– Vernon! – Sofia wpadła do kwatery Niebieskich Pasów w pośpiechu, ledwo zamykając za sobą drzwi.
Pot spływał po jej czole dużymi kroplami, a ciało się trzęsło. Jej ciało było bardzo szczupłe co potęgowało wrażenie, że zaraz upadnie mimo oparcia się o drzwi. Pasma ciemnych blond włosów były częściowo pozlepiane przez pot. Piwne oczy błądziły po pomieszczeniu w poszukiwaniu wody. W pomieszczeniu oprócz niej i Vernona, znajdowało się również parę innych osób.
– Czego tak stoicie?! Trzynastka, już po wodę! – Mężczyzna w chaperonie przykląkł obok nowo przybyłej dosłownie sekundę przed jej całkowitym osunięciem się na ziemię.
Po chwili dotarł Trzynastka z glinianym kubkiem pełnym wody i podał go Rochowi. Gdyby nie fakt, że blondynka już go znała, pierwsze co by zauważyła to tatuaż z najbardziej pechową liczbą. Była ledwo żywa ze zmęczenia, a kiedy oficer podstawił jej wodę pod usta, otworzyła jej. Wszystkie zmysły powoli się wyłączały, a przed oczami robiło się ciemno przez wszechobecne mroczki. Nie widziała kto ją podniósł, ale poczuła to, tak samo jak ciepłe dłonie na jej plecach i pod nogami. Straciła przytomność w momencie gdy poczuła płócienne okrycie łóżka.
Vernon usiadł obok łóżka Sofii. To nie był jej pierwszy raz gdy mdleje wracając z misji, ale nigdy na progu. Zdjął z głowy chaperon, przecierając swoje krótkie brązowe włosy. To musiało być ważne skoro tak się śpieszyła. Wziął jej dłoń między swoje ręce opiekuńczo je ogrzewając. Nie było to do niego podobne, ale Sofia była dla niego jedyną bliską osobą.
– Ves, pójdź po nadworną czarodziejkę i powiedz jej, żeby przyszła od razu. Pilna sprawa. – Rzekł surowo.
Krótkowłosa skinęła głową i jedynie przed wyjściem chwyciła swój oręż dla bezpieczeństwa. Vernon nie cierpiał czekać. Szczególnie w takich sytuacjach, bo nie dość, że bał się o życie kobiety to również o informacje jakie niosła. Wiedział, że miała dobrą pamięć i mimo utraty przytomności, przekaże wiadomość. Gorzej jeśli miało to mieć coś wspólnego z nadchodzącymi minutami. Ta myśl trafiła go w ego. Mógł ją lepiej wyszkolić i poćwiczyć z nią kondycję. Mimo wyrzutów sumienia postanowił się poprawić i urządzić jej sesję treningową.
– Trzymaj się Sofio. – Szepnął cicho mając nadzieję, że czarodziejka przybędzie za niedługo.
Czerwonowłosa spokojnym krokiem przemierzała zamkowy dziedziniec. Jej szmaragdowa suknia z złoto-białymi wstawkami ciągnęła się po szarej kostce brukowej. Dworzanie witali się z nią, to pokłonem, to krótkim pozdrowieniem. Cieszyła się dużym szacunkiem, będąc nadworną czarodziejką króla Foltesta. Temeria była w złotym wieku, a tak bynajmniej myślano. Stanęła przy targu z owocami i wzięła do ręki jabłko, oglądając je dokładnie.
– Wezmę to jabłko, ile płacę dobra kobieto? – Spytała uprzejmie, uśmiechając się do właścicielki straganu.
– 2 oreny. – Kobieta w średnim wieku odwzajemniła uśmiech, wystawiając dłoń w kierunku Triss.
– Proszę. Miłego dnia. – Wręczyła kobiecie 5 orenów i zanim zdążyła się zorientować, rudej już dawno nie było.
Przegryzając owoc zmierzała ku bramie oddzielającej zamek od miasta pod nim. Będąc kawałek od niej usłyszała strzępki rozmowy, która nie należała do przyjemnych. Merigold pospieszyła w tamtą stronę, chcąc jak najszybciej zakończyć spór jaki się toczył. Im bliżej była tym bardziej mogła powiedzieć o co chodzi, ale wolała mieć pewność. Na widnokręgu zobaczyła żołnierza, który stojącego na murze wokół bramy na zamek i kobietę ubraną na niebiesko za nią.
CZYTASZ
Cena Prawdy | Wiedźmin Fanfiction
FanfictionA więc wojna. Po zwiadzie Sofii, nikt nie przewidywał innej decyzji ze strony króla. Niestety nikt nie wiedział jakie wydarzenia będą miały miejsce. Temeria nie była dłużej bezpieczna, a ucieczka była konieczna. Trafiło na Flotsam, miasta portowego...