kolejny atak.
  Kocur opisał dokładnie co się działo, jak zaatakowały jego i jego towarzyszy duchy, kiedy polowali w lesie.
  Złe duchy, czyli dusze martwych kotów, chodzące po cienistym odzwierciedleniu świata. Niektóre dusze zgubiły się, odchodząc z ciała - nigdy nie znalazły drogi do krainy, w której miały się znaleźć. Inne specjalnie zboczyły ze ścieżki, pragnąc pełnej niezależności. Postać duchów jest mglista, zrobiona ze smug cienia. Egzystencja z jakiej się składają jest płynna, przez co duchom trudno utrzymać swoją formę.
  Stary kocur wysłuchał opowieść Gronostajowego Szpona, zgarbił się, pysk okrył smutek, przez co wydał się jeszcze starszy. Północna Gwiazda zwrócił się ochrypłym głosem do wszystkich kotów.
- Moi pobratymcy! - głos starca poniósł się po polanie.- Klan Gwiazdy wkroczył w mroczny czas. Zagubione duchy atakują coraz częściej i agresywniej...
Te informację wzbudziły strach w zebranych na polanie kotach. Podniosła się wrzawa i piski. Stary przywódca zdołał jednak uciszyć tłum.
- Nie pozwolimy aby to się powtórzyło! Dlatego trzeba wprowadzić konkretne kroki. Ziściła się - tu głos mu zadrżał. - pradawna przepowiednia.
Szepty ponownie rozległy się wśród kotów. Każdy znał tą konkretną przepowiednię. Była to pierwsza, zesłana przez przodków przepowiednia, przez wieki się nie spełniła i liczono, że tak pozostanie.
- Niebo zakryje cień zapomiany. - Kocica w podeszłym wieku zaczęła recytować przepowiednię. Jej głos potoczył się przez tłum.- Powoli zapadnie się świat nam znany. Heros, jak kamień uderzy we wroga. Przez męki jego prowadzi droga. On zagładę lub szczęście na nas sprowadzi. Swoim poświęceniem uratuje braci. Płomień przeznaczenia w jego sercu się żarzy. Ogień z niego zrodzony przeciwnika sparzy. Na sam początek udać się musi. Cenność i moc wybrańca, śmierć do działania kusi.
Każdy w ciszy interpretował słowa. Po dłższej chwili milczenia, odezwał się kocur w wieku mniej więcej pięćdziesięciu księżycy, siedzący po lewej stronie Północnej Gwiazdy.
- Wiadomo, że cień to duchy, a niebo to Srebrna Skóra. Ale ta śmierć i męki... Nie mam dobrych myśli...
- I niewiadomo o co chodzi z tym początkiem - głos zabrała dojrzała, czarna kocica. - Ani z ogniem.
Fala ciszy poraz kolejny zalała polanę.
- Hmm... - zastanowił się Północna Gwiazda. - Chyba.....
Kocur zszedł z głazu (chodź wyglądało to bardziej jak spadnięcie z lądowaniem) i skierował się ku strumieniowi. Koty pokolei poszły za nim.
Grupa kotów po kilkunastu minutach marszu wzdłuż strumienia, dotarła do małej polany. Znaczna większość kotów pozostała między drzewami, ale Północna Gwiazda i paru innych przywódców poszło do przodu.
Na środku polany była mała sadzawka, a przy jednym z jej brzegów skały, z których do zbiornika spływał niewielki wodospad. Sadzawka nie odbijała lustrzanie widoku nad nią. Obraz w tafli przedstawiał różne sceny w klanach, żyjących na ziemii. Było ich trzy: Klan Burzy, Klan Ognia i Klan Kamienia.
Pomarszczony przywódca pochylił się nad sadzawką.
- W przepowiedni mowa jest o ogniu... Może to kot z tego klanu jest wybrańcem? - musnął łapą wodę i wyszeptał. - Pokaż mi Klan Ognia.
Tafla zafalowała się i obraz ukazał uroczą scenę - ciemnobrązowa kocica leżała na mchu i gładziła ogonem trójkę kociąt.
- Tak. Któreś z nich zostanie naszym wybawcą... Albo zgubą.... - kocur odwrócił się do swoich towarzyszy. - Trzeba chronić tę trójkę.
Przez polanę przeszły szmery zgody, a koty zaczęły się rozchodzić. Kiedy stado się rozpierzchło, ciemnoszara, gibka kocica, ta sama co recytowała przepowiednię spojrzała na trójkę kociąt, a jej wzrok zatrzymał się dłużej na małej, szarej kotce.
~Powodzenia~ pomyślała i odeszła w las.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No cześć! Przybywam do was z zupełnie nową odsłoną historii Diamencika!

1038

Diament Cienistych DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz