Rozdział 1

33 5 59
                                    

 ,,Och? Co robi gadający obraz w moim domu?"

Viktor podczas uczenia się w Hogwarcie szczerze nie wiedział co chciał robić dalej. Jego oceny pozwalały mu na podjęcie dobrze płatnej pracy, ale czy mu się chciało? Mógłby pracować w Ministerstwie, ale zupełnie go do niego nie ciągnęło. Dlatego na razie korzystał z przywileju jakie dawało mu pochodzenie z dość bogatej rodziny. Jedyne co zaplanował w szkole to spokojne życie - własny dom z biblioteką i w przyszłości jakąś rodzinę. Jako, że był już pięć lat odkąd pożegnał się z placówką, w której był nauczany, nastał czas na wykonanie swoich postanowień. Razem z dniem pierwszego lipca wkroczył dumnie do swojego nowego domu. Nie wydawał się on duży, ale czarnowłosy przez dwadzieścia dwa lata swego życia zdążył już zauważyć, że w świecie magii wszystko może cię zaskoczyć nawet jeśli chodzi o najmniejsze błahostki. Dlatego wchodząc do środka nie zdziwił się kiedy zauważył jak bardzo przestrzenny jest budynek. Uśmiechnął się lekko do siebie. Właśnie tego się spodziewał kupując ten dom. Dziwne jedynie było to, że sprzedający wystawił za niego dość... małą cenę. Viktor nie miał pojęcia czym było to spowodowane. Okolica podobno była spokojna, a sąsiedzi przyjaźni. Nieruchomość nie miała żadnych widocznych wad. Dlaczego więc warty był tak mało? Czy skrywał on jakąś tajemnicę, o której poprzedni właściciel nie chciał powiedzieć? Może w piwnicy kryją się gnomy, które strasznie rozrabiają w nocy? Viktor był pewny, że ze swoją znajomością zaklęć poradzi sobie z gnomami, szczurami czy czymkolwiek co obniżyło cenę domu.

Złotooki wszedł bardziej do środka. Rozejrzał się jednocześnie wyciągając ze swojej kieszeni parę brązowych "klocków" i położył je na podłodze. Odpowiednie słowa, a także ruch różdżką sprawiły, że przedmioty powiększyły się oraz automatycznie otworzyły. Jak się okazało, były to pudełka z najróżniejszą zawartością. Tu jakieś książki, tam część ubrań. Wszędzie były przedmioty, które Viktor wolał zabrać z poprzedniego domu, bo mogły mu się przydać. Chłopak w końcu ściągnął swoją szatę wyjściową i zawiesił ją koło drzwi. Czas na rozłożenie tych rzeczy! Jednak zanim zacznie to robić, stwierdził, że przyda mu się mała pomoc.

- Brie - powiedział głośno i wyraźnie.

Po tych słowach można było usłyszeć cichy trzask. Tuż przed młodym mężczyzną, ubranym w idealnie białą koszulę i czarne spodnie, znajdowała się teraz skrzatka. Mimo iż miała na sobie tylko jasną chustę, biło od niej elegancją w jakiś sposób. Przyczynił się do tego sam Viktor, który zawsze dbał aby stworzenie nie chodziło zaniedbane. Uważał, że nie potrzebuje skrzata, ale skoro już go miał - chciał aby porządnie się prezentował. Dzięki temu właśnie Brie zawdzięczała to jak mogła wyglądać. Patrzyła ona teraz swoimi dużymi oczami na swojego Pana oczekując jakiś zadań od niego. W końcu, do tego były skrzaty i to je uszczęśliwiało co sprawiało Viktora tak trochę ciut zmieszanego.

- Tak, sir Asloth? - spytała kłaniając się lekko.

- Mówiłem ci abyś zwracała się do mnie Viktor - przypomniał spokojnie.

- Oczywiście, Viktorze.

- I tego się trzymajmy - uśmiechnął się delikatnie.

- Co Brie może dla Viktora zrobić? - zadała kolejne pytanie skrzatka. 

- Mogłabyś przenieść pudełka do sypialni?

- Już się robi! - powiedziała po czym zniknęła razem z pudełkami.

↢✨↣

Viktor po obiedzie, pierwszym jaki tutaj spożył, postanowił przejść się po domu. Zgubienie się w nim przy kimś byłoby zrozumiałe, ale wciąż byłoby porażką. Dlatego już od dłuższego czasu przemierzał korytarze domostwa i sprawdzał większość pomieszczeń. Skrycie miał nadzieję, że w końcu trafi na bibliotekę. Takowe kryły często jakąś tajemnicę. Czy to stare pieniądze, liściki wypadające z książek, a czasem nawet i kwiatki asfodelusa używane do eliksirów. Czasem książki dają też wiedzę o magii, której nie dało się uzyskać w szkole. Dlatego książki z świata były tak ważne. Chociaż mugolskie książki też często się przydawały aby zapchać wolny czas. Właściwie, oprócz biblioteki, czarnowłosego zastanawiała jeszcze jedna rzecz.

