2. ANDER

1.2K 94 14
                                    

— Powtórzę się raz jeszcze. Za dwa tygodnie chcę widzieć na moim biurku dwadzieścia tysięcy — zagroziłem facetowi, który cztery lata wcześniej zapożyczył się u mojego ojca.
Naprawdę ze wszystkich sił starałem się nad sobą panować, ale moja cierpliwość powoli się kończyła. Nie miałem zamiaru darować mu tej kasy. Żadnemu z nich.

Ojciec przez lata budował swoje małe imperium, aż w końcu jego kasyno stało się jednym z największych i najbardziej dochodowych w całym stanie. Po cichu wszyscy nazywali je drugim Las Vegas, z czym trudno się nie zgodzić. Joshua Castellano doskonale wiedział, na czym i jak zarobić kupę forsy. Śmiać mi się chce z ludzi, którzy przekraczając próg tego miejsca myślą, że przyszli się tylko rozerwać. Albo, co śmieszniejsze, zarobić trochę siania. Nic bardziej mylnego. Zdesperowani, za każdym pierdolonym razem chcieli się odegrać. Nim się obejrzeli ich konta były wyczyszczone do zera i właśnie w tym momencie pojawiał się mój ojciec. Niczym dobry przyjaciel oferował szybką pożyczkę, pozwalał wygrać pierwszych kilka rozdań, aby jeszcze bardziej nakręcić tych naiwniaków, po czym nieszczęśliwcy znowu przegrywali. Chcąc nie chcąc wracali do domu z pustym portfelem, ojebani z całego domowego budżetu.

Czy było mi ich szkoda? Ani trochę.

Nikt siłą nie zmuszał tych ludzi do odwiedzenia naszego kasyna. Nikt nie kazał im brać pożyczki. To były tylko i wyłącznie ich własne głupie decyzje, które miały swoje konsekwencje.

— A ja powtarzam ci, że twój stary darował mi tę kasę.

Coraz bardziej wkuwiał mnie ten facet. Zdawał się nie rozumieć znaczenia moich słów i chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, z kim, do kurwy nędzy, rozmawia.

— Po pierwsze, kolego, nie jesteśmy na ty — Podszedłem do siedzącego na krześle Briana i mocno chwyciłem go za szczękę. — Dwa, za brak szacunku względem mojego ojca i mnie przy okazji, zasłużyłeś sobie na konkretny wpierdol — wysyczałem tuż przy jego pewnej siebie twarzy. — I trzy, w dupie mam to, że mój ojciec ci odpuścił. Na starość stał się miękką pałą, ale na szczęście teraz ja tu rządzę, więc chuj mnie obchodzi, jakie miałeś z nim układy. Nie spłaciłeś całej pożyczki, a ja chcę te pieniądze, bo są kurwa moje.

Z całej siły ścisnąłem jego szczękę i rzuciłem mu jedno ze swoich morderczych spojrzeń. Odrzuciłem jego paskudną gębę na bok, po czym odwróciłem się do wyjścia.

— Czternaście dni, Jones. Jak nie to znajdziemy inny sposób, żeby wyciągnąć z siebie tę kasę. Twoja żona na pewno chętnie spłaci część długu — zaśmiałem się ironicznie.

Brian rzucił się na mnie wściekły, ale dwoje moich ludzi szybko poskromiło jego niegrzeczne zamiary. Przyparli go do muru w moim starym magazynie na obrzeżach miasta, w którym zazwyczaj trzymałem różne rzeczy potrzebne do prowadzenia kilku firm. Ta miejscówka świetnie sprawdzała się również do rozmów, które nie zawsze miały tak szczęśliwy finał, jak dzisiaj.

— Wiecie, co macie robić — rzuciłem do moich chłopców i wyszedłem przez metalowe drzwi.

Towarzyszył mi Conor. Był moją prawą ręką i znał mnie na wylot. Załatwiał za mnie większość spraw, bo sam bym się zesrał z ogarnięciem tylu interesów.

— Jones może i cwaniakuje, ale to tak naprawdę jeden wielki pantofel. Myślisz, że dlaczego zapożyczył się u twojego ojca? — zapytał przyjaciel, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz. Podszedłem do mojego wozu i zatrzymałem się z rękami w kieszeni. — Żona urwałaby mu jaja i ugotowała z nich rosół, gdyby wiedziała, że jej mąż przejebał wszystkie ich oszczędności.

Skinąłem głową w odpowiedzi.

— Informuj mnie na bieżąco. Nie daruję mu tej kasy. Odzyskam ją, choćbym miał go zabić.

— Jasne, szefie — przytaknął Conor.

Mimo że był moim przyjacielem to odkąd przejąłem interes zwraca się do mnie w ten sposób. Kiedyś mówiłem mu, że nie musi tego robić, ale on i tak przystawał na swoim. Stwierdził, że chce zachować profesjonalizm i okazać mi szacunek. Zgodziłem się z nim w końcu.

— Niech ten cyrk wreszcie się skończy — Miałem już powoli dosyć użerania się z ludźmi, którzy do tej pory nie oddali pożyczonej kiedyś kasy, ale nie było, kurwa, mowy, żebym im teraz odpuścił. — Jak się mają sprawy z Bennetem?

Na dźwięk tego nazwisko w mojej głowie zapaly się mordercze instynkty. Ten kutas nie tylko miał należną mi kasę, ale odebrał mi coś znacznie cenniejszego. Na samą myśl o nim krew w moich żyłach zaczynała wrzeć.
Derek Bennet pewnego wieczoru zaszalał ze swoim bratem i oboje przejebali w chuj siana. Oczywiście ogarnęli się dopiero po fakcie, dlatego mój ojciec – wybawiciel przyszedł im z pomocą. Co prawda Bennet spłacił swój dług, ale był mi winien coś znacznie więcej. I nie zamierzałem mu tego darować, dlatego to właśnie jego zostawiłem sobie na deser.

— Z tego, co słyszałem, to facet wydawał się być zaskoczony niezapowiedzianą wizytą — Prychnąłem pod nosem na dźwięk słów Conora. Zaskoczony to on dopiero będzie, pomyślałem. — Trochę się stawiał twierdząc, że jesteśmy kwita. Mówił, że nie ma takich pieniędzy, ale czuję, że to blef — wyjaśnił.

Wkurwiłem się, bo ten idiota myślał, że się wymiga. Sądził, że zapłaci swoje i wszyscy zapomnimy o sprawie, ale nie wiedział jeszcze, jak bardzo się, kurwa, mylił. Otworzyłem drzwi do mojego czarnego samochodu i przed wejściem do środka z moich ust padły słowa, na które Conor uśmiechnął się złowieszczo.

— W takim razie czas na plan B.

Niebezpieczny dług | PREMIERA 22.09.2021Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz