Była noc. Nathaniel nie wiedział dlaczego, ale nie potrafił zasnąć. Jak normalnie miał ochotę ciągle spać i czuł się wyczerpany, tak teraz nie mógł w ogóle przymknąć oczu na dłużej niż trzy minuty. Robił wszystko, co zwykle pomagało mu zasnąć. Zaczynając od picia mięty, wyobrażania sobie narzeczonego obok, kończąc na piciu ciepłego mleka. Lecz nic to nie dawało. Czuł się okropnie.
Aktualnie leżał na łóżku, patrząc pusto w sufit. Czuł, że coś złego się wydarzy. Czuł to w kościach. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Do tego, w mieszkaniu było przeraźliwie cicho. Jak zawsze, odkąd Marc trafił do szpitala. Kochał go i martwił się o to, że obudzi się któregoś dnia i naprawdę usłyszy, że jego szczęście umarło. Po prostu, odeszło. Leżał tak, nie czując wibracji telefonu. Kiedy do jego uszu w końcu, dotarł dźwięk przychodzącego połączenia, wstał do siadu i sięgnął po telefon. Gdy zobaczył numer szpitala, jego serce zamarło, a jego oddech przyśpieszył. Drżącą ręką kliknął czerwony przycisk. Kiedy tylko przyłożył telefon do ucha, usłyszał lekarza.
- Pan Nathaniel Kurtzberg? - spytał mężczyzna o niskim tonie głosu.
- Tak, o co chodzi? - spytał, lecz czuł jak ledwo oddycha. Zaczynał się powoli niepokoić. Nie było prawa, do pomyłki.
- Chodzi o pana Marc'a Anciela. - odparł.
- Co z nim?! - spytał, cały zestresowany. Ten mężczyzna naprawdę, zaczynał go straszyć.
- Niestety, około drugiej trzydzieści, zmarł. - powiedział, ze współczuciem w głosie. - Robiliśmy co w naszej mocy, lecz się nie udało. Przestał oddychać. - w tym momencie, telefon wypadł z dłoni Nathaniela. Szybko się rozłączył.
Z jego oczu popłynęły łzy. Czuł się jakby świat, się całkowicie zawalił. Jego szczęście... jego ukochany umarł. Odszedł. Zniknął. Jego życie po prostu straciło sens. Jego płacz zmienił się w spazmatyczny i histeryczny szloch. Nie wiedział co robić. Jedyne co utkwiło w jego głowie, to słowa lekarza. Marc naprawdę umarł. Miał ochotę zniknąć, umrzeć byleby być przy swojej miłości. Pragnął go tylko przytulić, powiedzieć, że go kocha nad życie i pożegnać. Nie wiedział co począć. Jedyne co mógł i na co miał siłę, to na płacz w poduszkę. Szlochał długo. Nawet nie wiedział kiedy usnął, wycieńczony szlochem. Robił wszystko, płacił leczenie, wspierał ukochanego w walce z chorobą i robił wszystko co mógł. Powoli przestał wierzyć, że uda się Marc'owi wygrać z nowotworem, gdy zaczął coraz bardziej źle się czuć.
***
Pogrzeb odbył się tydzień później. Trudno było powiedzieć, że Nathaniel wyglądał dobrze, bo tak naprawdę wyglądał okropnie. Miał cienie pod oczami i przekrwione oczy. Do tego psychicznie, także czuł się okropnie. Jakby ktoś odebrał mu coś, co naprawdę kochał i to nawet nie odchodziło od prawdy. Stracił najważniejszą i najukochańszą osobę, w swoim życiu. Nie wiedział co ze sobą miał zrobić, na pogrzebie zjawiła się rodzina i najbliżsi przyjaciele jego zmarłego narzeczonego. Czuł się okropnie i źle, przez co nawet nie hamował napływających łez, do jego oczu. Pozwolił sobie na płacz, wśród ludzi których znał. Pierwszy raz w życiu, pokazał, że jest słaby. Lecz nie interesowało go to. Kto by nie płakał, kiedy najbliższa osoba, którą kochałeś naprawdę mocno i z którą spędziłeś dwanaście pięknych i szczęśliwych lat, by umarła?
Kiedy kończyła się ceremonia, rudowłosy został, lecz zanim wszyscy odeszli, podeszła do niego Marinette. Na jej polikach, były widoczne smugi od tuszu do rzęs, a jej oczy były zaszklone, lecz to co zwróciło najbardziej jego uwagę, była jakaś koperta znajdująca się w jej dłoni.
- Nathaniel, bo... - zaczęła, po czym wzięła głęboki oddech. - Marc mi to dał, zanim umarł. Kazał mi to ci dać, po pogrzebie. Nie zaglądałam tam, ale wiem, że Marc by bardzo chciał żebyś to przeczytał. - podała mu kopertę. - To ja uciekam, do zobaczenia Nate. - powiedziała, a po chwili już jej nie było.
Przygnębiony przysiadł na ławce, po czym otworzył list. Bał się co może tam przeczytać, ale to chyba normalne.
***
19 października 20XX roku
Drogi, Nate!
Mam nadzieję, że otrzymasz ten list od Marinette. Mam wielką nadzieję, że nie otwierała go i nie zaglądała co tu Tobie napisałem. Dobra, może przejdę do sedna.
Jedyne czego pragnę, Nate to to żebyś nie załamywał się totalnie, po tym jak odejdę. Jak zobaczę, że o siebie nie dbasz, będę wściekły. Bardzo wściekły. Tego chyba nie chcesz, prawda? Oj, Nate co ja z Tobą mam... Nie będę pewnie sobie siedział w zaświatach normalnie i spokojnie, bo będę musiał Ciebie pilnować. W sumie zawsze musiałem pilnować, abyś spał, jadł i pił. Najzwyczajniej w świecie, o tym zapomniałeś. To była jedną cecha której w Tobie nienawidziłem i będę zawsze nienawidził, tego zaniedbywania siebie.
Wiesz, że Cię kocham? Jeny, czemu ja w ogóle pytam, ty to wiesz. Nigdy nie zapominaj, że Ciebie kocham. Jeśli w ogóle, choć jeden, jedyny raz o tym zapomnisz to naprawdę będzie mi przykro. Chcę Ci przekazać w tym liście, kilka ważnych rzeczy, które masz zapamiętać i zrealizować. Ja będę wiedział jak ich nie zrobisz. Naprawdę, nie żartuję. Jak się w tym momencie za śmiałeś, to wiedz, że właśnie o to mi chodziło. Byś się chociaż przez chwilę, zaśmiał bo masz piękny śmiech, skarbie.
Dobra, wrócę do tego, co chcę byś chociaż postarał się zrealizować. Po pierwsze, masz być szczęśliwy i nie płakać. Jak już to nie za często. Po drugie, skarbie, to jak będziesz czuł się źle psychicznie po mojej śmierci, pójdź na terapię. Jedyne czego chcę, to Twojego szczęścia i jak po mojej śmierci, będziesz czuł się załamany i będzie Ci się zdawało, że świat Ci się zawalił, nie bój się iść na terapię. Są ludzie, którzy na pewno Ci pomogą.
Na koniec, po trzecie znajdź sobie kogoś. Chcę byś ułożył sobie życie, bo Ciebie kocham, Nate.
Zawsze będę Cię kochał.
Kocham Cię, Twój Marc
Ps. tylko twój***
Nathaniel uśmiechnął się przez łzy, patrząc na jasną kartkę, na której widział pismo swojego zmarłego narzeczonego.
— Postaram się, skarbie. — odparł cicho, a po jego policzku spłynęła łza.
Poczuł tylko delikatne, muśnięcie wiatru.
Koniec
Wow, nie spodziewałam się, że napiszę epilog. Miałam ochotę na coś smutnego. Ugh, jakby... Boli mnie serce bo zraniłam swoich synów. I jeśli ktoś płakał, to nie wiem może to kogoś pocieszy ale... Sama płakałam. Przyznaje się, sama płakałam pisząc niektóre fragmenty.
Jest jednak jeszcze coś, o czym chcę was powiadomić....
Niedługo będę pisać dwa dodatki na pocieszenie.
Nie martwcie się, będą weselsze niż te cztery rozdziały.
To co?
Widzimy się w dodatkach, za jakiś czas.
Do napisania 💛 Ela
CZYTASZ
❝𝑵𝑰𝑬 𝑷Ł𝑨𝑪𝒁❞━ᵐᵃʳᶜᵃᶰᶤᵉˡ‧̍̊
Fanfiction"Proszę nie zostawiaj mnie, samego." "ℙ𝕣𝕫𝕖𝕡𝕣𝕒𝕤𝕫𝕒𝕞, ℕ𝕒𝕥𝕖 𝕥𝕠 𝕛𝕦ż 𝕟𝕚𝕖 𝕫𝕒𝕝𝕖ż𝕟𝕖 𝕠𝕕𝕖 𝕞𝕟𝕚𝕖, 𝕜𝕠𝕔𝕙𝕒𝕟𝕚𝕖." ‧̍̊˙· 𓆝.° 。˚𓆛˚。 °.𓆞 ·˙‧̍̊ 𝐊𝐭𝐨 𝐛𝐲 𝐜𝐡𝐜𝐢𝐚ł 𝐮𝐬ł𝐲𝐬𝐳𝐞ć, ż𝐞 𝐭𝐰𝐨𝐣𝐚 𝐦𝐢ł𝐨ść ż𝐲𝐜𝐢𝐚 𝐣𝐞𝐬...