Rozdział 4

42 10 3
                                    

  Diamencik siedziała przed żłobkiem, korzystając z promieni słońca. Ona i jej rodzeństwo codziennie wychodzili ze żłobka i bawili się w obozie. W ciągu swojego pobytu poza legowiskiem, zdążyła poznać kilka kotów. Jej mała główka jednak nie potrafiła jeszcze spamiętać wszystkich imion, kolorów umaszczeń i pojedynczych zapachów. Niektóre jednak koty zapadły jej w pamięci.
  Jasnoszara kotka słysząc szelest liści w wejściu do obozu, spojrzała w tamtą stronę. Spod krzewiastej bramy nad wejściem wyłoniła się pierw głowa, potem reszta ciała kocura, którego nieznała. Z jego pyska w kolorze gliny zwisał martwy królik. Już z przed żłobka Diamencik mogła wyczuć kuszącą woń świeżej zdobyczy.
~Chciałabym móc jeść już mięso...~ Pomyślała.
  Za glinianopyskim kotem weszła do obozu jeszcze grupa wojowników i uczniów, każdy niósł jedną lub więcej sztuk zwierzyny. Pośród porannych łowców, znajdowały się znajome kociętom pyski. Niektóre były tak charakterystyczne, że nie dało się ich nierozpoznać albo odwiedzały kociaki w żłobku i po prostu małe kocięta zapamiętały towarzyszy zabaw. Wśród patrolu Diamencik dojrzała Jagodową Łapę, uczennicę o jasnobrązowym umaszczeniu, z kremowymi skarpetkami. Byli tam też Motyla Pręga, karmelowo-kremowy kocur oraz Dymny Kieł. Grupa kotów odłożyła swoje zdobycze na stertę, a następnie rozeszli się do legowisk, tylko glinowopyski kocur poszedł do legowiska pomiędzy korzeniami przechylonego drzewa, gdzie jak zdążyła się już dowiedzieć Diamencik mieszkał przywódca. Poza legowiskiem została tylko trójka kociąt i ich matka.
- Czemu każdy poszedł do siebie? - spytała Diamencik.
- Jest gorąco, a po polowaniu są pewnie zmęczeni - odpowiedziała Zielona Zorza skryta w cieniu.
- Oh... Czyli nikt się z nami nie pobawi? - powiedziała jasnoszara kotka z zawodem w głosie.
  Piórko prychnęła, uśmiechając się figlarnie.
- A kto powiedział, że oni są nam potrzebni do zabawy? - rzuciła szybko Piórko, skacząc na szarą kotkę. Obie kotki potoczyły się po polanie.
- Ej! Zaczekajcie! - krzyknął Świerk i pognał za swoimi "walczącymi" siostrami. Kiedy tak niesfornie biegł, poplątały mu się nogi, a on sam potoczył się szybko do przodu.
- Ha! - wykrzyknęła Diamencik, trzymając przednie łapki na torsie Piórka i przyciskając ją do ziemi. Nagle czarnopręgowane kocię poczuło uderzenie w biodra, a siła zderzenia odrzuciła kotkę w górę. Diamencik poleciała w powietrzu kilka długości jej samej, słysząc zaskoczone "wow" swojej siostry i bolesne westchnięcie brata.
  Po tej krótkiej chwili lotu, kotka wylądowałaby na pysku, gdyby nie czyjaś łapa. Kociak skulił głowę, ale gdy Diamencik poczuła zamiast ziemi miękkie futro. Otworzyła powoli oczy i spojrzała w górę, na pysk swojego wybawiciela. A okazał się nim nie kto inny jak Dymny Kieł. Wojownik uśmiechnął się do niej uroczo.Kotka w czarne pręgu momentalnie odwróciła wzrok, rumieniąc się.
~Co za wstyd...~ Pomyślała, ześlizgując się z łapy kocura na trawę.
- Dzięki... - powiedziała cicho Diamencik, nie patrząc na Dymnego Kła, ale czuła na sobie jego wzrok. - Mam u ciebie dług... A teraz to nawet dwa...
  Dymny Kieł zaśmiał się w niebo, a kotka spojrzała na niego. Wyglądał tak uroczo... Tak... Ahhh... Diamencik otrząsnęła się ze swoich myśli.
- Nie jesteś mi nic dłużna, mała - powiedział dymny kocur, mierzwiąc futro na główce kociaka łapą. - Tylko bądź bardziej ostrożna kiedy uczysz się latać.
- Ja się nie uczę latać! - zaprzeczyła kotka szybko, dąsając się. - Dobrze czuje się chodząc po ziemi.
  Dymny Kieł znowu się zaśmiał.
- Diamenciku! Nic ci nie jest?! - kotka odwróciła się, słysząc głos swojej rodzicielki. Po chwili została zamknięta w matczynym uścisku, wylizywana przez karmicielkę.
- Mamo! - krzyknęła kotka, przekręcając się i starając się wydostać. Czuła teraz trzy razy większy wstyd niż na początku. - Nic mi nie jest!
  W końcu, po dokładnym obejrzeniu córki, Zielona Zorza puściła ją i wróciła do żłobka, po drodze każąc kociakom uważać. W między czasie Dymny Kieł pożegnał się z Diamencikiem i wrócił do zacienionego legowiska.

***

- Łooo... Ale to było fajne! - powtarzała Piórko, kiedy kociaki siedziały, nudząc się, pod jednym z krzaków obok żłobka.
- Wiemy, mówiłaś już to - Diamencik przewróciła oczami, nadal czując wstyd po porannej sytuacji. Popołudniowe słońce świeciło w jej oczy. - A poza tym, to wcale nie było takie fajne.
  Rodzeństwo myślało nad tym co mogłoby robić. Co ktoś wymyślał jakąś zabawę, to komuś się ona nie podobała. W pewnym momencie poczuli bliski zapach jakiegoś kota. Jasnoszara kotka odwróciła się w kierunku, z którego dochodziła woń, a jej oczom ukazał się uśmiechnięty pysk, należący do brązowego, cętkowanego kocura.
- Jelenia Łapa! - krzyknęła radośnie Piórko.
  Kocur podbiegł bliżej kociąt i zatrzymał się gwałtownie. Na pysku ucznia malował się szalony, przyjacielski uśmiech.
  Jelenia Łapa był typem tego optymistycznego przyjaciela, nie potrafiącego zachować powagi. Zawsze potrafił rozśmieszyć Diamencika, to on pokazał też jej rodzeństwu najciekawsze zabawy. Kocur umiał wprost rozcinać nudę pazurami, a jego radosny uśmiech nigdy nie spełzał mu z pyska.
- Tak, moja pierzasta wielbicielko! - rzekł dumnie młody uczeń. Jego jasnobrązowe futro tliło się ciepło w promieniach słońca, a brunatne cętki przywodziły na myśl byle jak porozrzucane po jego gibkim ciele gwiazdy, tyle że miały one kolor raczej króliczych bobków, niżeli migoczących gwiazd. - Wasz idol przybywa, bu wyratować was z nudy!
- Nareszcie! - krzyknęła Diamencik, podnosząc się na łapy. - Masz dla nas jakąś zabawę?
  Jelenia Łapa prychnął, jakby właśnie szarę kocię go uraziło. W przeciwnym nastroju był jego merdająca figlarsko końcówka ogona, kocur odgrywał jedną ze swoich zabawnych scenek, które tak bardzo bawiły kocięta. Kiedy młode koty śmiały się do rozpuku z wyczynów zabawnego ucznia, ich pobratymcy, patrzyli na niego sceptycznie. A zwłaszcza ojciec trójki kociąt. Burzowy Pazur miał standarty. Brązowy kocur ich nie spełniał. Zdecydowanie, jednak, burzowy wojownik zachwycony bywał widokiem swoich pociech w towarzystwie Dynnego Kła, nawet jeśli było to zwykłe "Cześć!". Diamencik miała odwrotną sytuację, w porównaniu do swojego ojca. Kotka lubiła szarego kocura, ale nie czuła się w jego towarzystwie do końca pewnie. Może to przez jego rangę? Albo powagę? Może nawet urodę i głos? Diamencik sama nie wiedziała, co sprawiało jej lekkie płoszenie się. Wolała przebywać obok tego stukniętego Jeleniej Łapy. Przy nim jeszcze nigdy kotka nie spuściła zawstydzonego wzroku ku ziemi. Możw było to spowodowane iście dziecięcym charakterem kocura?
  Kocur odwrócił łeb w stronę Diamencika i poruszył śmiesznie brwiami.
- Ja, ja miałbym nie mieć w zanadrzu zabawy? - powiedział. - W każdym razie na początek coś prostszego aby was za bardzo nie zmęczyć.
  Kociaki przysłuchiwały mu się uważnie.
- Hmmmm... - zastanowił się. - Liść. Znajdźcie mi liść.
- Co to w ogóle ma być za zabawa? - prychnął Świerk. - Nuuudaaaa.
- Nuda? Oh, wcale nie! - odpowiedział Jelenia Łapa, jak prawdziwy spec od rozrywki. - To będzie taki konkurs. Każdy z was zabierze inny liść, a potem ocenię, który jest z najlepszy.
  Świerka to nie przekonało.
- I co z tego? Co nam to da?
- Nowe umiejętności w szukaniu ładnych liści! - zaekscytował się brązowy uczeń, starając się zarazić tym entuzjazmem małego kocurka. - Poza tym lepiej poszukać liści, niż tu siedzieć i narzekać.
  W tym Diamencik przyznała mu rację.
- Więc chodźmy! - pisnęła Piórko, najbardziej podekscytowana wizją wygrania konkursu na najładniejszy listek.
  Kociaki rozpierzchły się, buszując po obozie. Nawet Świerk dźwignął się na poszukiwanie swojego liścia.
  Tak oto Diamencik wzięła udział w konkursie na Liścia Marzeń Jeleniej Łapy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema siema! Kolejny rozdział! Jak myślicie, kto wygra ten jakże ekscytujący konkurs? :0

1127

Diament Cienistych DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz