Każdy następny dzień wyglądał identycznie, napar z ziół, ciężkie treningi od rana do wieczora i sen. Wszyscy żołnierze czekali na klarowną wiadomość co dalej. Oblężenie wydawało się być coraz bliżej, szczególnie kiedy król Foltest chodził po obozie. Monarcha pamiętał imiona każdego z żołnierzy, zaskarbiając sobie jeszcze większy szacunek u nich. Wielokrotnie napotykał Sofię przy pachołku treningowym. Nie mógł sobie pozwolić na słabych żołnierzy na wojnie. Mimo wielu innych zajęć wymagających jego uwagi, poprawiał ją, pomagał prawidłowo wykonywać natarcia albo kazał jej odpocząć. Kobieta czuła, że nie mogła mu prawidłowo podziękować poza poprawą techniki bojowej i dozgonną lojalnością.
Podczas ćwiczeń, trwających już co najmniej parę godzin, Roche niespodziewanie pojawił się za blondynką, która w sekundzie odwróciła się z wyprostowanym mieczem. Ostrze ocierało się praktycznie o szyję, wywołując falę gorąca u oficera.
– Widzę rady króla dały ci do myślenia. – Powoli ręką odsunął miecz od gardła, a w jego głosie nie było krzty złośliwości. – Zbieraj się i widzę cię za dziesięć minut w moim namiocie.
Był poważny, jego mina nie zmieniła się chociaż na sekundę. Niepotrzebna była głębsza analiza, aby odgadnąć, że chodziło o coś grubego. Blondynka szybko zabezpieczyła swój miecz, ale Vernon zatrzymał ją i lekko się pochylił się do niej.
– Naostrz broń. – Z takimi słowami ją opuścił.
Sofia była zdecydowanie bardziej skonfundowana niż reszta Niebieskich Pasów, którzy wyłonili się z namiotów. Ves stała z rękami założonymi na biodrach i starała się ignorować komentujących mężczyzn. W szczególności stojącego obok niej, zgolonego na gładko Fenna. Z całego oddziału chyba on najbardziej nie lubił piwnookiej, od początku ją próbował ośmieszyć i podjudzał do tego resztę. Jedynie Ves i Vernon bronili Sofii, traktując ją jak rodzinę.
– Nasza najlepsza żołnierz sypią z kapitanem! Tajemnica rozwiązana! – Mężczyzna zaśmiał się tak głośno, że blondynka bez problemu to usłyszała.
– Sofia, nie daj się sprowokować tym półgłówkom. – Krótkowłosa szybko podbiegła do Sofii, lecz było ewidentnie za późno.
Przelała się czara goryczy, kobieta była zła. Bardzo zła. Puściła wolno swój miecz, słysząc jak klinga odbija się od wierzchu skórzanej pochwy. Zacisnęła rękę w pięść, nie zamierzając się już dłużej patyczkować. Nie po to dała się ośmieszać, nie po to ćwiczyła od tygodnia od świtu do zmierzchu.
– Ej Fenn! Mówił ci już ktoś, że ładnie wyglądasz... – Uderzyła mężczyznę w szczękę z całej siły, przez co upadł na plecy. –... z obitą mordą?
– O ty mała dziwko! – Mężczyzna chciał się podnieść, ale kobieta uklęknęła praktycznie dusząc go swoim kolanem.
– Co ty tam mówisz? – Prychnęła lekko. – Niech którykolwiek z was spróbuje znowu zakwestionować moją służbę tutaj, nie skończy tylko tak. Najprawdopodobniej straci także zarobek, także uważajcie na swoje oreny. – Wkurwiona podniosła się i odeszła nie zaszczycając mężczyzn spojrzeniem.
Ves stała z otwartymi ustami. Co tu się właściwie teraz stało? Po tym przyspieszonym treningu chyba coś w Sofii pękło. Krótkowłosa odprowadziła przyjaciółkę do jej namiotu, a później otrząsnęła się. Żołnierze między sobą rozmawiali głośno, widocznie równie zdenerwowani. Fenn masował obolałą szczękę, widocznie nie mając ochoty rozmawiać.
– Zamierzasz tak stać i się gapić? – Rzekł pechowiec groźnym tonem.
– Fenn przygiął. Sofia jest żołnierzem tak jak wszyscy tutaj obecni. Okażcie choć trochę szacunku i jebanej empatii. – Ves rzuciła im mordercze spojrzenie. – Niech ktoś spróbuje coś jeszcze powiedzieć na jej temat, a osobiście tutaj zaprowadzę porządek.
CZYTASZ
Cena Prawdy | Wiedźmin Fanfiction
FanfictionA więc wojna. Po zwiadzie Sofii, nikt nie przewidywał innej decyzji ze strony króla. Niestety nikt nie wiedział jakie wydarzenia będą miały miejsce. Temeria nie była dłużej bezpieczna, a ucieczka była konieczna. Trafiło na Flotsam, miasta portowego...