Tafla wody

293 16 8
                                    

Jedyne co go otaczało to ciemność. Był w pustce. Jedyne co widział to swoje odbicie w tafli wody po której chodził. Nie wiedział gdzie jest. Słyszał jakieś rozmowy. Ale nie mógł zrozumieć o czym były. 

Zaczął iść w stronę odgłosów. Z każdym krokiem dźwięki były coraz bardziej wyraźne. Osoba która mówiła ciągle się śmiała. Ten śmiech przyprawiał go o ciarki. W końcu znalazł się wystarczająco blisko, aby wszystko zrozumieć.

- Tato!

Znowu ten upiorny śmiech.

- Tato! Chodź tutaj!

I znowu. 

Zaczął biec w stronę krzyków. Aż w końcu stała przed nim Lili. Jego ukochana córeczka. Uśmiechała się do niego. Ale nie był to zwykły uśmiech. Był sztuczny i lekko przerażający. Można powiedzieć, że nawet psychopatyczny.

- Gdzie jesteś? Wszyscy cię szukają.

Odezwał się po dłuższej chwili.

- Nie ma mnie.

- Co?

Patrzyła na niego dalej uśmiechnięta. Nagle z oddali było słychać krzyki.

- Harry! Harry! Harry!

Dziewczyna spojrzała się do góry po czym uśmiechnęła się jeszcze szerzej i jeszcze bardziej nienormalnie.

- Musisz już iść.

- Co? Nie, chcę wiedzieć gdzie jesteś. Chcę cię ratować.

Powiedział zdezorientowany.

- Nikt Ci nie mówił? 

Urwała patrząc się mu głęboko w oczy.

- Ja nie żyje.

Nagle dziewczyna zaczęła się rozmazywać, a on obudził się z krzykiem w swojej sypialni cały zalany potem.

- Boże nic ci nie jest? Krzyczałeś.

Powiedziała jego zmartwiona żona przytulając go.

- Nic mi nie jest. Idź spać.

Powiedział i przewrócił się na drugi bok odwracając się do niej plecami.
Ginny dotknęła delikatnie jego ramienia.

- Harry, znajdziemy ją słyszysz?

Odpowiedziała jej głucha cisza.
Kobieta westchnęła i położyła się szczelnie okrywając się kołdrą.

Zapach kawy unosił się w powietrzu. Albus stukał nerwowo nogą w podłogę.
Wyglądał o wiele gorzej niż zwykle. W zasadzie to wyglądał tak od tygodnia.

Podkrążone oczy, roztrzepane włosy. Na pierwszy rzut oka widać, że coś jest nie tak. Że nie spał wystarczająco długo. Patrzył się swoimi zielonymi oczami w przestrzeń.

Siedział na krześle w kuchni. Pomieszczenie było strasznie zaniedbane. Po prostu nikt nie miał czasu i głowy aby to posprzątać. Niedomyte naczynia leżały od kilku dni w zlewie. Wszędzie porozwalane papiery Harrego z ministerstwa. Na półkach spoczywał kurz.

Jak każdego dnia czekał na swojego tatę gdy wróci z pracy. Za każdym razem miał nadzieje, że w drzwiach stanie nie tylko on, ale też jego siostra. Niestety zawsze spotykało go rozczarowanie, bo za każdym razem stał w nich tylko jeszcze bardziej zmęczony ojciec.

Tak było i tego dnia. Zamek przekręcił się, a drzwi otworzyły się powoli.

- I co?

Zapytał Albus z nadzieją.

- Bez zmian.

Powiedział jego ojciec wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi.

Był zły. Był zły na to, że minął już tydzień od zaginięcia, a oni dalej nie podejmują żadnym kroków aby ją ratować.

- Nie można działać szybciej?!

Harry opadł kanapę robiąc głęboki wdech.

- Robimy wszystko co w naszej mocy.

Tłumaczył się.

- Ale jakoś nie widać efektów!

Al wstał z krzesła podnosząc głos.

- Słuchaj myślisz, że ja się nie martwię? Myślisz, że jak siedzę od rana do nocy w pracy to popijam sobie spokojnie kawkę?

Patrzył wyczekującą na niego oczekując jakieś skruchy. Gdy zobaczył zaszklone oczy syna kontynuował, ale już spokojniejszym głosem.

- Ona zaginęła Al. Zaginęła w czasie. Znaleźliśmy tylko rozbity zmieniacz. Moja jedyna córka. Wiesz jak ja się czuje?

Albus spojrzał się na niego z lekką drwiną i rozpaczem. Po chwili powiedział łamiącym się głosem, prawie, że niedosłyszalnym:

- To jest też moja siostra.

Wyszedł z pomieszczenia zatrzaskując za sobą z hukiem drzwi. W pokoju zapanowała cisza. Mężczyzna wpatrywał się w miejsce gdzie jeszcze przed chwila stał jego syn. 

Zakrył twarz w dłoniach mrucząc co chwile jakieś niezrozumiałe słowa. Z trudem powstrzymywał szloch i łzy które pragnęły się wydostać z pod napuchniętych powiek. 

Nie wiedział gdzie jest. Może być dosłownie wszędzie. Kto wie czy nie rozmawia właśnie z jego rodzicami. Kto wie czy nie patrzy się właśnie na nastoletniego Toma Riddlea. Kto wie czy nie śmieje się właśnie z nim tylko, że wersji młodszej. Kto wie czy właściwie nadal żyje. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że jego dzisiejszy sen jest jakkolwiek powiązany z prawdą. Nie wiedzą nic, kompletnie nic. Nie znają sposobu, aby ją ratować, a nawet gdyby znali to i tak nie mają pojęcia w którym roku jest. Stoją w miejscu. 

Z trudem otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Nikogo oprócz niego nie było. Było cicho. Słychać było tylko jego nierówny oddech. Ponownie zamknął oczy i pozwolił łzom spłynąć po policzkach. 

Chciał zasnąć.  Odpłynąć gdzieś daleko i nie wracać. Był zmęczony tylko jednym - swoim żalem.

Niezidentyfikowana / Lili Luna PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz