|3| Kochanie, nie płacz

150 16 6
                                    

          Dzień mijał za dniem, zamieniały się w tygodnie, a tygodnie zmieniały się w miesiące. Nathaniel czuł, jakby te cztery miesiące były jednym dniem. Każdy dzień, był taki sam. Wstawał, jadł cokolwiek na śniadanie, ogarniał się i szedł do pracy. Po powrocie z pracy, kupował jakieś kwiaty, (nie dużo, bo nie można wnosić do szpitala, więcej niż cztery) które specjalnie kupował, dla ukochanego oraz brał coś co lubił jeść, Marc. Czasami nawet brał swój szkicownik do szpitala, pokazać niektóre prace ukochanemu. Brakowało mu go w ich mieszkaniu. Było okropnie cicho bez niego. Zawsze jak czarnowłosy był w domu, dodawał ciepła i radości do jego marnego życia. Dodawał mu siły i sprawiał, że w ogóle wstawał z łóżka. Tak szczerze, to brakowało mu ciepła jego ukochanego obok.

     Zbliżał się wrzesień. Nathaniel nienawidził jesieni, a ta zbliżała się nieubłaganie. Jedynym plusem było to, że w październiku były urodziny jego słonka. Jedyne co go martwiło, to to że stan Marc'a się pogarszał. Nie wiedział jak się z tym czuć. Nie wiedział, co ma robić. Widział jak powoli Marc umierał, a jego serce się krajało. Nienawidził widzieć swojej miłości, w takim stanie, ale nie chciał go zostawiać samego. Czułby się z tym beznadziejnie. Co on wygadywał? On się przecież tak właśnie czuł! Aktualnie rudowłosy siedział w pracy. Nie mógł się w ogóle na niej skupić, bo za bardzo martwił się o ukochanego. Próbował się skupić na tym co miał zrobić, lecz nie potrafił i nie mógł. Jakby coś go blokowało. Miał już tego wszystkiego powoli dość, praca tylko go bardziej dobijała. Miał ochotę się rozpłakać jak małe dziecko, czuł się cholernie bezsilny. Lecz wiedział, że nie może sobie pozwolić na załamanie. Nie chciał zawieść swojej kochanej tęczy. Chciał mu naprawdę pomóc, lecz nie wiedział jak. Godzinami zamartwiał się i bał, że na przykład jutro, zadzwonią ze szpitala i przekażą mu tą wiadomość, której najbardziej się obawiał. Bał się cholernie tej wiadomości. Przez to wszystko, nie mógł w nocy spać i jedyne, co mu pomagało zasnąć to tabletki nasenne. 

Walnął głową w stół. Poczuł na sobie wzrok wszystkich, ale olał to. Już mu nie zależało, co ludzie sobie o nim pomyślą. Uważał, że i tak nie znają jego sytuacji, przez co nie powinni nawet zwracać na niego uwagi. Powoli uniósł głowę, która go bolała. Musiał wrócić do pracy, nie chciał tracić czasu po pracy, ponieważ zamierzał iść do narzeczonego, do szpitala. Wszyscy od razu, odwrócili głowy, po czym powrócili do swoich obowiązków. Odrobinę odetchnął z ulgą. Nie zauważył kiedy Marinette, podeszła do niego. Mimo, że wydawnictwo w którym pracował niebieskooki jako ilustrator było obok pracy Marinette, nie wiedział dlaczego tu przebywała. 

- Nathaniel, wszystko z tobą w porządku? - spytała. W jej głosie było słychać zmartwienie oraz troskę. 

- Tak, wszystko w porządku Marinette. - westchnął, po czym wrócił do swoich obowiązków. 

- Okej, wierzę ci. Lecz pamiętaj, jakby coś się działo dzwoń. - oznajmiła, po czym wyszła. 

- Dobrze. - wyszeptał już do siebie. Przez chwilę, nie mógł się zmotywować do dalszej pracy, więc wyjął swój telefon. Włączył go i przez chwilę patrzył na swoją tapetę. Był na nim uśmiechnięty Marc. Od razu się uśmiechnął. - Kocham cię. - wyszeptał, naprawdę cicho. 

Schował z powrotem telefon, po czym wrócił do pracy. Czuł się trochę lepiej. 

***

Marc siedział w swetrze, pod kocem na łóżku szpitalnym, wpatrując się w swój telefon. Czuł się coraz gorzej, lecz nie chciał martwić Nathaniela. Bał się mu oznajmić, że niedługo zapewne umrze. Przynajmniej odejdzie szczęśliwy, mimo wszystko spędził dużą część życia z Kurtzbergiem, dzięki któremu jego życie nabrało barw. Nie żałował tego, że poznał i pokochał Nathaniela. Szczerze mógł przyznać, że to była najszczęśliwsza rzecz w jego życiu. Mimo wszystko, już pogodził się z tym, że umrze. Jedyne czego pragnął, to tego by Nathaniel nie płakał i nie był smutny, jak już go nie będzie. Do jego uszu, dobiegł odgłos otwieranych drzwi. Odwrócił głowę, w stronę białych drzwi, a jego oczom ukazał  się miedzianowłosy mężczyzna. Był odrobinę przemoczony, a w dłoni trzymał cztery czerwone róże.

- Hej, kochanie. - powiedział ochrypłym głosem, patrząc na ukochanego. Delikatnym gestem ręki, pokazał mu by usiadł na łóżku. Rudowłosy odłożył kwiaty na stolik, znajdujący się obok łóżka ukochanego, po czym usiadł na materacu. Zielonooki od razu zauważył, że jego ukochany jest przybity i smutny. Do tego, posiadał także wory pod oczami. - Wszystko w porządku, skarbie?

- Nie zostawiaj mnie. 

Zapadła cisza. Marc nie wiedział jak odpowiedzieć, na to co usłyszał. Zabolało go to. Głos Nathaniela był błagalny i smutny. Brzmiał jakby już naprawdę tracił nadzieję i siłę. Widział, jak w oczach drugiego zbierają się łzy. Szybko przyciągnął go do siebie. Po chwili, czuł jak niebieskooki się trzęsie i szlocha, ponieważ jego sweter robił się mokry. Milczał, głaszcząc go po prostu, po jego włosach. Nie wiedział, że to wszystko odcisnęło ogromne piętno, na psychice jego pomidora. Próbował go jakoś uspokoić, lecz nie wiedział jak. Wiele razy widział Nathaniela w dołku, albo jak płakał... Lecz nigdy nie płakał, aż tak mocno. Nie wiedział ile minęło czasu, kiedy udało mu się w końcu uspokoić narzeczonego. Pomimo tego, Nathaniel nie chciał wyjść z jego uścisku, więc nic nie mówił. 

- Przepraszam, kochanie to naprawdę nie zależy ode mnie. - westchnął. - Lecz pamiętaj, może i umrę ale zawsze gdzieś tu będę. Będę nad tobą czuwał. - mówił powoli, głaszcząc ukochanego. - Tylko proszę zrób coś dla mnie. 

- Co takiego? - podniósł wzrok na Marc'a. 

- Nie płacz i nie zapomnij o mnie. - odparł. - Wiem, że to będzie trudne, ale zrób to dla mnie, dobrze? - spojrzał na niego.

- Dobrze, postaram się.  

- Kocham cię, wiesz? - spytał czarnowłosy.

- Wiem, ja ciebie też.  - odetchnął odrobinę. 

- Chcę żebyś był szczęśliwy, na tym mi najbardziej zależy, więc masz mi się nie załamywać. - uśmiechnął się. 

      Spędzili trochę czasu razem, dopóki pielęgniarka nie oznajmiła o końcu czasu odwiedzin. Marc pożegnał Nathaniela i poszedł spać, a Nathaniel powoli kierował się do mieszkania.

❝𝑵𝑰𝑬 𝑷Ł𝑨𝑪𝒁❞━ᵐᵃʳᶜᵃᶰᶤᵉˡ‧̍̊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz