PROLOG

347 15 0
                                    


Moje życie początkowo nie należało do zbyt ciekawych. Jednym słowem, rutyna. Już od najmłodszych lat tak było. Zakończenie akademii po roku, na następny rok egzamin na chunina i dwa lata później na jonina i w końcu wstąpienie do ANBU. A to oznaczało ciężkie treningi i trudne misje, gdy miałam zaledwie dziesięć lat.

Klan Uchiha w końcu jest bardzo dumnym klanem i niekiedy rodzą się w nim prawdziwi geniusze, a ja niestety albo stety, jestem jednym z nich. Uchiha Shoi.

Przebudzenie sharingana w wieku pięciu lat nie jest często spotykane. Właśnie dlatego nigdy nie miałam chwili wytchnienia, liczył się tylko trening, bym w przyszłości była wiernym shinobi konohy. Nie miałam wobec temu nic przeciwko, lecz gdy wszystkie moje dni zaczęły wyglądać tak samo, to coś się zmieniło w moim nastawieniu. Chciałam mieć więcej czasu dla siebie i więcej interakcji z rówieśnikami. Czułam się samotna, a do tego wykorzystywana. Nie chciałam być bezduszną i bezemocjonalną maszyną do zabijania, tak jak zapewne niektórzy odemnie oczekiwali, a już wogóle mój ojciec.

Obserwując zachowania ludzi wokół mnie, szybko analizowałam. Starałam się także bardziej nastawiać na kontakt z rówieśnikami i być uprzejmą dla przypadkowych ludzi spotykanych gdziekolwiek byłam. Ale to nie było to do czego dążyłam. Ludzie tak naprawdę przebywali w moim towarzystwie tylko dla zabawy, a gdy było mi źle, nigdy nie usłyszałam słów współczucia czy też pytania 'czy wszystko w porządku? '. W tych momentach moi 'przyjaciele' dosłownie znikali.

Teraz jako czternastolatka pozornie jestem jak zwykła dziewczyna. Trochę zakręcona, bezpośrednia i bardzo szczera, lubiąca także sobie pośmieszkować. Z widzenia z pewnością zna mnie wielu mieszkańców Konohy. Za każdym razem widząc mnie robią dziwne miny. Nie dziwię się, w końcu to niespotykane by członek klanu Uchiha był taki energiczny. Jednak w środku trzymam tylko gorycz i pustkę.

Przeważnie na misjach mam czas by się wyżyć. Zamieniam się wtedy w bezwzględną i zimną. Jak taką nie być kiedy jest się skrytobójcą? Czasem zastanawiam się, czy nie mam jakiegoś rozdwojenia jaźni.

W nocy często nie mogę spać pręży koszmary. Zaczęły się one od dnia, w którym przebudziłam sharingan'a, a okoliczności w jakich go przebudziłam nie były raczej normalne.

Mój ojciec dostrzegł mój potecjał. Od zawsze marzył o silnym potomku, który by mógł być chlubą klanu i zapisze się na kartach historii. Oczywiście wolał mieć syna, lecz później uznał że ja również mam w sobie siłę i determinację. Nie obchodziły go żadne wartości. Często na treningach zmuszał mnie do wyciskania z siebie więcej niż mogę.

Moja matka wyszła za niego z przymusu i w ich relacji nigdy nie było ani trochę miłości. Często się kłócili i niekiedy podchodziło to pod przemoc. Lecz mimo to, mama kochała przynajmniej mnie i wiedziałam to, że przy mnie była chociaż trochę szczęśliwsza.

Ojciec widział moje dobre relacje z matką i chciał powiększyć mój talent. Pewnego dnia przy ich większej kłótni widząc mnie w progu, po prostu dźgnął ją w serce nożem kuchennym na moich oczach, z których zaczęły lecieć niepochamowane łzy zmieszane z krwią ukazując sharingan'a z jednym tomoe.

Lecz w konsekwencji, w złości i bólu, wyrwałam mu nóż z ręki i z krzykiem przebiłam mu płuco. Po tym zaniosłam się płaczem i klęknęłam tuląc się do zwłok matki.

Sąsiednia rodzina słysząc niepokojące krzyki obok, wezwała policję konohy, która wparowała do naszego domu wpadając prosto na tę tragiczną scenę.

Mój konający ojciec zdążył jeszcze wypowiedzieć do nich te słowa:

'W końcu wypełnił się mój cel... Macie przed sobą młodego geniusza i przyszłą chlubę klanu Uchiha.'

Po tych słowach umarł.

W tym momencie spojrzałam na nich moimi zakrwawionymi oczyma z sharingan'em, a ci już od razu wiedzieli co tu zaszło.

Po tych zdarzeniach zostałam wzięta pod opiekę rodziny głowy klanu.

No więc moje życie nie należało do kolorowych. Tak naprawdę, w sercu cały czas ukrywałam wielką urazę i ból wobec całego świata, lecz w jakiś sposób umiałam na jakiś czas o tym zapomnieć i na codzień zachowywałam się jakby nigdy nic. To uczucie wracało tylko w nocy gdy miałam kłaść się spać.

Gdy miałam przy sobie zastępczą rodzinę, która mnie zaakceptowała i się ze mną zżyła jak i wzajemnie, niby miałam wszystko czego trzeba, lecz i tak w sercu nadal czułam dziwną pustkę lub brakujący jego kawałek.

Czy jest coś, co może zapełnić tę pustkę?

|Ano Baka!|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz