Rozdział 8.

127 15 4
                                    

Ktoś kiedyś powiedział, że zapomniana przeszłość do nas powróci. W nieco innej formie, może delikatniej, a może o wiele mocniej i boleśniej. Ale wróci. W końcu nie od dziś wiadomo, że historia lubi się powtarzać.

Czy przez to można zasugerować, że to, co działo się między Harrym i Louisem już się wydarzyło? A teraz cała opowieść zatacza koło i znowu lądują w martwym punkcie?

Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Harry wrócił do domu z dyżuru gdzieś w okolicy 4 nad ranem. Tego dnia, jak i dwa poprzednie, Louis nie pojawił się w szpitalu. Styles pomyślał, że odpuścił, bo o co ma się starać? O niezdecydowanego mężczyznę, który strzelił focha o jakieś pogłoski, krążące o poznanym mężczyźnie?

Sam o siebie by nie walczył.

Idąc do mieszkania, zajrzał do skrzynki i uśmiech sam pojawił się na jego ustach, gdy zobaczył wrzuconą do skrytki czerwoną, przepiękną różę, z doczepionym liścikiem.

"Miłość cierpliwa jest."

I tu musiał się zgodzić. Zabrał kwiat i z uśmiechem poszedł do mieszkania. Zrzucił wszystkie ubrania, zostając jedynie w bieliźnie i wskoczył do łóżka, obiecując sobie, że weźmie prysznic, gdy tylko wstanie.

Myślał, że zaśnie od razu, był wyczerpany po prawie 24-godzinnym dyżurze, a jednak nie mógł spać. Jego głowę zawracały myśli o Louisie, o Anastasii i o tajemnicach. Czymże byłyby tajemnice, gdyby każdy je znał? Czyż właśnie nie o to chodzi w sekrecie, by był magiczny?

Nieważne jak mroczną ktoś ma przeszłość, każdy- bez wyjątku- zasługuje na drugą szansę. I choćby morza się wysuszyły, a góry opadły, nikt nie ma prawa oceniać drugiego człowieka. Trzeba traktować ludzi z szacunkiem i życzliwością, mimo że nie zawsze się da.

Z tą myślą zielone oczy zamknęły się, a Morfeusz porwał lekarza w swoje objęcia snu.

Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

— Stary, tu jest wrak — rzucił Zayn, gdy podjechali w miejsce, gdzie mieli mieć spotkanie z klientem. Jednak po mężczyźnie nie było śladu, za to na środku drogi był samochód. Samochód, który zamiast stać na kółkach, leżał na dachu. Nie dymiło się z niego, ale siedzenia był poszarpane, a drzwi zardzewiałe. Ludzi w środku, ani w pobliżu nie było, co znaczyło tylko tyle, że to stary wóz i pewnie nierozwiązana zagadka.

— Boisz się, że jakiś Lord Farquaad ci tu wyskoczy? — zadrwił. Zayn przewrócił oczami. Przecież Louis wiedział, jak bardzo nienawidzi, wręcz boi się tej bajki — Boże Zayn. Masz dwadzieścia pięć lat. Nie możesz bać się Shreka.

— A jednak — unikał jego wzroku z wypiekami na twarzy.

— Jesteś pieprzonym, płatnym zabójcą i boisz się jakiegoś wymyślonego, animowanego ogra? — Malik zagryzł wargę, zdając sobie sprawę z tego, jak głupio to brzmi. No ale każdy miał swoje słabości, prawda? — No właśnie. Weź się w garść Malik, bo to jest żałosne.

W końcu klient przyjechał. Ale o dziwo, nie był sam. Wytarmosił z tyłu samochodu jakąś blondynkę. Była niska i szczupła, ale za to była hojnie obdarzona przez naturę, co zauważyli obaj zabójcy. Usta miała pomalowane krwistoczerwoną szminką, którą nawet w ciemności było widać.

Rzucił im ją pod nogi, a ta, cała drżąc, upadła na kolana. Powoli podniosła głowę. Tusz jej się rozmazał na twarzy, przez co wyglądała, jak gdyby uciekła z cyrku.

— Wykradła ważne dokumenty z firmy, zamierzając je opublikować — prychnął mężczyzna. Rzucił Louisowi worek z pieniędzmi —Pozbądźcie się jej teraz na moich oczach, a dostaniecie jeszcze dwa razy taką kwotę.

Louis uniósł brew, nie często zdarzały się sytuacje, by klient chciał brać udział w morderstwie. Właściwie raz na milion. Zajrzał do worka, było w nim co najmniej...

— 500 tysięcy dolarów. Trzy razy. To jak?

Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji!

— Specjalne życzenia?

— Ma ją boleć.

Louis uśmiechnął się pod nosem i szarpnął dziewczynę za blond włosy, podnosząc do góry.

—B-błagam — wydusiła z siebie.

— Złotko, za półtorej miliona dolców, to nawet Boga bym zabił — zaśmiał się głucho i sięgnął po zapalniczkę. Odpalił ją i przyłożył ogień do twarzy dziewczyny z szyderczym uśmiechem — Zaynee, podaj mi kanister.

— Jasna sprawa Louis- Mulat poszedł do bagażnika i po chwili w dłoni szatyna był czerwony baniak z benzyną.

Głuchą leśną ciszę przerwał głośny krzyk. 

Play with MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz