𝕺𝖕𝖚𝖘 𝕴𝖁

23 3 29
                                    

Karpedeza - niegdyś piękna kraina otoczona licznymi lasami i połaciami zieleni. Swoim pierwotnym wyglądem przypominała przypominała Ryvillę. Piękne zielone wzgórza usłane najróżniejszymi kwiatami. Na horyzoncie majaczył zamek  z białego kamienia. Wyglądał jakby był ze złota, gdy odbijały się w nim promienie słońca... Dwóch braci skłóconych podczas walki o tron. Według Zakonników i starych ksiąg Eller, który został wygnany powrócił w akcie zemsty i zasiał wieczny ogień w krainie. Od tej pory nikt oprócz ożywieńców nie mógł tam przebywać, a sam Eller nabył również zdolność nekromancji. Jego malutka armia powoli zaczęła rosnąć  w siłę. Niegdyś garstka umarlaków stała się potężną armią. Kraina spowita wiecznym ogniem nie przypominała już tej, co kiedyś. Wszystko strawił ogień, a piękny zamek z białego kamienia przypominał piekielną kryptę. Wszystko, co w niej żyło umarło już dawno. Umarło by zostać przywróconym do życia...

Pod osłoną nocy opuścił zamek. Skryty pod czarnym płaszczem pogalopował na swoim rumaku w kierunku Karpedezy. Znał mało bezpieczny skrót, który pokazał mu Xerxes podczas Wielkich Wojen. To było zanim Dziadek Xiona postanowił zdradzić Szkarłatne Płaszcze. 

- Czy właśnie postąpił również jak zdrajca?! - Naszła go myśl zbliżając się do celu. Podróż była niezwykle szybka. Zważywszy na to, że przy obecnej sytuacji mało kto zapuszczał się w tej rejony nic i nikt nie stał mu na przeszkodzie. Mimo, że do przebycia miał jeszcze trochę drogi to już czuł zapach siarki i spalenizny. Czuł też ciepło ognia na twarzy. Wiedział, że się zbliża coraz bardziej. Im był bliżej tym ziemia stawała się coraz mniej porośnięta przez jakąkolwiek roślinnością. Czuł się niczym uciekinier lub zbir. Jego kompani nie byliby zadowoleni z tego, co właśnie zrobił. Czyżby właśnie zaczęły, go dopadać wyrzuty sumienia. Nie teraz i nie w tym momencie. Nie po to przebył tyle drogi by teraz się wycofać, bo resztki jego sumienia zechciały przejąć nad nim władzę. Przed oczami miał swoich kompanów. Nie byli zadowoleni z tego, co zrobił. Był gotów zawrócić konia i wrócić do Heliodorowego Zamku, gdy na drodze stanęło mu jakieś jakieś upiorne widziadło...

-Czyżby duszyczka zbłądziła? - Wycedziło przez zęby.

Ravn odruchowo rozejrzał się wokół siebie nerwowym ruchem sięgając po miecz. Wtedy poczuł cień ducha na swoich plecach. Oplotło to coś go delikatnie, dotykając jego twarzy. Potem położyło rękę na jego dłoni, która właśnie sięgała po miecz.

-Nie przyszedłeś tutaj by się wycofać - Wyszeptało mu do ucha.

Koń zaczął się płoszyć i denerwować a on siedział jak sparaliżowany.

-Nie zabijesz mnie przecież ja nie żyję... Powiedz mi w jakim to celu przybywasz? - Wyszeptało mu do ucha gładząc jego policzek.

Czuł delikatny dotyk i niepokój. A jednocześnie miał wrażenie, że znał ten głos i tą osobę do której należała ta dusza.

- Bo ja... - Odchrząknął.

-Przybyłem tu by przywrócić do życia Ellera - Powiedział na jednym tchu.

Poczuł ukłucie. Miął wrażenie jakby zjawa chciała zrobić mu krzywdę. Rozejrzał się po okolicy i nie widział nic oprócz ciemności. Nagle przed jego oczami pojawiła się zgrabna postać. O długich włosach i białych szatach. Spowita w jedwabie unosiła się powabnie niczym majestatyczna postać. Piękna, delikatna i niewinna.

- Chodź za mną - Wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Szczupłą i delikatną. 

Czuł jakby zahipnotyzowała go swoim wdziękiem i delikatnością. Podążył za głosem. Miał wrażenie, że zawładnęła każdym jego zmysłem. Nie spostrzegł się kiedy a był już po za bezpieczną granicą. Właśnie stąpał po wiecznym ogniu nie czując bólu. Nie czując niczego. Czuł się dziwnie bezpiecznie jak nigdy dotąd. Podążał za widziadłem nie zadając pytań. Po protu jej zaufał. Doszli do czegoś do przypominało mauzoleum.

Blood Moon The Reign Of The Blood PrinceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz