Fale obijały się o klify, tworząc niesamowitą muzykę, która hipnotyzowała swoim dźwiękiem. Ciepły wiatr łączył się z piaskiem, tworząc w powietrzu niesamowite wzoru, które zapierały dech w piersiach. Słońce odbijało się w tafli morskiej wody, łącząc się z nią. Dwójka ludzi cicho wpatrywała się w siebie, nie ośmielając się wypowiedzieć chociażby jednego słowa. Oboje tylko zatapiali się w swoich spojrzeniach. Kolor błękitu oceanu mieszał się ze złotym odcieniem ognia. Szaty lekko poruszały się, zmieniając swój kierunek wraz ze wiatrem. Czuli się jakby stali już tam od stu lat. Jakby ich płomień, który razem dzielili ponownie zapłonął, kiedy ponownie na siebie spojrzeli. Pomimo tak długiej rozłomki nigdy o sobie nie zapomnieli. Ich uczucie nigdy nie wygasło. Tłumili je, próbowali się go wyprzeć, ale pomimo tego jedno spojrzenie całkowicie uwolniło zakazane uczucia.
Po tylu ciężkich walkach, porażkach i ucieczkach stali przed sobą, pierwszy raz od dawna otwarci. Bez żadnych kłamstw. Nie opierali się już dłużej. Nie potrafili. To by ich zniszczyło. Wypaczyło od środka, pożerając ich dusze. Zrzucili wszystkie wiążące ich łańcuchy, które sami sobie zarzucili kilka lat temu. Które z dnia na dzień stawały się coraz cięższe, dusząc ich i zabijając od środka. Bali się, straszliwe się bali wszelkich przeszkód na ich drodze. Decyzja nie była łatwa, nie mieli pewności co do przyszłości. Dlatego wybrali łatwiejszą w ich mniemaniu drogę. Ale... prawie ich ona zniszczyła. Karmili się fałszywym uczuciem, chcąc w nie uwierzyć. Ale te kłamstwo nie stało się prawdą, jak oczekiwali. Czuli gniew i nienawiść do samych siebie. Ale wraz z tymi uczuciami przeplatała się tęsknota i... nadzieja. Nadzieja na nowe jutro, od którego dzieliło ich kilka kroków. Wystarczyło tylko zrobić ten pierwszy ruch i przekroczyć granicę, postawioną przez nich samych...
Kiedy wiatr mocniej zawiał oboje poczuli jakby niewidzialną siłę, pchającą ich do przodu. Ruszyli rzucając się w swoje objęcia. Silne ramiona mężczyzny oplotły delikatną talię kobiety, a ona wyciągnęła swoje ręce wokół jego szyi przyciągając go mocniej do siebie. Ich niespokojne oddechy mieszały się ze sobą, a serca biły w gorącym akcie namiętności. Nie chcieli się za nic puścić. Bali się, że gdy to zrobią, każde z nich rozpłynie się w powietrzu jak miraż. Że okaże się to tylko pięknym snem. Nie chcieli się ponownie nawzajem stracić, to by było za dużo. Wiedzieli o tym. Na tą myśl mężczyzna zatopił swoją głowę w jej brązowych włosach zaciągając się zapachem wodnych lilii, który tak kochał. Zamknął oczy i poddał się w chwili. Nareszcie czuł się dla kogoś ważny. Czuł się sobą, nie musiał nikogo udawać. Nie był Władcą Ognia czy najpotężniejszym magiem w narodzie, był zwykłym mężczyzną, który odnalazł swoje szczęście. Szczęście, które było ukryte w pięknych błękitnych oczach kobiety. Kobiety, która należała do niego, a on do niej. Nic poza tym się nie liczyło. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie. Tylko oni we dwójkę, razem, na zawsze w swoich objęciach.
Kiedy poczuł na swoich policzkach zimne pasma, powoli oderwał się od jej włosów i posłał w jej stronę delikatny uśmiech. Tak rzadko u niego spotykany, należący tylko do niej. Opuszkami palców pogładził jej policzek i otarł spływające łzy. Kobieta czując jego emanujące ciepło zamknęła oczy i odwzajemniła gest. Przytulając się delikatnie do jego ręki uniosła swoje palce i oplotła je wokół jego dłoni. Ten mały gest przyprawił oboje o dreszcze, które szybko rozeszły się po całym ciele. Kiedy dziewczyna ponownie spojrzała w jego stronę ciemnowłosy mężczyzna wziął głęboki oddech i powoli, jakby zahipnotyzowany pochylił się w jej stronę. Nie mogąc się dłużej powstrzymać, stanęła lekko na palcach i również się do niego zbliżyła. Po tylu latach samotności ich usta nareszcie się spotkały, burząc ostatnie wybudowane bariery. Chłonąc każdy ich skrawek badali się wzajemnie. Kosztowali się bez opamiętania. Ponownie oplotli swoje dłonie wokół własnych ciał, które rozgrzewały się jak rozszalały płomień. Przesuwając dłonie w górę wplotła swoje palce w jego długie czarne włosy, doprowadzając go tym gestem do szaleństwa. On przejechał rękami po jej talii, powodując nowe dreszcze. Wiedząc, że za chwilę straci przez niego wszelkie siły, złapała się mocniej swojego kochanka, aby nie upaść na piach. Nie mieli zamiaru przerywać, nie teraz. To była ta chwila, o której tak od dawna skrycie myśleli. Która nareszcie należała do nich. Zapomnieli o wszystkim. O gorącym piasku, wietrze wokół nich, zimnej wodzie oplatającej ich kostki. Stali tam we dwoje, w świetle zachodzącego słońca, ciesząc się że już nic ich nie rozdzieli.
Bo jak niby rozdzielić kochanków noszących imiona Yin i Yang?
CZYTASZ
Zutara Week 2020
FanfictionPonieważ moje serduszko krwawi, a wena dobija się drzwiami i oknami.