Rozdział XXX

271 39 19
                                    


Dziś był ten dzień - ostatni występ, jaki miał się obyć przed urlopem cyrkowego zespołu. Czy się stresowałem? Cholernie! Jednak nie samym występem, a tym, co miałem po nim powiedzieć Cielowi. Zdecydowałem, że kiedy zejdziemy z areny, wyjawię mu wszystko, co leżało mi na sercu.

- Co taki spięty? - zapytał Ciel, przebierając się w kostium zarezerwowany na występy. Wcześniej się pomalował, więc założenie stroju było ostatnim elementem przygotowań.

- Nie jestem spięty, po prostu myślę. - odparłem, miętoląc rękaw koszuli.

- No to o czym tak myślisz? - drążył, siadając obok.

Po chwili milczenia posunął się o kolejny krok i oparł głowę na moim ramieniu, wciąż mnie przy tym obserwując. Zerknąłem na mojego współlokatora i lekko się uśmiechnąłem, przeczesując dłonią jego włosy.

- Będziemy mogli pogadać po występie? - zapytałem, słysząc, że deszcz za oknem przybiera na sile. Nie przepadałem za występami w trakcie burzy, kiedy krople bębniły o dach namiotu. Było to rozstrajające.

- Tak, oczywiście. To coś ważnego? - zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku. Tym razem było to jednak łagodne spojrzenie.

- Można tak powiedzieć. - przełknąłem ciężko ślinę, po chwili się jednak uspokajając. - Dla mnie tak.

- W takim razie poświęcę ci tyle czasu, ile będzie trzeba. - obiecał, łapiąc moją rękę i zamykając ją w ciepłym uścisku.

***

Wybiła odpowiednia godzina. W namiocie zaczęli zbierać się ludzie, którzy z uśmiechem zajmowali kolejne miejsca, żywo przy tym dyskutując. Niektórzy przyszli z dziećmi, inni z drugą połówką, a jeszcze inni w samotności chcieli obejrzeć występ. Nieważne jednak kto z kim przyszedł, a z jakim nastrojem wyjdzie. Ludzie chcieli zobaczyć show i je dostaną, nie mogliśmy ich zawieść.
W pierwszej kolejności na środek wyszedł szef całego przedsięwzięcia, Adrian, który powitał zgromadzonych i zapowiedział występy, a do moich uszu doszły pierwsze brawa, mimo że jeszcze niesłuszne. Niesłuszne, ponieważ najbardziej spektakularna część wieczoru miała dopiero nadejść. Po chwili muzyka zagłuszyła panującą na zewnątrz ulewę, a ja wraz z pozostałymi członkami trupy zacząłem występy od akrobatyki. Czułem na sobie wzrok ludzi w namiocie i było to wspaniałe uczucie. Później wraz z pozostałymi akrobatami odeszliśmy na bok, słysząc brawa, tym razem już w pełni zasłużone. Lubiłem ich słuchać, gdy były owocem mojej ciężkiej prac. Stanowiły pochwałę, która smakowała najlepiej.
Kiedy zszedłem z areny, chowając się przed wzrokiem publiczności, uniosłem twarz ku górze. Nadeszła pora na występ Ciela, czyli zwinne i pełne gracji chodzenie po linie. Przez chwilę wstrzymałem oddech, gdy nastolatek bez cienia strachu postawił pierwszy krok. Uwielbiał to. Platformy z rozpiętą pomiędzy liną były jak drugi dom, jak stąpanie po chmurach wysoko na niebie.
Uważnie obserwowałem każdy następny ruch, czując niepokój, gdy doszedł do połowy. Uczucie to było tak silne, że ciężko było je zignorować i w spokoju oglądać jego wyczyny. Było silne do tego stopnia, że byłem gotów powiedzieć mu, aby zszedł na dół. Wiedziałem jednak, że są to jedynie moje fanaberie i nic nie może się stać. Przynajmniej tak myślałem do momentu, aż niedaleko z głuchym trzaskiem uderzył piorun, a w namiocie zgasły wszystkie światła, powodując totalną ciemność.
Do moich uszu dobiegł nerwowy szmer widowni, na który nie zwróciłem nawet uwagi, zbyt skupiony na linie, której nie mogłem dostrzec. Awaryjny akumulator szybko jednak przywrócił prąd w namiocie, a co za tym idzie, odsłonił przede mną okropny widok. Ciel leżał na ziemi skulony w kłębek, z krwią, która z tyłu jego głowy wolno wypływała na białą plandekę. Widząc go w takim stanie, nie potrafiłem się ruszyć. W głowie cały czas powtarzałem słowa o śmierci, bądź stałym kalectwie spowodowanym upadkiem z liny.

