Rozdział 2

17 4 63
                                    

,,Och, no tak. Szlaban na siódmym roku z nauczycielem zaklęć"

- Och? Co robi gadający obraz w moim domu? - mruknął teatralnie zdziwiony Viktor, poprawiając swoje okulary.

- Twoim domu? - spytał chłopak z obrazu niepewnie.

- Moim domu - potwierdził i przetransmutował kurtynę w fotel aby wygodnie siąść przed obrazem. - Wprowadziłem się dziś do niego.

- O-och - brunet był widocznie zagubiony.

Czarnowłosy założył nogę na nogę i przyglądał się w skupieniu chłopakowi. Wydawało mu się, że już gdzieś go widział, ale wspomnienia z nim wydawały się mgliste. Więc pewnie nie utrzymywał z nim bliższych kontaktów, a spotkali się zaledwie parę razy. Nie znaczyli dla siebie zbyt dużo. Pewnie nawet mijali się na korytarzach kiedy szli gdzieś ze swoimi znajomymi. Właściwie, wiedział tyle, że chłopak jest z Gryffindoru. Albo też nie. W końcu, to mógł nie być jego szalik. Mógł równie dobrze być tym Ślizgonem o jakiego go wcześniej podejrzewał. Hm... Chyba będzie miał dużo czasu aby go wypytywać. W końcu, skoro zamierzał zostać tutaj na lata to nie będzie się dało powstrzymać przed rozmową. Brunet usiadł na krześle, które stało przy stoliku. Zaczął zbierać karty i dropsy, które pewnie robiły za coś w stylu pieniędzy w tej rozgrywce. Te słodycze też już jakoś kojarzył. Może nie osobiście, a z jakiś pogłosek. Był ciekawy skąd one się tam znalazły...

- Znamy się? - spytał w końcu okularnik.

- Aem. Nie gadaliśmy się jakoś bardziej - wzruszył ramionami chłopak.

- Mógłbyś więc powiedzieć swoje imię? Wybacz, ale tak mało gadaliśmy chyba, że nie pamiętam.

- Michael - odpowiedział luźno obraz.

- Michael? - natomiast ten domagał się więcej. W końcu, gdyby znał jego nazwisko, mógłby lepiej go skojarzyć!

- Michael - powtórzył. - Byliśmy kiedyś na szlabanie razem. U Flitwicka. Wtedy kiedy zacząłem rzucać losowe zaklęcia na Ślizgona prześladującego jakąś Puchonkę. Zostaliśmy źle oskarżeni - wspomniał niechętnie.

Och, no tak. Szlaban na siódmym roku z nauczycielem zaklęć - pomyślał Viktor.

Teraz przypomniał sobie całą sytuację. Rzeczywiście, Michael miał mały pojedynek na zaklęcia z starszym Ślizgonem, a on próbował mu pomóc. Uśmiechnął się delikatnie. Wychowanek domu Węża nie mógł wyjść ze Skrzydła Szpitalnego przez dobre kilka dni. On natomiast musiał uczęszczać z brunetem na szlaban odbywający się w piątki przez cztery tygodnie (dwa tygodnie przed świętami i dwa po). Wtedy naprawiali rzeczy zniszczone przez uczniów na zaklęciach. Nic dziwnego, że się nie znali teraz zbytnio. Podczas szlabanu skupieni byli raczej na tym aby jak najszybciej skończyć robotę. Niezwykle głupie jest to, że tak wiele osób nie radzi sobie z zaklęciami i, że zniszczyli tak wiele przedmiotów. Ciekawy jest jednak to, że Viktor pamiętał jeden mały szczegół. Oboje oczu Michaela były jeszcze wtedy zielone. No i chyba było tak do przerwy świątecznej, gdzie chłopak pojechał do domu. W ten czas Asloth zwykle zostawał w Hogwrarcie i mógł przemyśleć parę spraw. Teraz był pewien, że to ten sam Michael. Wtedy po świętach miał identyczne oczy jak na obrazie.

- Dawno się nie widzieliśmy - stwierdził okularnik. - W co się wpakowałeś, że jesteś w obrazie? Nieudany dowcip czy jak?

- Taa, dowcip - powiedział niezbyt entuzjastycznie. - Tak więc, um, od dzisiaj tutaj mieszkasz, prawda?

- Mhm~ Mam nadzieję, że nie będziesz sprawiał żadnych problemów.

- Oczywiście - zapewnił go. - Będę grzecznym obrazem, Viktor - dodał trochę rozbawiony.

- Huh? - zdziwił się mało zauważalnie. - Znasz mnie?

- Ba, od początku - uśmieszek pojawił się na twarzy chłopaka. - Nie każdy ma tak słabą pamięć jak ty.

- Ej!

- Ach, ci Krukoni - pokręcił głową. - Niby tacy inteligentni, a jednak.

- Ach, ci Gryfoni - naśladował jego głos. - Czy wy myślicie zanim powiecie? - powiedział trochę zirytowany, bardziej do siebie niż do niego, odwracając wzrok od niego na chwilę.

- Niektórzy może tak. Tak samo jest z tym co robimy - odpowiedział mu spokojnie zielonooki.

- Nic dziwnego, że pakujecie się tak często w kłopoty - przewrócił oczami. - Jeśli dobrze pamiętam, jeszcze przed szlabanem miałeś normalne oczy. Jesteś aż tak nieuważny? Co wam wszystkim w głowie sie--... Michael?

Obraz był zasłonięty od "środka". Czerwony materiał zasłaniał mu widok na chłopaka. Zmarszczył brwi. Czy powiedział coś źle? Uraził go czymś? Chyba nie powiedział nic takiego... dlaczego więc brunet się zasłonił? Viktor wstał z fotela i przybliżył się trochę bardziej. Zapukał w obraz. Usłyszał tylko ciche mruknięcie 'Nie mam ochoty gadać'. Właściwie, wypowiedziane było to całkiem... smętnie. Złotooki nie rozumiał. Nie powiedział nic takiego złego! Tak czy siak wpatrywał się dalej w obraz i pukał co jakiś czas. Chciał z nim jeszcze pogadać, bo brunet wydawał się ciekawy. W końcu przestał stukać i położył dłoń na obrazie.

- Michael no...

Ale tego dnia chłopak już się nie odezwał.

↢✨↣

Kolejnego dnia Viktor zasiadł do śniadania. Jako, że mieszkał teraz sam w domu, pozwolił sobie zjeść je w salonie. Patrzył na kominek i  ogień się w nim palący. Myślał. O czym? O "współlokatorze", którego nie chciał, a dostał. W końcu, chłopak z obrazu dziwnie zareagował na wzmiankę o oczach. Czy stało się coś aż tak złego? Ciemnowłosy miał cały czas to w głowie. Oczywiście, że coś się stało. Od tak oczy nie zmieniają koloru i bez powodu też nie obrażasz się na resztę dnia - wpadło mu do głowy. Wziął jeszcze łyk kawy, nagle zauważając ruch na jednym z obrazów. Po chwili mógł w końcu zobaczył głowę, a potem i ciało, rozmówcy ze wczoraj. Ciągnął widocznie nerwowo za koniec szalika.

- Wybacz, że poszedłem tak - powiedział przygaszony. - Nie zrobiłeś nic takiego...

- Tobie też dzień dobry, Michael.

Chłopak z obrazuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz