Rozdział 3

41 6 3
                                    

- Wow... - powiedziała Diamencik, wybiegając ze żłobka.
Obóz był ogromny, spowity smugą słonecznego światła. Zewsząd dobiegały kotkę nowe, przyjemne zapachy.
- Ale to wszystko duuuuuże! - zawołała Piórko, otwierając szeroko pysk z zaintrygowaniem. - To wszystko nasze?
- Tak, kochanie - odezwała się karmicielka, kładąc się pod jednym z różanych krzewów, u wejścia do żłobka.
Diamencik uważnie rozejrzała się w koło. Obóz naprawdę był ogromny. Otaczały go wysokie drzewa, o różnobarwnych liściach i pniach. Gęste krzewy rosły obok siebie, tworząc a'la mur wokół obozu. Po lewej stronie jasnoszarej kotki, dwie długości różanego krzewu od niej, leżała omszona kłoda, otoczona kilkoma krzaczkami. Obok tej naturalnej kompozycji rosła leszczyna o rozległej koronie. Pod nią, ułożone były kupki z mchu. Dalej, bardziej w prawo z perspektywy Diamencika, było podwyższenie terenu, mały pagórek. U jego podnóża, jaśniała w słońcu krystaliczna, niewielka sadzawka. Woda, małymi strużkami, spływała do zbiornika, spadając z pietrzących się, za sadzawką skał. Dalej w prawo, tuż obok skał, rosła brzoza i grab, o które oparte było, przewalone drzewo, obrośnięte dzikim bluszczem i porostami. Te z kolei tworzyły listną zasłonę, osłaniającą wejście do jamy, ułożonej głębiej w krzewach. Dalej rosły krzaki, aż do wzniesienia terenu. Tam znajdowało się wyjście z obozu. Pagórek zamiast opadać, utworzył coś w rodzaju małego klifu, po prawej stronie od wyjścia. Rósł tam dąb. Drzewo z powodu braku oparcia, przechyliło się w lewo, wydawało się, że może przewalić się w każdej chwili. Jego korzenie wystawały z ziemi, a pod nimi mogło zmieścić się czterech wojowników wielkich jak Burzowy Pazur. W legowisku pod korzeniami, leżał tylko jeden kot. Karmelowy kocur o mlecznobiałych łapach przypatrywał się Diamencikowi i jej rodzeństwu. Speszona kotka, szybko przeniosła wzrok na kolejny element w obozie. Po prawej, pagórek ostro opadał, a u jego podnóża rosły krzaki, których rządek ciągnął się aż do żłobka. Pod dwoma z takich krzaków, umoszczono legowiska.
~Aż tyle nas jest?~ Pomyślała czarnopręgowana kotka. Jej zaskoczenie nie było niczym dziwnym, w końcu jedyne koty, które widziała to jej rodzice oraz Piórko i Świerk.
- Burzowy Pazurze! - krzyknął jakiś bezuczuciowy głos, należący do, najpewniej, kotki. Kiedy Diamencik odwróciła się, by zobaczyć, kto woła jej ojca, zobaczyła grupkę trzech kotów, siedzących obok bariery, prowadzącej do wyjścia z obozu. Wysoka, umięśniona kotka, do której należał głos, wstała i machając zła ogonem podeszła do wojownika o burzowym futrze. Jej futro było na grzbiecie czarne, niżej przechodziło w błotnisty brąz, który potem stapiał się z białymi łapami. Kocica stanęła przed ojcem kociaków, patrząc na niego z nieukrywaną wyższością. Kiedy zaczęła mówić, powietrze aż zgęstniało, a złość w jej głosie była prawie że namacalna. - Rozumiem, że masz kocięta, ale w żadnym razie nie zwalnia cię to od obowiązków. Przez twoją niekompetęcje patrol jest spóźniony. A wiesz, że ja, nienawidzę, szczerze nie-na-wi-dzę niepunktualności.
Diamencik stała zdziwiona i przelatywała wztokiem z kocicy, na swojego tatę, czekając, aż wojownik odpowie kocicy. Jej rodzeństwo również wyglądało na zmieszane. Pierwszy raz, ktoś odezwał się w ten sposób do Burzowego Pazura, a przynajmniej pierwszy raz słyszała to mała kotka. Wojownik jednak, zamiast zagrać ciętą ripostą, pochylił się ulegle.
- Więcej się to nie powtórzy Sowie Serce.
- Oby.
Po wysyczeniu tych słów, kotka odwróciła się i wróciła do kotów, czekających obok wyjścia. Dała szybki znak ogonem i grupa, z nią na czele, opuściła obóz. Chwilę potem pognał za nimi ojciec Diamencika.
- Dokąd poszedł tata? - spytał Świerk, siadając obok Zielonej Zorzy.
- Wasz tata jest wojownikiem - zaczęła tłumaczyć karmicielka. - I jak każdy wojownik ma obowiązki. Czyli chociażby chodzenie na patrol.
- A co się robi na tym patrolu? - Piórko podeszła do matki i oparła się łapkami o jej nogę, czekając na odpowiedź.
- Na patrole chodzi się aby sprawdzić, czy nikt, ani nic niedobrego nie weszło na terytorium klanu.
- A jak wejdzie? - spytał młody kocurek.
- Wtedy wojownicy muszą przepędzić to, co naruszyło granice i uratować klan.
- Na pewno jak ja będę chodzić na patrole, nikt nie naruszy naszych granic! - puszyła się Piórko. Zaczęła wymachiwać niezdarnie łapkami, udając drapanie przeciwnika. - Klan będzie bezpieczny!
Zielona Zorza, mruknęła śmiechem i przejechała ogonem po grzbiecie Piórka.
- Najpierw moja mała - powiedziała z figlarskim uśmiechem. - Musisz nauczyć się walczyć!
Kocica delikatnie pchnęła ciemnoszarą córkę, a ta poturlała się ze śmiechem jak futrzasta kulka.
- To ja będę obrońcą klanu! - krzyknął walecznie Świerk i skoczył na Piórko. Oba kociaki zamknęły się w uścisku zabawowej walki.
- Oboje nie macie racji! Mylicie się - rzekła Diamencik, stając nad rodzeństwem. Wyciągnęła szyję dumnie do góry, mierząc brata i siostrę najostrzejszym wzrokiem, na jaki ją było stać. - Bo to ja zostanę obrończynią klanu. To dzięki mnie wszyscy będą bezpieczni. Ha!
Jasnoszara kulka rzuciła się w wir walki i trzy kociaki wirowały i toczyły się w zabawie po polanie. Powietrze w obozie rozrywane było przez bojowe okrzyki i radosne piski bawiących się kociaków. Kociaki bardzo wczuły się w role wojowników swojego klanu, aż w pewnym momencie, Diamencik, otrzymawszy od, któregoś ze swojego rodzeństwa cios, poleciała do tyłu, odrywając się od zabawy. Kotka turlała się po trawie, aż nie udeżyła o coś twardego.
Kocię leżało brzuchem do góry, opierając się biodrami o czyjąś łapę.
~Oj...~ pomyślała.
Diamencik otworzyła powoli oczy i spojrzała niewinnie na pysk właściciela łapy. Kiedy tylko podniosła wzrok, ujrzała przystojnego kocura. Jego futro było szare, w ciemniejsze pręgi. Jego oczy były bursztynowe, wpatrywały się teraz z czułością w małą kotkę.
- Następnym razem uważaj gdzie się turlasz, mała - powiedział przyjaźnie i odpychnął łapą szare kocię. - Niefajnie być rozdeptanym.
Diamencik nie mogła wydusić z siebie słowa, więc tylko pokiwała głową. Jej pierwsze wyjście do obozu okazało się klapą. Wygłupiła się przed pobratymcem. Kotka podniosła się i szybko, pełna wstydu pobiegła do matki.
- Ej, nic ci nie jest? - spytała Piórko, truchtając do siostry. - I z kim w ogóle rozmawiałaś?
- Yyy... - czarnopręgowana kotka nawet nie znała imienia szarego kocura. - Nie wiem... Nie powiedział jak ma na imię.
- Diamenciku! - zawołała kocica o sosnowej sierści. Wstała ze swojego miejsca i podeszła do córek. Obejrzała dokładnie obie kotki, po czym odetchnęła głęboko, dając ujście uldze, jaką odczuła. - Na szczęście nic ci nie jest. Kiedy się tak bawicie, powinniście zachować ostrożność. Wszyscy.
- Dobrze mamo... - szepnęły kotki ze skruchą.
- No, a teraz do żłobka. Jak na pierwsze wyjście, sporo dziś się działo.
  Jasnoszara kotka, potulnie podążyła za matką i rodzeństwem do legowiska. Przed wejściem rozejrzała się jeszcze raz po obozie. Teraz widziała więcej kotów, na pewno chciały skorzystać z ciepłego słońca. Pod jednym z krzaków, usadowiła się grupa kotów, a wśród nich, Diamencik dojrzała szarego wojownika, z którym miała wcześniej okazję się zderzyć. Ten, zauważywszy kotkę, uśmiechnął się i puścił do niej oczko. Kocię odwzajemniło uśmiech i wchodząc do żłobka, nie znikał jej z pyska.
~Mam kolegę... W sumie, to ta stłuczka nie była taka zła~

~~~~~~~~~~~~~
A co to? No co to? Tak, to kolejny rozdział! xD

1091

Diament Cienistych DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz