Wypadłam z piekarni Dupain-Cheng w pośpiechu. Musiałam jeszcze obowiązkowo wyściskać się z Tomem, który zaopatrzył mnie w przekąskę na drugie śniadanie. Miałam wrażenie, jakby mój „tata" miażdżył wszystkie kości w moim drobnym ciele, ale najwyraźniej cuda nierealnego świata chroniły mnie przed tak marnym końcem.
Potem musiałam odczekać zmianę świateł na przejściu dla pieszych, więc w konsekwencji całą drogę do szkoły biegłam, ledwo łapiąc oddech. Jakimś cudem wbiegłam bo schodach i wpadłam na dziedziniec szkoły François Dupont równo z dzwonkiem.
– No, jesteś! – usłyszałam tuż obok siebie.
Alya.
Oczywiście!
Jakżeby inaczej?
– Cześć... – wysapałam, próbując opanować zadyszkę.
– Lepiej się pospieszmy, bo wolałabym dzisiaj nie być pytana z fizyki.
– Masz rację, lepiej nie podpaść na starcie – przytaknęłam, pamiętając o swoim planie siedzenia cicho i nienarobienia Marinette problemów.
Alya pobiegła przodem, a ja nie mogłam się napatrzyć na jej ognistorude włosy. Było ich naprawdę sporo. Mogłaby grać Hermionę, gdybyśmy w szkole wystawiali „Harry'ego Pottera"... Zaraz, zaraz... Czy ja właśnie pomyślałam: „gdybyśmy"? Coś chyba za bardzo wczułam się w rolę Marinette...
Kiedy weszłyśmy do klasy, nauczycielki jeszcze nie było. Udało się! Ale zamiast rozkoszować się ulgą, zamarłam z wrażenia. O matko! Klasa profesor Mendelejew! Prawdziwe laboratorium – o ile można było użyć określenia „prawdziwe" do scenerii z serialu animowanego... W kolejnych ławkach siedzieli bohaterowie Miraculum, z Chloe Bourgeois na pierwszym planie, która przyglądała mi się z kwaśną miną. Jakże cudowna była w swojej wyniosłości i zniesmaczeniu! Miałam ochotę od razu usiąść i napisać opowiadanie o niej! Szybko przeskanowałam pozostałych uczniów, z ulgą konstatując brak Lili Rossi. Tej bym nie zdzierżyła!
Z pierwszej ławki uśmiechali się do mnie Adrien i Nino. Oczywiście...
– Marinette... – Alya syknęła mi do ucha nagląco.
Och, no tak! Stałam na środku klasy i gapiłam się na nich wszystkich! Co za kompletna porażka! Czułam ciepło wypływające na moje policzki. Spuściłam głowę i czym prędzej przemknęłam na swoje miejsce. Nie mogłam nie usłyszeć złośliwej uwagi Chloe, kiedy ją mijałam:
– Gapa-Cheng...
Zdecydowanie powinnam napisać opowiadanie o Chloe. Pierwszy w moim dorobku „angst"... Najlepiej ze śmiercią głównej bohaterki. Ta myśl od razu poprawiła mi nastrój.
– Już myślałem, że się spóźnicie – zagadnął Nino, który skorzystał z okazji, że profesor Mendelejew jeszcze się nie pojawiła.
– Czekałam na Marinette – wyjaśniła Alya. – Musisz się wcześniej zbierać z domu, dziewczyno! Zawsze się spóźniasz!
– Nie mogłam się wyrwać rodzicom... – mruknęłam. – Zebrało im się na czułości...
Alya zerknęła na mnie zdumiona, zaś Nino wydał z siebie zakłopotane chrząknięcie. Kopnęłam się mentalnie w kostkę. Marinette nie była zgryźliwa, a już szczególnie pod adresem swoich rodziców.
– Moim zdaniem, twoi rodzice są super! – wtrącił Adrien, zerkając na mnie z uśmiechem.
A więc to był Adrien! Z tymi błyskami w zielonych oczach. I z czułym uśmiechem do swojej „tylko przyjaciółki"... Taa... „a świstak siedzi i zawija je w te sreberka..."
CZYTASZ
Ja Marinette
FanfictionLena Klimka, autorka miraculowych fanfików, budzi się pewnego ranka w miejscu absolutnie niedostępnym zwykłym śmiertelnikom. Co gorsze, wszystko wskazuje na to, że została uwięziona w ciele Marinette Dupain-Cheng, bohaterki serialu, którego fanką je...