Rozdział 3.

149 18 3
                                    

Styles był za dobry na bycie lekarzem. Szczególnie chirurgiem. Był za dobry żeby odbierać życie, tak po prostu.

Nie miał szczęścia. Był samotny i doskwierało mu to. Tęsknił za swoim partnerem, który zginął w wypadku. Nie mógł go uratować, nie potrafił.

Choć Nick znęcał się nad nim fizycznie i psychicznie, kochał go nad własne życie i zrobiłby dla niego wszystko. W końcu był jedyną bliską osobą w jego życiu.

Ale od tego wydarzenia minęły już dwa lata, powinien nauczyć się żyć dalej, bez niego. ALe nie potrafił i nie chciał.

Zawiązał krawat i skierował się na cmentarz, by posprzątać grób partnera. Gdy Grimshaw odszedł, poczuł swego rodzaju ulgę. Wreszcie z jego ciała zniknęły siniaki, a zdrowie psychiczne się odbudowało. Zaczął żyć na nowo, choć każdego dnia myślał nad tym, jak bardzo go kochał.

Strzepał liście, umył płytę. Wymienił kwiaty i zapalił znicz. Pomodlił się i po godzinie wyszedł z cmentarza. Nick, tak jak on, nie miał nikogo. Mieli tylko siebie, ale to im wystarczało. Harry miał kogo kochać, a Nick miał swój worek na spermę i do bicia. I wielu kochanków.

— Uważaj jak chodzisz — warknął ktoś, w momencie, gdy Harry odbił się od klatki piersiowej i upadł. Co do cholery. Syknął cicho z bólu, który poczuł w kości ogonowej i zmarszczył brwi, podnosząc wzrok na sprawcę, który robił z siebie ofiarę. Przecież to on na niego wpadł, a nie Harry na niego. Wywrócił oczami i wstał, otrzepując tyłek.

— Fakt, nie widziałem cię. Ale ty też powinieneś patrzeć pod nogi — parsknął. Mężczyzna wywrócił oczami i wyminął go, idąc dalej. Był niski, miał karmelowe włosy, roztrzepane na wszystkie strony świata i błysk w oku, który sprawił, że Harry poszedł za nim — Okej, przepraszam.

— Nie zależy mi na twoich przeprosinach.

— Ale mi zależy na dobrych relacjach ze światem. Kawa w ramach przeprosin? — szedł tyłem, żeby móc patrzeć w piękne lazurowe oczy, wobec czego nie zauważył hydrantu i znowu upadł, robiąc nawet przewrót w tył.

Szatyn parsknął.

— Niezłe pierwsze wrażenie robisz. Nawet fikołki próbujesz — zadrwił — Nie chcę iść z tobą na kawę, jesteś żałosny.

— Nie jestem.

— Udowodnij.

— To chodź ze mną na kawę dupku — mruknął, wstając i znowu się otrzepując. Niebieskooki westchnął i skinął głową — Masz jakieś imię?

— Mama nie uczyła, że nie wolno rozmawiać z nieznajomymi?

— Jak mi podasz imię, to nie będziesz nieznajomym — zauważył — Jestem Harry.

Niższy przyjrzał mu się uważnie. W policzkach miał urocze dołeczki, ale nie był w jego typie.

— No dalej, powiedz — zachęcił go — Ja się przedstawiłem.

— Nie podałeś nazwiska.

— Rety, ale z ciebie kutas — prychnął — Harry Styles, ten chirurg, o którym mówią w wiadomościach.

— Ah, to ty — wzruszył ramionami — lekarz jak lekarz, dupy nie urywasz. Jestem Louis.

— A nazwisko masz?

— Nie będzie ci potrzebne.

Harry westchnął ciężko i więcej się nie odezwał, tylko w milczeniu szedł z Louisem do kawiarni. Chyba, no bo w sumie gdzie mieli iść?

Louis. Ładne imię. Niby angielskie, ale może trochę francuskie? Tak czy inaczej, bardzo się spodobało Harry'emu. Zupełnie jak sam szatyn. Może nie był za wysoki, ale miał piękny głos. I zarost, który bardzo pociągał Harry'ego. Widać, że o siebie dbał. No i był dupkiem, a przecież to był idealny typ Harry'ego.

Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

— Zaprosiłeś mnie na kawę, żeby ciągle milczeć? — parsknął Louis, gdy po godzinie spędzonej w kawiarni, Harry nie odezwał się słowem. Styles spalił delikatnego buraczka, no bo... nieśmiały był. A Louis był naprawdę przystojnym mężczyzną, więc tym bardziej się denerwował, bo kurcze, jak palnie coś głupiego? Z drugiej strony, lepsze to niż milczenie, przez cały czas. Szatyn wywrócił oczami i wstał — Miłego dnia.

— Zaczekaj — westchnął Harry — Ja po prostu... Nie chce powiedzieć czegoś durnego.

— Ah, więc lepiej milczeć jak kretyn? Mówiłem, że jesteś żałosny.

— Nie zrzędź tyle, tylko posadź ten swój wielki zad i pogadaj ze mną.

— Ale to ty ze mną nie gadasz, a mój tyłek nie jest wielki — prychnął.

— Stary, dorównujesz nim Jennifer Lopez.

— No i? Ona jest seksowna.

— Nie powiedziałem, że ty nie jesteś- na jego ustach zagościł cwany uśmiech. Harry natomiast bardzo się zarumienił. Wiedział, że palnie głupotę, no wiedział...

— Nie jesteś w moim typie.

— A jaki masz typ?

— Inny niż ten, którym ty jesteś- parsknął. Harry wywrócił oczami. Oczywiście, przecież to standard- Po prostu jesteś brzydki i tyle.

— Kutas z ciebie — powiedział cicho i wstał, wychodząc z kawiarni. Zabolało go to bardzo. Też miał do cholery jakieś uczucia, ale oczywiście, nikt nigdy nie mógł się z nimi liczyć. Było mu przykro, że zawsze ktoś musiał go upokarzać, bo cholera, Louis naprawdę mu się spodobał i oczywiście, jak zwykle chujowo się skończyło. Bo przecież był brzydki.

Zatrzasnął drzwi swojego mieszkania i poszedł do sypialni. Od razu otworzył szufladę z bielizną, w której trzymał kopertę otrzymaną kilka dni temu i jeszcze raz przeczytał jej zawartość.

I on naprawdę chciał się zakochać w tej osobie, bo samotność doskwierała mu za bardzo. Nie wiedział jakie będą tego konsekwencje, ale wkrótce miał się przekonać, jak bardzo pożałuje tej decyzji.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Powooooooooli się rozkręcamy! bardzo powoli xd 

Play with MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz