Rozdział 1 - Róże mają kolce

474 38 228
                                    

Intrygująca, wprawiająca w romantyczny nastrój woń róż — jeden z moich jednocześnie znienawidzonych i ulubionych zapachów. Te kwiaty to coś, co zobaczyłam jako ostatnie. Wyrządziły w tym domu tak wiele krzywd, a teraz leżały w zlewie — mokre, porzucone, zupełnie jak ja w tamtym momencie. Piękne, pachnące, skrywały malutkie, ostre kolce, zdolne rozciąć nawet najtwardszą skórę. I tak też zrobiłam — wbiłam jeden, wielki kolec w najbardziej czuły punkt, jaki zdołałam.

* * *

Gabriel Dziurzyński nie był typem rannego ptaszka, jednak każdego dnia, wiedząc, że czas to ważna i ulotna rzecz, z trudem wstawał równo o szóstej. Otwierał oczy, mrugając kilkakrotnie, a potem zsuwał się z wielkiego, dwuosobowego łóżka. Latem podchodził do oszklonych drzwi na balkon, rozsuwał jasne zasłony żony, a potem wychodził na zewnątrz. Nie zwracał uwagi na to, że miał na sobie same bokserki, bo opinia sąsiadów (którzy tak naprawdę irytowali go przy każdej możliwej okazji) to było coś, czym przejmowałaby się jego żona. Chłodny, poranny wiatr, a także szczekanie pobliskich psów otrzeźwiały go na tyle, że wracał do środka, wspominając, jak ta okolica wyglądała, kiedy się do niej wprowadzał.

Niecałe piętnaście lat temu Łagiewniki to było istne pustkowie — zaledwie trzy czy cztery domy na głównej ulicy i jeden za rozwidleniem — a teraz wszędzie wprowadzili się nowi, dopiero zakładający rodziny ludzie. Kiedyś mógł iść na spacer z psem bez smyczy, nie bał się o to, że ukochana suczka córki zostanie potrącona przez jakiegoś śpieszącego się do pracy szaleńca. Teraz niektórzy domagali się nawet kagańca, co dla młodej, trzyletniej Belli oraz Gabriela wydawało się piekłem — on nie potrafił jej przekonać, a ona przestać się bać. Dlatego też zawsze wstawał wcześniej, nawet w niedzielę, aby skorzystać z chwili, kiedy złośliwi sąsiedzi wciąż spali.

Mężczyzna, nauczony po wielu latach małżeństwa, pośpiesznie pościelił łóżko, a potem wyszedł na korytarz. Idąc w stronę łazienki, zajrzał do pustego, smutnego pokoju córki. Dziewiętnastoletnia Arianna niedawno wyprowadziła się do wynajmowanego mieszkania w Krakowie, chcąc przyzwyczaić się do dużego miasta przed rozpoczęciem studiów. Gabriel wszedł do nowoczesnego, zupełnie odbiegającego od reszty domu pomieszczenia, wzdychając. Dziewczyna wyjechała zaledwie dwa tygodnie temu, ale on miał wrażenie, jakby minęły wieki. Spojrzał na czarno-białe ściany, białe, pikowane łóżko oraz tę cholerną lampę, którą zmuszony był zrobić z drutu i światełek ledowych. Wygięta w kształt DNA, patrzyła na niego dumnie, jakby mówiła „Jednak ci się udało, ojczulku". Następnie spojrzał w górę, aby popodziwiać swoją kolejną robotę — tapetę sufitową. Wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo przez kilka dobrych sekund, a potem wycofał się z sypialni, zmierzając do łazienki.

Stanął przy lustrze, aby zerknąć na swoją poranną, zmęczoną twarz. Gabriel nie był brzydkim facetem — miał mocno zarysowaną szczękę, wysokie kości policzkowe oraz gęste, blond włosy. Ludzie kojarzyli je z biblijnym Lucyferem, natomiast żona Dziurzyńskiego, Julia, z aktorem ze swoich ulubionych telenowel — Williamem Levym z czasów, gdy był młody. Gabriel raz poświęcił się, aby obejrzeć z nią i Arianną „Triumf miłości" i wtedy powiedział sobie: nigdy więcej. Nie dla niego ckliwe historyjki i typowe romanse, gdzie jedynym problemem jest bieda lub sieroctwo głównej bohaterki. Dziurzyński chwilę poprzyglądał się swoim mięśniom, które regularnie ćwiczył na siłowni, popisując się przed lustrem. Arianna i Julia zawsze wyśmiewały jego zachowanie, twierdząc, że zachowuje się narcystycznie, ale jaki mężczyzna nie lubi napinać mięśni przed lustrem? Trzy razy w tygodniu, aby poćwiczyć, spotykał się z trochę niższym od siebie, młodszym kolegą z pracy, Filipem Jabłońskim. Uwielbiał rywalizację oraz wyzwania, które sobie nawzajem wymyślali.

Kilka minut później zszedł po mahoniowych schodach, już ubrany w zwykłą, białą koszulkę i ciemne jeansy. Przeszedł do świeżo wyremontowanej kuchni i usiadł na stołku barowym, wpatrując się w krzątającą się po kuchni Julię. Długie, kręcone włosy opadały falami na coraz szczuplejsze, słabe ramiona kobiety, która stała przy blacie lekko zgarbiona, ewidentnie wykończona. Na twarzy jednak widniał szczery, piękny uśmiech, a w ciemnych oczach tliły się wesołe iskierki.

Niewyjaśniony przypadek JuliiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz