{16}

796 43 67
                                    

W drzwiach stała Jerry, Maryla i Mateusz. Oboje mieli miny, jakby zobaczyli ducha, poza Jerrym, który miał zaraz wybuchnąć ze śmiechu.

- To ja może pójdę do stodoły...- powiedział zmieszany Mateusz.

Spojrzałam na Gilberta, którego mina z jednej strony przypominała zażenowanie, ale z drugiej wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć przeraźliwym śmiechem.

- Marylo... Mogłabyś mi podać bluzę?- zapytałam.

- Oczywiście, twojemu kochasiowi też podać?- odpowiedziała kobieta z naciskiem na słowo ,,kochaś".

- Nie, sam wezmę, ale dziękuje! Ja już będę szedł, do zobaczenia!- chłopak, jak strzała wstał i pobiegł do drzwi.

Widziałam tylko jego zdenerwowanie na twarzy. Maryla w tym czasie opadła na krzesło i wybuchnęła nieposkromionym śmiechem. Razem z Jerrym patrzyliśmy na nią, jak na wariatkę.

- No co?- zapytała w końcu.- Właśnie zobaczyłam, jak moje dziecko prawie zostało poskromione przez dzikiego lwa.

Kobieta zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. Po chwili razem z Jerrym dołączyliśmy do niej.

Kiedy Mateusz wrócił do domu zastał turlającego się po podłodze Jerry'ego, Marylę płacząca ze śmiechu i mnie wijąca się, jak wąż na kanapie.

- Przepraszam, co tu się stało?- zapytał.

W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech i Jerry'ego udającego lwa. Z zastanowieniem poszedł do swojego gabinetu.

Około godziny 20 Jerry wrócił do swojego domu. Ja w tym czasie poszłam się umyć. Kiedy wyszłam z prysznica, mój telefon zadzwonił. To Gilbert!

- Halo? Anne, przepraszam...

- Za co przepraszasz? Za to, że Maryla będzie się śmiała do końca życia?

- No za to... Co?! Śmiała się?!

Wtedy opowiedziałam mu całą historie, która wydarzyła się po jego wyjściu.

- Czyli jeśli po ciebie jutro przyjadę, to Maryla nie wybiegnie z patelnia, żeby mnie zabić?

- Nie, nie powinna. Muszę kończyć, jestem zmęczona.

- W takim razie do jutra, kochanie.

Tym zdaniem chłopak zakończył połączenie, a ja odleciałem do Krainy Morfeusza.

Rano obudził mnie budzik. Tak, jak zawsze wzięłam mój telefon w rękę i przejrzałam media. Następnie udałam się do łazienki, aby się przebrać. Włosy związałam z wysokiego kitka i po pomalowaniu się udałam się na dół.

Usiadłam przy stole, przy którym siedział już Mateusz. Przeżuwał jedzenie, kiedy na mnie spojrzał i zachłysnął się tym, co miał w buzi.

- Maryla poszła do Linde, wiec śniadanie masz na blacie. Miłego dnia!- powiedział mężczyzna na jednym wydechu i uciekł do gabinetu.

Kiedy zjadłam, poszłam wziąć rzeczy potrzebne do szkoły. Kiedy zakładałam moje buty, usłyszałam klakson. Znak, że kareta przyjechała. Wsiadłam do samochodu, a na fotelu leżała śliczna róża.

- To dla mnie?- zapytałam.

- Tak... Cześć!- powiedział chłopak, podając mi kwiat.

- Dziękuje! Jest prześliczna!- zafascynowałam się i pocałowałam chłopaka.

- Anne... wiesz... twoja... szyja...- wyjąkał Gilbert.

- Tak, wiem. Piękny wisiorek. Dostałam od Mateusza na urodziny.

Gilbert ani ja nie oddawaliśmy się już żadnym słowem. Jechaliśmy w ciszy. Dziwnie było jechać w samochodzie niegdyś swojego wroga, który był teraz moim chłopakiem.

- Idziemy?- powiedział chłopak, który otworzył mi drzwi i podał rękę.

- Jasne!- powiedziałam i ujęłam jego dłoń.

Szliśmy korytarzem, złapani za ręce. Zauważyłam, że wyjątkowo dużo osób na nas patrzy. Rozumiem, że para i w ogóle, ale przecież plotki były już dawno. Rozdzieliliśmy się pocałunkiem przy sali od jogi, na którą właśnie szlam. Chłopak miał w tym czasie trening.

Weszłam do sali i ode razu skierowałam się do przebieralni. Zastałam tam Diane i Josie, które ze sobą rozmawiały. Przerwały, kiedy mnie zobaczyły. Usta Josie ułożyły się w kształt litery ,,O".

- Josie, zamknij usta, bo ci mucha wpadnie.- powiedziałam dziewczynie.

- Anne, patrzyłaś dzisiaj w lustro?- zapytała Diana.

- Wydaje mi się, że tak, ale umknął ci jeden punkt.- odrzekła cicho blondynka.

Weszłam do łazienki i zobaczyłam, że na mojej szyi widnieje plama, którą zauważyłam wczoraj, ale rano kompletnie o niej zapomniałam.

- Dziewczyny!- krzyknął głos ze drzwi, w których stanęła Ruby i Jane.

- Co się stało, Ruby?- zapytała Diana.

- W całej szkole trąbią, że Blythe zaliczył kolejną dziewczynę!- powiedziała jedna z dziewczyn w drzwiach.

- Ale każdy twierdzi, że to ty... Anne...- dokończyła druga.

Spojrzałam się na nie. Wyjaśniłam im, że nie spałam z Blythem, w trudnym tego słowa znaczeniu. Opowiedziałam im, jak wyglądał mój cały weekend, aż do momentu, w którym poszłam spać.

- Anne, nie chce się martwić, ale jeśli nie wyjaśnicie tego w szkole, zostaniesz zjedzona żywcem...- powiedziała Josie.

Zawsze warto/ ShirbertOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz