10, Uczta

79 9 0
                                    

Spodziewałam się tortur znacznie surowszych, niż zaproszenie na ucztę z potworami, ale - tam właśnie się znaleźliśmy. Przy czym najpierw trzeba podkreślić, że nie była to już prawdziwa uczta. Goście dawno zapomnieli o dobrych manierach. Leżeli pod stołami, ustawionymi w szeregu, podsypiali na taboretach wykonanych z dębowych pni, albo przekrzykiwali się między sobą, głosząc swoje mądrości na całe gardło. 

W momencie, w którym weszliśmy do wielkiej sali ( miałam wrażenie, że kiedyś, w czasach, w których ludzie jeszcze tu sprządali, była to sala balowa, ale teraz miała zupełnie nowe oblicze - brudne, pijackie oblicze pasujące do całej tej rudery, jak znalazł! ) jakiś centaur roztrzaskał na rogach swojego rozmówcy drewniany kufel piwa. Szuma rozlała się po gębie tamtego i stole, zastawionym pieczonym mięsem i wypełnionymi tłuszczem półmiskami. Wzdrygnęłam się, kiedy cała sala huknęła gromkim, pijackim śmiechem. Najgłośniej śmiał się wielkolud, siedzący u szczytu stołu na niezliczonej ilości atłasowych poduszek i poskręcanych firan. Miał wielką czuprynę tłustych włosów, zrośniętą z rumcajskim, czarnym wąsem, ogromną gębę, która, z pominięciem szyi, łączyła się od razu z piersiami, a te przechodziły w brzuch, porośnięy kilkoma oponami tłuszczu. W obu rękach, ozdobionych skórzanymi bransoletami, trzymał dwa kielichy, z których popijał na przemian. Zrozumiałam szybko, że to on jest tutaj panem - a przecież wcale nie był centaurem!

W ogóle towarzystwo świetujące przybycie gości było raczej mieszane - pojawiali się tu pół ludzie, pół konie, ale też karły w śmiesznych czapkach z dlugimi frędzlami, kulejące trole ze skórą naszpikowaną ropuszymi piklami i inne potwory o spiczastych uszach, bulwiastych nosach i mniej lub bardziej ubogim odzieniu, które nosiło plamy krwi, błota i tłuszczu. Nad stołem, wypełniającym niemal całą salę i wręcz trzeszczącym pod wagę pieczonego mięsa, mis z kartoflami i gości, którzy co parę chwil wchodzili nań, żeby przedostać się do kogoś po drugiej stronie sali, lub po prostu wygłosić jakąś swoją rację, unosiły się obłoki szarego dymu. Niemal każdy karzeł w zasięgu mojego wzroku - a zasięg ten był bardzo ograniczony, przez ten dym właśnie, przystawiał sobie do ust długą, zawiniętą faję. 

Strażnik, który nas tutaj wprowadził, zrzucił kopnięciem kopyta karła, leżącego na dwóch pniach równocześnie.

- Już dosyć tego picia, Borg - warknął do niego. - Kładź się spać do wieprzów, zanim pan każe cię wyrzucić.

Potulnie zasiedliśmy w  trójkę na miejscu uwolnionym od obecności Borga, chociaż nie od zapachu, który na nich pozostawił. 

- Pijcie, pijcie do dna! - zawołało stworzenie, siedzące przed nami - miało troje oczu, z czego jedno z nich zaklejone bieleniem, rudą grzywę związaną w warkocz i kilka warst cuchnących szmat zakrywających ciało, które było pewnie równie pryszczate, co twarz, poorana głębokimi ranami. - Skąd jedziecie, dokąd zmierzacie?

- Na ... na wschód. - odpowiedział Flawian, warząc każde słowo. 

- Na wschód, oj, tak tak, wszyscy ciągną za pracą! - odpowiedział potwór, wlewając nam żółtej cieczy z wielkieogo dzbana do kubków. - Dorg też na wschód, prawda, Dorg? - tutaj nasz rozmówca trzepnął w głowę stwora wyglądającego bardzo podobnie do jego samego, tyle, że czuprynę miał zieloną, pdoobnie jak pikle na policzkach. 

- Trzeba się spieszyć, spieszyć przed żniwami! - rzekł Dorg, wyrywając z rąk tego pierwszego dzban i wlewając jego zawartość do ust. - A, to ty jesteś tym sprzedawcą piszczałem! SPRZEDAWCA PISZCZAŁEK JEST Z NAMI! - zawołał na całe gardło. Muzyka ucichła - dlatego, że jeden z flecistów padł na ziemię po opróżnienia następnego kielicha, a oczy wszystkich, którzy jeszcze kontaktowali z rzeczywistością, zwróciły się w naszym kierunku. Odchrząknęłam i zrobiłam jednyną rzecz, którą wypadało zrobić. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 06, 2015 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

BrzaskWhere stories live. Discover now