Rozdział 5

46 8 6
                                    

  Jasnoszara kotka schyliła się, wchodząc pod nieduży krzak leszczyny. Szukanie ładnego liścia dla Jeleniej Łapy nie było niczym ciekawym, ale przynajmniej robiła cokolwiek. Zdecydowanie wolała to od siedzenia bezczynnie przed żłobkiem. Poza tym dzięki takim spacerom, mogła odkryć wiele obozowych zakamarków.
  Cień rzucany przez krzew osłaniał ciałko Diamencika przed słońcem. Ptaki gwizdały na drzewach, jakgdyby był to najpiękniejszy dzień w ich życiu. Kocię kluczyło między większymi roślinami po leśnej ściółce. Wszystkie liście jakie mijała nie budziły większego zainteresowania kotki. Były takie... Zwyczajne. Diamencik chodziła dalej, wijąc się po trawiastym podłożu. Jej futro zasłane było brudem i postrzępionymi liśćmi. Uszka kotki, pokryte były pajęczyną, a łapki i grzbiet umymłane zostały kurzem i ziemią, podczas kiedy ona skupiała się na rywalizacji i szukaniu tego jedynego liścia.
  Co jakiś czas Diamencik potykała się o wystający korzeń, kamień, czy co innego się nawinęło.
~Ciekawe czy Piórko i Świerk mają już swoje liście... ~ rozmyślała kotka. ~A jeśli wezmę ten sam liść co oni? ~
  Z tych refleksji wyrwała ją dopiero spora dębowa gałąź, o którą kotka, zbyt zadumana aby zauważyć przeszkodę, się potknęła. Diamencik poleciała gwałtownie w przód i z impetem wyrżnęła brodą w ziemię. Tym razem łapa Dymnego Kła nie przyszła z pomocą. Mała kotka zakasłała od tumanu kurzu, który wznieciła swoim upadkiem. Brud osiadł na futrze kociaka. Gdyby jakiś kot akurat tamtędy przechodził, za nic nie powiedziałby, że leżąca kotka ma jasnoszare umaszczenie. Cała była brązowa, a ze swoim sterczącym futrem wyglądem przypominała martwego jeża.
  Diamencik stękając podniosła się powoli. W ustach czuła posmak czegoś ciepłego, lekko kwaskowatego. Potarła łapą brodę, a gdy na nią spojrzała, zobaczyła szkarłatną ciecz.
~Czerwone mleko?~ przekrzywiła głowę w zaciekawieniu. Zapominawszy o swoim bolesnym upadku, kotka zaczęła zastanawiać się i snuć domysły, co do "czerwonego mleka". Skąd ono się wzięło? Czy można to zjeść? Czemu ma akurat taki kolor? Powąchała rubinową ciecz na swojej łapce. Zapach był całkiem mocny, lekko kręcący w nosie, z nutą ziemistej woni.
~Dziwneee...~ pomyślała. Teraz całe swoje skupienie przeniosła na te kilka szkarłatnych kropelek na swojej łapie. Potarła brodę jeszcze raz, wtedy na łapie zobaczyła więcej tego nowego czegoś.
~To naprawdę wygląda jak czerwone mleko... Ale ma inny zapach...~ kotka znowu potarła brodę. Zrobiła tak jeszcze kilka razy.
~Moja broda... Ona... Robi mleko!~ ta myśl tak wstrząsnęła Diamencikiem, że tej aż zakręciło jej się w głowie i kotka zatoczyła się chwiejnie.
  Ale musiała mieć pewność, że się nie myli. Przyłożyła łapę do pyszczka, powąchała jeszcze raz. Zapach nadal różnił się od tego jak pachniało mleko Zielonej Zorzy. Może każde mleko ma własny zapach? Diamencik zmrużyła oczy. Nie lubiła czegoś nie wiedzieć.
  Kotka przytknęła łapkę jeszcze bliżej. Wzięła głęboki wdech, nie wiedziała w końcu, co to jest. Rozwarła pyszczek i delikatnie polizała łapkę zmoczoną rubinową cieczą. Smak był taki jak tamto co miała w pysku po upadku. Jedyną różnicą był mocno ziemisty posmak "czerwonego mleka" z jej łapy.
~Ew... Jednak to nie jest mleko~ Diamencik potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się smaku ziemi. Dwóch rzeczy była pewna: a) Jej broda nie robi mleka b) Nigdy nie przejdzie na ziemną dietę.
  Kotkę zawstydziły jej naiwne myśli o czerwonej cieczy.
~Dobrze, że nikogo tu nie było i że moje myśli nie są głośne~ kocię rozejrzało się dookoła aby upewnić się braku świadków poprzedniej sytuacji. Potem szybko, z wstydliwie podkulonym ogonem, Diamencik popędziła pod kolejny krzak.

***

  Kotka już trochę przeszła, łapy bolały ją od chodzenia, a mięśnie kwiczały od schylania się. Na opuszkach łap miała zdartą skórę, a w futro powtykane mniejsze gałązki i liście. Wyglądała jak po ucieczce przed borsukiem. Kotka przeszła spory dystans, kręcąc się pod krzakami i korzeniami drzew. Diamencik wyszła spod kolejnego krzewu, w którego liściach nie dojrzała zwycięzcy konkursu na Liścia Marzeń Jeleniej Łapy. Mijała iglaste gałązki, o soczystej ciemnej barwie. Nad jej głową wznosiły się liściste korony, w jaśniejszym tonie. Liści było tam mnóstwo. Jedne gładkie, inne postrzępione, doprawdy różne. Ale i tak żaden z tych zielonych piękności nie skradł serca szarego kociaka. Szła dalej, na jej pysku pojawił się już grymas zmęczenia.
~Czemu znalezienie ładnego liścia jest takie trudne?~ pomyślała, już poirytowana.
  Diamencik minęła właśnie młodą jarzębinę, kiedy zobaczyła coś pod jednym z krzewów. Tuż przy ziemi tliło się niewyraźne, migotliwe światło. Było bardzo blade, o białej barwie, ze złotym połyskiem. Choć nie było tu wiatru, kotka widziała, jak coś faluje, unosi się a następnie opada. Ruchy bladej smugi były gładkie i lekkie. Diamencik podeszła bliżej, a kiedy zrobiła krok do przpdu, owinął ją cierpki, słodki zapach. Woń była uspokajająca, delikatna, z nutą róży i zapachem domu, a jej swąd przyjemnie łaskotał noaek kotki.
- Ahhhhhh... - jasnoszara kotka wyciągnęła przed siebie pysk, rozkoszując się cudownym zapachem.
  Kocię zrobiło kolejne kilka kroków, a wtedy aromat smugi się zmienił. Woń stała się ostra i drażniąca, zniknęło wrażenie róż i bezpiecznego domu. Zapach szczypał kotkę w nos, wbijał jej sięw gardło, jak jakieś cieniste pazury, aż poleciały jej łzy. Nagle smuga rozwiała się, znikjąc po między liśćmi, a zapach znikł tak szybko, jak się pojawił. Diamencik stała tam chwilę, wyraźnie oszołomiona.
- Co się właściwie...? - kocię rozglądało się wkoło, otumanione minionym, niespodziewanym wydarzeniem.
  Kiedy oczy kotki zatoczyły chwiejne koło, ta potrząsnęła energicznie głową, otrząsając się z szoku. Chciała skoczyć w plątaine gałęzi, ale przypomniała sobie słowa matki "Jesteście za mali aby bawić się poza obozem. Na razie brykajcie tutaj, a jak obaczycie coś dziwnego, nie idźcie za tym. To może być niebezpieczne.". Typowe, matczyne ostrzeżenie. I chociaż Zielona Zorza mogła mieć rację, co może zrobić taka biało-złota smuga? Diamencik z dziarskim uśmiechem pobiegła w ślad bladej mgły. Po kilku zawijasał dookoła drzew miała pewność, że nie znajdzie białej mgły. Mijane przez nią krzewy wyglądały identycznie, tyle że z każdym krokiem kotki stawały się bardziej bujne i wyższe. Zawiedziona usiadła na połaci gołej ziemi i zwiesiła smutno głowę w dół. Chciała znaleźć to dziwne coś, poczuć ten słodki zapach. Pociągnęła kilka razy nosem. Nie dość, że zgubiła bladą smugę, to jeszcze nie widziała gdzie jest. Krzewy tu były wysokie, las zagłuszał głosy pobratymców kotki, o ile coś w ogóle mówili. Była pewnie gdzieś na skraju obozu, ale i tak trudno byłoby odnaleźć drogę na polanę. Przez drzewa nic nie zobaczy, a zapach utrzymywał się wszędzie tak samo.
  Siedziała tak jeszcze chwilę, łkając cichutko. Jej okurzone futerko stało nastroszone, pozlepiane pajęczynami. Czarnych pręg na jej grzbiecie praktycznie nie było widać pod warstwą błota. Małe uszka miała żałośnie oklapnięte. Zrobiło się ciemniej, dzień chylił się ku końcowi. Niespodziewanie do nozdrzy Diamencika dostał się zapach. Nowy, jakby osmolony... Woń była dziwnie gęsta i mroczna. Intrygujący swąd zmusił Diamencik do podniesienia wzroku. To co ujrzała, zatrzymało bicie jej serca.

~~~~~~~~~~~~~
Hej, siema, witajcie, w kolejnym rozdziale! Jak myślicie, co tak zszokowało kotkę? Co to była za smuga? Wasza broda robiła kiedyś "czerwone jendak-nie-mleko"? Czekam na ciekawe odpowiedzi! Do zobaczenia w następnym rozdziale ^^

1088

Diament Cienistych DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz