Rozdział 6

48 10 6
                                    

  Diamencik nie mogła się ruszyć. Była sparaliżowana i chociaż w myślach rozpaczliwie wołała o pomoc, z jej pyska nie wydobywały się żadne słowa. Mięśnie i kości zaszły jej lodem, i może to tylko jej wyobraźnia, działająca nie w porę, ale kotka naprawdę poczuła jak łapy zastygają jej i przechodzi przez nie mroźny dreszcz. Futro stanęło jej dęba, a uszy skuliły, w strachu przylegając do główki. Nie do końca wiedziała co widzi. Miała nadzieję, że to tylko straszne złudzenie. Ale to... To wyglądało nazbyt przerażająco aby było wymysłem kotki.
  Podniosła powoli wzrok na potworne zjawisko. Coś wewnętrznie kazało jej to zrobić.
  Przed Diamencikiem piętrzyła się góra cienia. Smuga mroku mozolnie uformowała się w kota. Był wychudły i wysoki. Łapy miał długie, ale kościste, wyliniałe futro na bokach, a na torsie i brodzie zmarszczki.
Wyciągnięta, zgarbiona sylwetka, wyciągnęła się powoli ku kotce. Pysk miał nieodgadniony wyraz, to było przerażające. Głowę pokrywał mu siwy meszek. Uszy miał postawione wysoko, pewnie siebie, ale drżący ogon mówił raczej o czujności tej cienistej zjawy. Oczy jarzyły mu się grafitem. Nie było w nich nic. Żadnego uczucia. Żadnej myśli. Żadnej oznaki życia.
  Diamencik wpatrywała się w te puste oczy. Słyszała szalwńcze bicie swojego serca. Czuła jak obija jej się o żebra. Ale po chwili, to ucichło. Ucichło też wszystko inne. Nawet myśli kotki. Diamencik wpatrywała się w ten pysk przerażona, niemogąc oderwać wzroku. Poczuła ukłucie w torsie. Od środka. Jakby jakiś lodowaty pazur znalazł się pod jej sercem i zabijał ją od wewnątrz. Patrząc bez przerwy w ten pysk, czuła jak powoli wszystko z niej uchodzi. Opuszczały ją najpierw myśli, potem zmysły, siły i wszystkie uczucia. Ten mrok zabierał jej życie.
  Nie wiedziała ile minęło. Siedziała nadal, chwiejąc się, ale nie opuszczając wzroku z oczu cienistego kota. Coś ją trzymało, jakby wzrok jej i tej zjawy, był spleciony niewidzialną linką.
  Co jakiś czas przymykała oczy, zapominając co się dzieje wokół niej, ale gdy je otwierała ponownie, widziała mroczny pysk i za każdym razem ogarniała ją nowa, potężniejsza fala przerażenia. Dygotała, kiedy zimno ogarnęło jej ciało.
  Nic już nie czuła. Oprócz bólu. A i on zanikał już w mroźnej aurze cienistej zjawy.
  Obraz wokół zrobił się ciemniejszy, a powietrze gęstsze i chłodniejsze. Z początku kotce wydało się, że nadeszła noc. Ale mrok, który zawitał nad jej głową, nie był chłodną, rodzinną porą, a gwiazd i księżyca nie było nugdzie widać. To co się działo, nie miało nic wspólnego z nocą. Wraz z większym mrokiem, przybywałe również szepty. Z początku ciche, rozmyte w cieniu. Z każdą chwilą stapiały się wyraźniej, a i nowe głosy wyłaniały się z mroku. Potem szepty przeszły w coraz to śmielsze słowa, które z kolei stały się obelgami. Kiedy kotka nie widziała nic prócz szarych oczu, bo wszystko pokryła czerń, słowa przeistoczyły się w śmiech. Cierpkie, kwaśne chichoty toczyły się echem w ciemności, a każdy z nich uderzał jak bat w uszy Diamencika. Głowa kotki praktycznie wybuchała pod naciskiem śmiechów i przerażenia. Obraz zaczął migotać, rozpływać i wyostrzać się na zmianę. Kocię zachwiało się, na chwilę spuszczając wzrok z oczu zjawy, a gdy go podniosło, w szarych kulach ujrzała przerażającą scenę.
W szarych, jarzących się kulach zobaczyła... Swoje odbicie.
  Kotka nabrała gwałtownie powietrza. Widok był wstrząsający.
  Przestraszona Diamencik zaczęła się trząść. To było... jej odbicie, ale jednocześnie nie jej. Obraz w szarych kulach przedstawiał brzeg jakiegoś strumienia. Wokół było coś białego, nieznanego kociakowi. Na żwirze, w połowie zanurzona w wodzie, leżała kocica. Ciało miała dziwnie wygięte, szkarłatna ciecz, wypływająca z pod niej, barwiła wodę na czerwono. Oczy miała zamknięte, nie ruszała się. Tak jakby uszło z niej życie...
  Po pokazaniu tej sceny, szare oczy rozbłysły oślepiającą bielą. Diamencik zamknęła szybko oczy i odwróciła głowę. Mróz ustąpił nagłemu podmuchowi wiatru. Ciśnienie spadło drastycznie, a kotce zabrakło powietrza w płucach. Wszystko wokół zawirowało i... Cisza.
~Czy to już koniec...? Co się dzieje...?~ Pomyślała Diamencik.
Cisza parzyła ją w uszy, a brak jakichkolwiek odczuć gryzł ją w futro.
Kotka leżała na podłożu, bała się ruszyć lub otworzyć oczy. Minęło sporo czasu. A może ledwie chwila...?
Kocię nie podnosiło się.
Wtem, jakby z oddali, bardzo cichutko... Diamencik coś usłyszała... Choć może tylko jej się wydawało... Ale nie... Ponownie do jej uszu dotarł ten dźwięk... Taki delikatny, melodyjny...
Ptasi ćwierkot.
Teraz kotka była pewna, że to nie omamy. Piosnka przybliżała się. Dryl był nieznany jasnoszarej kotce, ale z pewnością był najpiękniejszy, jaki dotąd słyszała. Pieśń była kojąca, przyjemnie gładząca uszy, a niosła ze sobą poczucie bezpieczeństwa i nadzieję.
~Skoro śpiewają ptaki... To znaczy, że już jest bezpiecznie... Prawda?~ Diamencik otworzyła oczy bardzo ostrożnie. Bała się co może zobaczyć. Czy cienista zjawa nadal tam była?
Kotka podniosła wzrok i od razu odetchnęła z ulgą. Była w tym samym miejscu, leżąc na połaci gołej ziemi pośród krzaków, tak jakby nic się nie wydarzyło. Ale tak nie było. Coś tu się stało, a Diamencik była o tym przekonana. Zadrżała na wspomnienie mrocznej smugi. Nie chciała aby coś podobnego ją spotkało. Nadal przerażona i wstrząśnięta swoim przeżyciem, podniosła pierwszy lepszy liść z ziemi i pognała na oślep przez gaj.
  Mijała plątaniny niekończących się połaci lasu. Wysokie krzewy o ostrych gałęziach, wysokie do nieba pnie górójących drzew. A wszystkie takie same. Przez gęste, ciemne korony drzew, sporadycznie widziała skrawki nieba. Niebieska tafla, unosząca się nad lasem przygasła i pojawiały się już na niej małe gwiazdy. Zapadała noc. Wieczór, niosąc mrok, wylewał się spod liści i kamieni. Długie cienie złączyły się w jeden i zalały ziemię. Kotka biegła przez te zacienione gęstwiny, błagając gwiazdy o powrót pod ciepły ogon matki. Jej łapki uderzały o ziemię, każdy mięsień pracował, ogon miała sztywno uniesiony, a kark pochylał się do przodu. Oczy wpatrzone były mglisto w dal, a pysk zastygł w odbiciu strachu. Kocię nawet nie czuło wysiłku i tego, że biegnie. Słyszalne było tylko dudniące bicie maleńkiego serca kotki. I tylko ono dawało jej poczucie, że nie odeszła z tego świata. Lecz nagle, do uszu kociak dobiegł nowy dźwięk. Nawoływanie. Ktoś ją wołał. Głos odbijał się echem od pni drzew. Zrobiła niezdarny, szybki zwrot, prawie wywalając się na ziemię i pomknęła w stronę głosu. Usłyszała to raz jeszcze, teraz wyraźniej, bliżej. Była pewna, że to jej imię.
-Diamenciku! - kolejny raz rozległo się wołanie, a w nim kocię dosłyszało niepokój.
  Przed nią rozciągał się rząd krzewów, zza których, jak się wydawało, dobiegał głos. Nazbyt rozpędzona Diamencik zamknęła oczy i przygotowała się do zderzenia z roślinnym murem.

~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział! Dajcie znać o swojej opinii i co ewentualnie mogłabym poprawić ^^

1057

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 20, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Diament Cienistych DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz