Rozdział 3:Tenor

56 3 2
                                    

Ucieszyłem się gdy przeczytałem tę wiadomość, myślałem wtedy, że chce ze mną porozmawiać o tym kim się czuję. Nie miałem już wrażenia, że w domu wszyscy chcą się mnie pozbyć, jakbym był szkodnikiem wyniszczającym tę rodzinę. Miałem nadzieję, że moja mama zrozumiała co to znaczy, że jestem trans i, że mnie zaakceptuje.

Wróciłem do domu, odłożyłem plecak do pokoju i zdjąłem buty.

-Olu, choć proszę do salonu, miałam z tobą o czymś pomówić.-Powiedziała mama, tonem, który nieco mnie martwił ale byłem dobrej myśli. 

Wszedłem do salonu dość pewny siebie. Już chciałem zacząć mówić ale mama mnie wyprzedziła.

-Zapisałam Cię do męskiego chóru.-Bez owijania w bawełnę oznajmiła mi matka

-A-Ale jak to?! Nie mogę przecież śpiewać w męskim chórze, nie nadaję się do tego.-Odpowiedziałem cały zająknięty.

Jak to??? Przecież kochasz śpiewać i mówiłaś, że chciałabyś być chłopakiem.-Mówiła do mnie z widocznym uśmiechem na twarzy. Wiedziałem, że bawi ją to...

-Ja...Nie mogę, nie chcę chodzić na chór, nie chcę się odzywać.-próbowałem przekonać mamę samemu powstrzymując się przed płaczem.

-Chciałam zrobić coś dla Ciebie, żebyś nie narzekała tyle i nie ryczała. BĘDZIESZ CHODZIĆ NA TEN CHÓR!-Wykłócała się ze mną. Choć wiedziałem, że nie jest szczera, wiedziałem, że chce mnie jeszcze bardziej załamać.

-DOBRZE WIESZ, ŻE NIENAWIDZĘ SWOJEGO GŁOSU!-wykrzyczałem jej to prosto w twarz, nie myśląc wiele.

-Posłuchaj mnie ty gówniaro, mam dość twoich chorych zachcianek. Zachciało Ci się być chłopakiem więc będziesz chodzić na chór męski. Czy tego chcesz czy nie. Na więcej Ci nie pozwolę, znudzi Ci się po kilku miesiącach a pieniędzy nie odzyskam za twoje wybryki.-Tymi słowami zakończyła rozmowę.

W tej chwili, wszystkie moje nadzieje, że mama mnie zaakceptuje legły w gruzach. Z moich oczu popłynął wartki strumień łez, myślałem wtedy, że już nie wytrzymam, nie mogłem w to uwierzyć, że własna matka może mi to robić. Każe mi śpiewać przed ludźmi z moim pieprzonym babskim głosem, w towarzystwie innych facetów przy których brzmię jakbym się helu nałykał albo i gorzej. 

A ona tylko spojrzała na mnie rozczarowana i powiedziała-Ogarnij się. O 20:00 masz pierwszą próbę, musisz się przygotować. I odeszła patrząc na mnie zimnym jak lud spojrzeniem.

Pobiegłem do pokoju ocierając łzy. Zamknąłem się, położyłem na łóżku i płakałem. Słyszałem jak mama krzyczy z dołu-Zamknij się ty mazgaju!Przez co czułem się coraz gorzej. Pogrążałem się w coraz większym załamaniu psychicznym i wylewałem z siebie jeszcze więcej łez. 

18:58

Trwało to dobre 2 godziny jak nie dłużej, a nadal czułem się okropnie. Otarłem łzy i załamany otworzyłem szafę, dążyłem w niej wzrokiem szukając garniaka i koszuli. Gdy znalazłem, zdjąłem garnitur z wieszaka, wyprasowałem koszule i poszedłem do łazienki się przebrać. Uczesałem się i gdy spojrzałem w lustro, po raz kolejny załamałem się widokiem, który zobaczyłem. Po raz kolejny, rozryczałem się na swój widok, którego po 17 latach mam już dość.

Byłem już gotowy do wyjścia, zszedłem na dół i wsiadłem do samochodu nadal ocierając łzy spływające mi po policzkach. Mama odwiozła mnie do teatru pilnując żebym nie uciekł. 

19:58

Wszedłem do budynku i z wymuszonym uśmiechem na twarzy spytałem się pani z portierni w której sali są zajęcia z chóru męskiego. Jak tylko się odezwałem kobieta spojrzała się na mnie krzywo, jak na jakiegoś idiotę ,wskazała palcem w którą stronę do sali w, której odbywają się próby i powiedziała - Pokój 16. Poszedłem tam z opuszczoną głową, nadal wymuszając uśmiech. Szedłem korytarzem patrząc na tabliczki na drzwiach. 14, 15, jest 16, ręce mi drżały, ledwo otworzyłem drzwi.

-D-D-Dzień dobry, nie spóźniłem się?-Spytałem się zdenrwowany

-Ooo, to ty jesteś tym "WYJĄTKIEM"?! Nie, nie spóźniła...nie spóźniłeś się, zaczekaj chwilę. Czekamy jeszcze na drugiego tenora i dwóch barytonów.-Oznajmił mi miło nauczyciel. 

Zrobiło mi się przykro, że nazwał mnie "wyjątkiem". Ale przynajmniej nie zaczął mnie wyzywać jak większość ludzi, którzy się do mnie odzywają.

-Przy okazji, nazywam się Filip Konopnicki. Będę Cię uczył jak korzystać ze swojego głosu.-Przedstawił mi się serdecznie.

20:02

 Reszta chórzystów już dotarła. Jak tylko mnie usłyszeli zaczęli się ze mnie śmiać, pokazywać palcem, mówili, że nie będą śpiewać razem z jakąś babą. W tym momencie myślałem, że się załamię. Ale starałem się nadal utrzymać mój sztuczny uśmiech. Filip kazał mi i Bartkowi wejść na scenę i wejść na ławkę z tyłu. Barytony stały przed nami na scenie a przed nimi basy. Przed każdym z nas stały statywy na, których były jakieś książki, to chyba były śpiewniki, otwarte na stronie z hymnem Stanów zjednoczonych. Byłem pod wrażeniem, że już od pierwszej lekcji zaczynamy od czegoś tak...poważnego? Aż przez chwilę zapomniałem o tym, że muszę śpiewać.

-Na początku zaśpiewacie hymn Stanów Zjednoczonych. Powinniście go znać, ale w razie czego macie śpiewniki na statywach. Zacznijcie śpiewać gdy zacznie grać muzyka.-Wyjaśnił nam Pan Konopnicki.

Zaczęła grać muzyka, cały zespół już zaczął śpiewać a ja nadal milczałem. Jednak szybko oprzytomniałem, że muszę się odezwać choć bardzo tego nie chcę. Otworzyłem usta i zacząłem śpiewać, gdy z przepony wydobywał się mój zjebany głos, z oczu po raz kolejny wypływały mi łzy. Każdy moment w, którym musiałem śpiewać był dla mnie jak tortury. Kochałem to robić ale nie umiałem znieść swojego głosu. Starałem nadal się uśmiechać i nie poznawać po sobie, że w środku jestem załamany tym, że muszę to robić.


The TransformationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz