14:08 Ostre przedmioty nie są wskazane w użytku dla dzieci

140 17 0
                                    

  Zapukał do odpowiednich drzwi, po czym wszedł do sporego pokoju, wypełnionego odgłosami rozradowanych dzieciaków. Małe rozrabiaki jak zwykle szalały w najlepsze, bawiąc się pod czujnym okiem swoich opiekunek. Rozejrzał się krótko, witając się z jedną przedszkolanką, która akurat tuliła jakiegoś chłopca, któremu w oczach stanęły łzy.

  Zaczął poszukiwać wzrokiem drugiej, lecz jak zwykle nie mógł jej dostrzec.

- Dzień dobry, Takao-kun. - Usłyszał tuż przy sobie.

  Drgnął zaskoczony, po czym roześmiał się krótko. Przywitał się ze znajomym opiekunem.

- Jak zwykle udało ci się mnie podejść.

- Nie robię tego specjalnie - zapewnił spokojnie Kuroko.

- Buu! - Nagle zza opiekuna wyskoczył czarnowłosy sześciolatek.

- Uwah! Satoshi i ty przeciwko mnie?! - Takao odwrócił się teatralnie, sprawiając, że maluch roześmiał się radośnie.

- Rozumiem, że ty go dzisiaj odbierasz? - Kuroko również uśmiechnął się lekko. Nachylił się nad przedszkolakiem i pogłaskał po głowie.

- Ah, tak. Siostra musi zostać dłużej w pracy. - Kucnął naprzeciwko malca. - Ale to nic, prawda? Dość dawno się nie widzieliśmy.

- Tak! Zobacz, wujku zobacz! Nie mam zęba! - Satoshi otwarł szeroko buzię, prezentując swoje małe mleczaki, w których brakowało lewej jedynki.

- Ojoj, z kim się pobiłeś? - Udał zmartwionego, przyglądając się pustemu miejscu między zębami.

- Wujku! Nie bądź niepoważny! Dzieciom w moim wieku wypadają małe ząbki, a potem rosną takie... dorosłe! - Satoshi był wyraźnie dumny. - Prawda, Kuroko-sensei?

  W tym samym czasie opiekun zerkał w kąt pokoju, skąd dobiegł go krzyk. Kuroko poklepał chłopca po główce, po czym przeprosił ich i poszedł do wołającej go dziewczynki.

   Nieprzejęty tym faktem Satoshi chwycił prędko swój plecaczek. Pożegnał się grzecznie z opiekunami i kolegami, po czym w podskokach ruszył za Takao. Cieszył się na myśl spędzenia dnia z wujkiem. Uwielbiał go, więc z chęcią do niego przychodził.

   Szli powoli ulicą, gadając jak najęci. Mały czuł się w obowiązku zrelacjonować wszystko, co ominęło Takao, kiedy ten go nie odbierał. Tamten wysłuchiwał uważnie każdego jego słowa, często rzucając komentarze, które rozbawiały chłopca.

  W końcu doszli pod odpowiednie mieszkanie.

- No dobra, Satoshi. Ostrzegam, że w środku odsypia nockę groźne stworzenie, dlatego radzę być cicho - upomniał go, przekręcając zamek i otwierając drzwi.

- Eh? A cóż to za stworzenie? - Mały ściszył głos, wczuwając się w rolę.

- Tym razem to... hm... - Zastanowił się krótko. -Szalony doktorek, który, popadając w obłęd, zaszczepił sobie wodorosty na głowie.

- To ma być gorsze od kosmity, którego kamuflaż nie udał się do końca i zostały mu zielone włosy? - jęknął trochę zawiedziony.

- Ależ oczywiście! Kosmita bez statku jest bezradny. Za to szaleńcy zawsze dają sobie radę. W dodatku lubią eksperymentować na ludziach! - Dramatyzował wchodząc do środka i nie spuszczając wzroku z małego.

- Och nie! - Satoshi załamał ręce.

- Och, tak... - Usłyszeli beznamiętny, zaspany głos nad sobą.

   Mały pisnął przerażony. Sam Takao odskoczył zaskoczony. Po chwili jednak wybuchnął donośnym śmiechem.

- No, Shin-chan, to ci się udało!

Codzienność [ Multiship KnB] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz