Marc wpatrywał się tępo, okno od swojego pokoju. Czuł się dziwnie, zamknięty tak w jednym pomieszczeniu. Jakby był samotny, a to nie była prawda. Miał przecież obok siebie Nathaniela. Osobę którą kochał całym sobą. Padał akurat deszcz, uwielbiał deszcz. Żałował, że nie może wyjść na zewnątrz. Mimo wszystko, wiedział, że to by pogorszyło jego stan zdrowia. Chciał wyzdrowieć i wrócić do mieszkania, jego i Nathaniela. Niestety wiedział, że szanse na to, są nikłe. Lecz mimo to, wierzył, że wyzdrowieje i wyjdzie z tego miejsca.
Nigdy nie lubił szpitali. Zapach różnych detergentów i leków, przyprawiał go o mdłości. Jedyne co zapamiętał z dzieciństwa, to puste, pokoje z białymi ścianami. Od dziecka był chorowity, więc go to nie dziwiło, że większość wspomnień było związanych z takimi pokojami. Wiedział, że gdyby nie jego rodzice, którzy gdy tylko zaczynał czuć się źle, niedobrze i próbowali coś zaradzić, nie było by go tutaj.
Wsłuchiwał się w odgłos kropli deszczu. Niedawno Alix zabrała Nathaniela, a on został tu sam. Nie wiedział co robić, więc postanowił wziąć do ręki telefon i chociaż napisać matce albo Marinette, że jest w szpitalu. W końcu była jego kuzynką, powinna się dowiedzieć. Szybko napisał dwie wiadomości, do rodzicielki i swojej kuzynki. Nie dostał szybko odpowiedzi, ale wiedział, że jest późno. Pewnie obie są zajęte. Marinette bierze przecież ślub z Adrienem, za kilka miesięcy. Żałował, ponieważ prawdopodobnie się na nim nie zjawi. Westchnął ciężko, po czym przykrył się kocem. W szpitalu, było okropnie zimno. Postanowił się trochę przespać, może do tego czasu Nathaniel odpocznie, zje coś by odzyskać siły i weźmie prysznic? Nie chciał, by jego rudowłose szczęście się przemęczało i zaniedbywało. Zależało mu na jego szczęściu. Może to się wydawać dziwne, lub nie, zależy kto patrzy na daną sytuację, ale czarnowłosy chciał by Kurtzberg ułożył sobie życie, jakby nie udało się mu wyzdrowieć. Chciał naprawdę mocno, żeby czarnowłosy był szczęśliwy i znalazł sobie kogoś, kto pokocha go tak samo jak on jego.
Przymknął delikatnie powieki, po czym powoli zasnął.
***
Nathaniel powoli wszedł do sali, w której przebywał Marc. W jednej dłoni, trzymał torbę należącą do jego narzeczonego, do której spakował ciuchy, ręczniki i mydła, w tym szampon, a w drugiej siatkę z drobnymi zakupami dla narzeczonego. Nie wiedział, jak będzie mieszkał w pustym, cichym mieszkaniu, bez Anciela. Trudno było mu to sobie wyobrazić. Cicho odłożył torbę obok jego łóżka, a siatkę położył na stoliku, stojącym niedaleko. Po odstawieniu wszystkiego, podszedł do swojego narzeczonego, który spokojnie spał. Delikatnie pogłaskał go po włosach i ucałował kącik ust, śpiącego mężczyzny. Dotknął później jego policzka. Jego skóra, była miękka i delikatna w dotyku. Złożył delikatnie, kolejnego całusa na policzku oraz na czole.
Zauważył kątem oka, jak Marc delikatnie mruga. "No nie, obudziłem go", przeszło Nathanielowi przez myśl. Pogłaskał włosy Marc'a, które były miękkie.
- Obudziłem cię? - spytał, dalej głaszcząc kciukiem policzek ciemnowłosego.
- Nie, nie martw się. - odparł, po czym wstał do siadu. - Mogę się przytulić, czy nie bardzo? - zapytał, przekrzywiając głowę, lekko na bok. Jego ton i sposób, w jaki zadał to pytanie, był cholernie uroczy, Kurtzberg mógł przysiąc, że się rozpływa. Pokiwał delikatnie głową, po czym przysunął się do narzeczonego, by mógł się wtulić w jego tors. - Wiesz, że cię kocham?
Odpowiedział mu śmiech, ze strony rudowłosego.
- Oczywiście, wiem to już od dwunastu lat skarbie. - uśmiechnął się i zanurzył nos, we włosach Anciela.
CZYTASZ
❝𝑵𝑰𝑬 𝑷Ł𝑨𝑪𝒁❞━ᵐᵃʳᶜᵃᶰᶤᵉˡ‧̍̊
Fanfiction"Proszę nie zostawiaj mnie, samego." "ℙ𝕣𝕫𝕖𝕡𝕣𝕒𝕤𝕫𝕒𝕞, ℕ𝕒𝕥𝕖 𝕥𝕠 𝕛𝕦ż 𝕟𝕚𝕖 𝕫𝕒𝕝𝕖ż𝕟𝕖 𝕠𝕕𝕖 𝕞𝕟𝕚𝕖, 𝕜𝕠𝕔𝕙𝕒𝕟𝕚𝕖." ‧̍̊˙· 𓆝.° 。˚𓆛˚。 °.𓆞 ·˙‧̍̊ 𝐊𝐭𝐨 𝐛𝐲 𝐜𝐡𝐜𝐢𝐚ł 𝐮𝐬ł𝐲𝐬𝐳𝐞ć, ż𝐞 𝐭𝐰𝐨𝐣𝐚 𝐦𝐢ł𝐨ść ż𝐲𝐜𝐢𝐚 𝐣𝐞𝐬...