Dlaczego wszędzie wiszą puste obrazy? Widać jakieś pomieszczenia czy inne scenerie, ale wygląda to jakby jednak czegoś brakowało. Jakiegoś znacznego elementu. Dobrze pamiętał, że w Hogwarcie portrety umiały mówić, ale... skoro miałyby być to portrety to gdzie się podziały osoby na nich namalowane. Gdzie się one skrywały? Musiały być na jednym z obrazów, których Viktor nie widział, a znajdowały się w tym domu. Zdał sobie nagle sprawę dlaczego budnek kosztował tak mało. Właśnie malunki były jego wadą. W końcu, osoby z nich mogły często być przeszkadzające i irytujące swoim zachowaniem. Viktor jednak miał nadzieję, że szybko się dogada z panującymi tutaj postaciami. Przecież miał z nimi mieszkać!

Otworzył kolejne drzwi. Tym razem w końcu trafił na bibliotekę. Zadowolony wszedł do środka i z ogólnego spojrzenia mógł stwierdzić, że dużo książek było mu nieznanych. Już z mniejszym entuzjazmem zauważył, że wszędzie było pełno kurzu. W głowie szybko odnalazł potrzebne zaklęcie.

- Tergeo! - zawołał i zaczął patrzeć jak niechciane pyłki szybko znikały. 

Wtem, coś przykuło jego uwagę. Na ścianie wisiało kolejne obramowanie, które tym razem było zasłonięte kurtyną. Zza niej można było usłyszeć szepty typu '...zostawię ci cytrynowe dropsy' i 'niech pan już idzie, dyrektorze'. Viktor zmarszczył brwi. Dyrektorze? Cytrynowe dropsy? O co tu chodził. Wszedł głębiej w pomieszczenie, jednocześnie kierując się w stronę materiału. Pod nosem rzucił jeszcze 'aestuetis candelis' dzięki czemu w całym pomieszczeniu rozpaliły się świece. Był coraz bliżej swojego celu, a szepty coraz bardziej ustępowały. Jego własne kroki rozbrzmiewały w bibliotece dając znać komukolwiek, że się zbliża. Czarnowłosy był coraz bardziej ciekawy tego co jest ukryte, a co zaraz odkryje. 

W końcu stanął przed obrazem i jednym ruchem ściągną kurtynę, która łatwo odsłoniła mu widok. Teraz widział dość... niecodzienny malunek. Chłopak siedzący w jakimś pomieszczeniu zasłaniał twarz czarnym pudłem gitary. Po podłodze toczyły się żółte dropsy, a na stoliku obok chłopaka było widać karty. Wyglądało to jakby ktoś zmienił grę w sekundę i z pokera przeszło się w chowanego, a kryjący się nie był najlepszy w tą drugą zabawę. Gitara niespodziewanie zaczęła się przechylać i niebezpiecznie lecieć w dół. Postać z obrazu szybko złapała instrument, aby nie przewrócił się on całkowicie tym samym ukazując siebie. Chwilę później odłożył gitarę obok i spojrzał w przód, a jego oczy napotkały wzrok nowego właściciela. Czarnowłosy mógł zobaczyć jak chłopak nerwowo połyka ślinę, ale nie odwraca głowy. Co ciekawe... jego tęczówki miały inne kolory co zaintrygowało Viktora. Jedno z dwóch oczu miało barwę pięknej, butelkowej zieleni kojarzącej się z Ślizgońskimi barwami, drugie natomiast było wręcz białe. Cóż, idealnie pasował oczami do domu Salazara Slytherina z wyglądu. Na twarzy był strasznie blady, a usta jego były sine. Złotooki podszedł bliżej i położył dłoń na obrazie co sprawiło, że nieznajomy odsunął się. Asloth ponownie mu się przyjrzał nie ruszając się. Zauważył iż brunet z obrazu miał na sobie podobny strój do niego. Do białej koszuli i czarnych spodni dołączony był jednak czerwono-złoty szalik, który szczelnie zakrywał szyję zielonookiego. Były uczeń Ravenclaw kojarzył skądś tego chłopaka. Czy oni nie widzieli się już kiedyś?

- Och? Co robi gadający obraz w moim domu? - mruknął teatralnie zdziwiony Viktor, poprawiając swoje okulary.

Chłopak z obrazuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz