Kim Taehyung był interesującą osobą. Choć na pierwszy rzut oka wydawał się być chłodny, przez co wielu nieznajomych uznawało go za niemiłego i może nawet nieco zarozumiałego, to w rzeczywistości Jeongguk nie pamiętał, żeby kiedykolwiek poznał drugiego człowieka, który był dla niego tak szczerze miły. Tak po prostu, nie patrząc na jego talent malarski, nie szukając w znajomości żadnych korzyści i nie skupiając się tylko i wyłącznie na nich, interesując się samą osobą Jeona. To było dziwne uczucie, ale Jeongguk skłamałby, gdyby powiedział, że go nie lubił; mógłby nawet powiedzieć, że je kochał — bo kto nie kochał być docenionym?
Kim Taehyung był osobą, która potrafiła sprawić, że serce nieznajomej osoby drżało przez nadmiar emocji. Wystarczyło, że poznało się go trochę bliżej, zdjęło kilka jego masek, a pod nimi ukazywał się chłopiec, który potrafił zrzec się własnego szczęścia, by wywołać uśmiech na czyjejś twarzy. Chłopiec, który ze szczerym zainteresowaniem wpatrywał się w swojego towarzysza, gdy ten opowiadał o swojej pasji, chociaż ta dziedzina nigdy nie przyciągała jego uwagi. Chłopiec, który z zaciekawieniem zadawał pytania, ciesząc się, gdy widział iskierki szczęścia w oczach swojego rozmówcy.
Kim Taehyung był właśnie takim człowiekiem. Szczerym, lojalnym i oddanym, chociaż wiele razy zachowywał się, jakby był niemiły i oschły. Jeongguk to rozumiał — sam czasami udawał chłodniejszą wersję siebie, by nie pozwolić się zranić kolejny raz, a Kim Taehyung — młody pisarz, wschodząca gwiazda, która zaczęła zbyt szybko się wypalać, musiał uważać na to, co robi, by nie stracić reszty inspiracji, bez której zgasłby szybciej, niż zaczął świecić.
I chociaż Jeongguk nie potrafił ubrać tego w odpowiednie słowa, Kim Taehyung znaczył dla niego naprawdę wiele, chociaż znali się zaledwie dwa miesiące. Dwa wspaniałe miesiące, przez które malarz znalazł nową, zupełnie inną niż dotychczas inspirację.
Siedzieli na plaży, nie odzywając się do siebie, a cisza, jaka między nimi panowała, nie należała do niezręcznych w jakikolwiek sposób. Słońce zachodziło powoli, a młodszy wykonywał kolejne ruchy pędzlem, nanosząc farby na płótno. Pisarz skupiał się na swoim notatniku, zapisując w nim fragmenty swojej książki, przygryzając przy tym lekko wargę.
Dzięki temu Jeongguk mógł zerkać na niego co chwilę, a po jakimś czasie, jeszcze zanim słońce dotknęło linii horyzontu, na płótnie zaczęła pojawiać się postać jego towarzysza, posiadająca jeszcze zbyt mało detali, by ktoś oprócz niego był w stanie rozpoznać, kto to.
Kiedy skończył malować, odwrócił głowę w stronę swojego przyjaciela i w ciszy podziwiał, jak pracuje w skupieniu. Czy on był w ogóle prawdziwy? Czy naprawdę miał obok siebie kogoś, kto wyglądał jak chodzący ideał?
Linia szczęki, prosty nos, pełne usta, przydługie, jasne włosy i wręcz lśniące ciemne oczy aż prosiły się, by utrwalić ten widok na płótnie. I chociaż Jeongguk nie przepadał za malowaniem postaci, pragnął, by pewnego dnia na jego obrazach pojawiła się podobizna Taehyunga.
Nagle pisarz podniósł na niego swój wzrok i posłał mu delikatny uśmiech, będący jednym z najpiękniejszych, jakie Jeongguk widział w swoim życiu.
CZYTASZ
Our destiny ⋄ vkook ✓
Fanfiction„Był pierwszą osobą, która wydawała się mnie rozumieć. Pierwszą, której byłem w stanie okazać uczucia słowami." Jeongguk miał duszę impresjonisty, który uwielbiał malować zachody słońca, a Taehyung był zagubionym pisarzem poszukującym inspiracji. O...