***

Krzesło na szpitalnym korytarzu było dziś szczególnie niewygodne. Siedziałem na nim i czekałem na wyniki badań Ciela. Zaledwie godzinę temu zabrali go ratownicy, którzy przyjechali zaskakująco szybko jak na panujące warunki pogodowe.
Po wypadku oczywiście podbiegła do chłopaka cała ekipa, w tym i ja. Na początku wydawało mi się to nierealne. Teraz, im bardziej dochodziło do mnie, co się stało, tym bardziej się bałem. Śmierć lub stałe kalectwo. Tylko te dwa słowa wybrzmiewały w mojej głowie.

- Chodź, Sebastianie. - powiedział Adrian, wyciągając do mnie dłoń. Właśnie wyszedł z sali, w której leżał jego podopieczny.

Był w końcu opiekunem Ciela i w związku z tym jako jedyny dostał informacje o jego stanie zdrowia. Kiedy wyciągnął do mnie rękę, szybko ją ująłem, wstając.

- I jak? Co z nim? - zapytałem, dostrzegając na twarzy białowłosego pokrzepiający uśmiech. Wyglądało na to, że ma dobre wieści.

- Wszystko dobrze. Jest w szoku i poobijał się, ale wyjdzie z tego. Lekarze mówią, że to cud. Najwyraźniej Ciel miał jeszcze trochę szczęścia. - odparł, otwierając przede mną drzwi sali, w której leżał mój współlokator. Puścił przy tym moją dłoń. - No już, leć do niego.

W odpowiedzi kiwnąłem jedynie głową z wdzięcznym uśmiechem, po czym wszedłem do sali, szybko odnajdując łóżko Ciela. Nastolatek mimo upadku był przytomny i całkowicie świadomy, taki się przynajmniej wydawał. Jedynym, co wskazywało na tak poważny wypadek, był bandaż na głowie i czerwony ślad na dłoniach, zapewne po próbie złapania się liny.

- Cześć, Ciel. Jak się czujesz? - usiadłem na krzesełku obok łóżka, łapiąc chłopaka za rękę, tak jak on złapał mnie przed występem.

Ulżyło mi, widząc, że wszystko z nim dobrze. Nie zniósłbym tego, gdyby stała mu się krzywda, szczególnie w tak ważnym dla mnie momencie. I dla mnie i dla niego, biorąc pod uwagę, co chciałem mu wyznać.

- Jak widać, żyję. Na szczęście to jedyny skutek uboczny. - stwierdził z typowym dla siebie pesymizmem, który jak zawsze mnie rozbawił. Potrzebowałem tego w tak tragicznej i stresującej sytuacji.

Zacząłem głaskać jego dłoń, a po chwili Phantomhive wystawił drugą. Przez chwilę sądziłem, że chce, abym złapał również za nią, lecz potem uświadomiłem sobie, że pragnie przytulenia. Podniosłem się więc z krzesła, nachyliłem i objąłem jego kruche ciało, które okazało się zdecydowanie mniej delikatne niż sądziłem. Domyślałem się przy tym, że mimo wszystko jest obolałe, więc nie ściskałem go mocno.

- Przed występem powiedziałeś mi, że chcesz pogadać. - zaczął, kładąc dłoń na moich ramionach i odsuwając mnie od siebie na małą odległość. - Mówiłeś, że to dla ciebie ważne. Może porozmawiamy teraz?

CIRCUS || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz