Spodziewałam się tortur znacznie surowszych, niż zaproszenie na ucztę z potworami, ale - tam właśnie się znaleźliśmy. Przy czym najpierw trzeba podkreślić, że nie była to już prawdziwa uczta. Goście dawno zapomnieli o dobrych manierach. Leżeli pod stołami, ustawionymi w szeregu, podsypiali na taboretach wykonanych z dębowych pni, albo przekrzykiwali się między sobą, głosząc swoje mądrości na całe gardło.
W momencie, w którym weszliśmy do wielkiej sali ( miałam wrażenie, że kiedyś, w czasach, w których ludzie jeszcze tu sprządali, była to sala balowa, ale teraz miała zupełnie nowe oblicze - brudne, pijackie oblicze pasujące do całej tej rudery, jak znalazł! ) jakiś centaur roztrzaskał na rogach swojego rozmówcy drewniany kufel piwa. Szuma rozlała się po gębie tamtego i stole, zastawionym pieczonym mięsem i wypełnionymi tłuszczem półmiskami. Wzdrygnęłam się, kiedy cała sala huknęła gromkim, pijackim śmiechem. Najgłośniej śmiał się wielkolud, siedzący u szczytu stołu na niezliczonej ilości atłasowych poduszek i poskręcanych firan. Miał wielką czuprynę tłustych włosów, zrośniętą z rumcajskim, czarnym wąsem, ogromną gębę, która, z pominięciem szyi, łączyła się od razu z piersiami, a te przechodziły w brzuch, porośnięy kilkoma oponami tłuszczu. W obu rękach, ozdobionych skórzanymi bransoletami, trzymał dwa kielichy, z których popijał na przemian. Zrozumiałam szybko, że to on jest tutaj panem - a przecież wcale nie był centaurem!
W ogóle towarzystwo świetujące przybycie gości było raczej mieszane - pojawiali się tu pół ludzie, pół konie, ale też karły w śmiesznych czapkach z dlugimi frędzlami, kulejące trole ze skórą naszpikowaną ropuszymi piklami i inne potwory o spiczastych uszach, bulwiastych nosach i mniej lub bardziej ubogim odzieniu, które nosiło plamy krwi, błota i tłuszczu. Nad stołem, wypełniającym niemal całą salę i wręcz trzeszczącym pod wagę pieczonego mięsa, mis z kartoflami i gości, którzy co parę chwil wchodzili nań, żeby przedostać się do kogoś po drugiej stronie sali, lub po prostu wygłosić jakąś swoją rację, unosiły się obłoki szarego dymu. Niemal każdy karzeł w zasięgu mojego wzroku - a zasięg ten był bardzo ograniczony, przez ten dym właśnie, przystawiał sobie do ust długą, zawiniętą faję.
Strażnik, który nas tutaj wprowadził, zrzucił kopnięciem kopyta karła, leżącego na dwóch pniach równocześnie.
- Już dosyć tego picia, Borg - warknął do niego. - Kładź się spać do wieprzów, zanim pan każe cię wyrzucić.
Potulnie zasiedliśmy w trójkę na miejscu uwolnionym od obecności Borga, chociaż nie od zapachu, który na nich pozostawił.
- Pijcie, pijcie do dna! - zawołało stworzenie, siedzące przed nami - miało troje oczu, z czego jedno z nich zaklejone bieleniem, rudą grzywę związaną w warkocz i kilka warst cuchnących szmat zakrywających ciało, które było pewnie równie pryszczate, co twarz, poorana głębokimi ranami. - Skąd jedziecie, dokąd zmierzacie?
- Na ... na wschód. - odpowiedział Flawian, warząc każde słowo.
- Na wschód, oj, tak tak, wszyscy ciągną za pracą! - odpowiedział potwór, wlewając nam żółtej cieczy z wielkieogo dzbana do kubków. - Dorg też na wschód, prawda, Dorg? - tutaj nasz rozmówca trzepnął w głowę stwora wyglądającego bardzo podobnie do jego samego, tyle, że czuprynę miał zieloną, pdoobnie jak pikle na policzkach.
- Trzeba się spieszyć, spieszyć przed żniwami! - rzekł Dorg, wyrywając z rąk tego pierwszego dzban i wlewając jego zawartość do ust. - A, to ty jesteś tym sprzedawcą piszczałem! SPRZEDAWCA PISZCZAŁEK JEST Z NAMI! - zawołał na całe gardło. Muzyka ucichła - dlatego, że jeden z flecistów padł na ziemię po opróżnienia następnego kielicha, a oczy wszystkich, którzy jeszcze kontaktowali z rzeczywistością, zwróciły się w naszym kierunku. Odchrząknęłam i zrobiłam jednyną rzecz, którą wypadało zrobić.
YOU ARE READING
Brzask
FantasyEmilia jest zwykłą dziewczyną ... na pozór. Wszystko zmienia się, gdy pewnego dnia czarny anioł zostaje zesłany do świata ludzi, żeby ją zgładzić. Na polecenie jej brata, Konrada, porywa ją do świata równoległego - Walgurdii, gdzie od siedemnastu la...