~4~

597 10 0
                                    

     Szanowny Panie Boże,

     Załatwione, jesteśmy małżeństwem. Dzisiaj dwudziesty pierwszy grudnia, zbliżam się do trzydziestki i właśnie się ożeniłem. Jeśli chodzi o dzieci, postanowiliśmy z Peggy Blue, że pomyślimy o nich później. Szczerze mówiąc, sądzę, że nie jest jeszcze gotowa.
     To się stało dziś w nocy.
     Około pierwszej usłyszałem krzyki Peggy Blue. Od razu usiadłem na łóżku. Duchy! Duchy znęcają się nad Peggy Blue, a przecież obiecałem, że będę jej pilnować. Zobaczy, że jestem dupkiem, więcej się do mnie nie odezwie i będzie miała rację.
     Wstałem i poszedłem w stronę wrzasków. Kiedy znalazłem się przedpokojem Peggy, zobaczyłem, że siedzi na łóżku i patrzy na mnie zdziwiona. Ja też pewnie miałem zdziwioną minę, bo przede mną siedziała Peggy Blue z zamkniętymi ustami, a przecież wciąż słyszałem krzyki.
     Wtedy ruszyłem do następnych drzwi i zrozumiałem, że to Bekon wije się z bólu w łóżku z powodu swoich oparzeń. Przez chwilę zrobiło mi się głupio, pomyślałem o dniu, w którym podpaliłem dom, kota, psa, kiedy nawet upiekłem złote rybki - to znaczy myślę, że raczej się; ugotowały - pomyślałem o tym, co przeżyli, i powiedziałem sobie, że w sumie chyba lepiej, że nie żyją,niż gdyby mieli cierpieć tak jak Bekon mimo przeszczepów i kremów.
     Bekon zwinął się w kłębek i przestał jęczeć. Wróciłem do Peggy Blue.
     - Więc to nie ty, Peggy. Zawsze myślałem, że to ty krzyczysz w nocy.
     - A ja myślałam, że ty.
     Byliśmy strasznie przejęci tym, co się dzieje, i tym, co sobie mówimy:okazało się, że od dawna o sobie myśleliśmy.
     Peggy Blue zrobiła się jeszcze bardziej niebieska, co oznaczało u niej,że jest skrępowana.
     - Co teraz zrobisz, Oskar?
     - A ty, Peggy?Niesamowite, ile mamy wspólnych punktów - te same myśli, te samepytania.
     - Chcesz ze mną spać?
     Dziewczyny są obłędne. Ja zastanawiałbym się godzinami, tygodniami,miesiącami, zanim bym wypowiedział takie zdanie. Ona rzuciła je najnaturalniej w świecie, jak gdyby nigdy nic.
     - O.K.
     I wszedłem do jej łóżka. Było nam trochę ciasno, ale spędziliśmy cudowną noc. Peggy Blue pachnie orzechami laskowymi i ma skórę tak gładką jak ja pod pachami, z tym że u niej tak jest wszędzie. Dużo spaliśmy, dużo marzyliśmy, leżeliśmy blisko siebie, przytuleni, opowiedzieliśmy sobie swoje życie.
     Oczywiście rano, kiedy pani Gommette, przełożona pielęgniarek,znalazła nas razem, zrobił się niezły cyrk. Zaczęła strasznie krzyczeć,pielęgniarka z nocnego dyżuru także zaczęła krzyczeć, krzyczały jedna na drugą, potem na Peggy, potem na mnie, trzaskały drzwi, one brały innych na świadków, nazywały nas „nieszczęsnymi dziećmi", chociaż byliśmy bardzo szczęśliwi, i w końcu musiała przyjść ciocia Róża, żeby zakończyć przedstawienie.
     - Odczepicie się wreszcie od tych dzieci? - zapytała. - O kogo się macie troszczyć, o pacjentów czy o przepisy? Ja mam w nosie przepisy, olewam je.A teraz cisza. Idźcie się kłócić gdzie indziej. To nie jest właściwe miejsce.
      Na to nie było odpowiedzi, jak zawsze, kiedy ciocia Róża coś powie.Zaprowadziła mnie do pokoju i trochę się zdrzemnąłem.
     Kiedy się obudziłem, mogliśmy porozmawiać.
     - Więc to poważna sprawa, ty i Peggy?
   Vv- Jeszcze jak, ciociu. Jestem cholernie szczęśliwy. Pobraliśmy się dzisiaj w nocy.
     - Pobraliście się?
     - Tak. Robiliśmy wszystko, co robią mężczyzna, i kobieta, kiedy są małżeństwem.
     - Tak?
     - A co ty sobie myślisz? Która to teraz godzina? - skończyłem dwadzieścia lat i mam swoje życie, no nie?
     - Jasne.
     - Poza tym, wyobraź sobie, wszystko, co dawniej, kiedy byłem młody,wydawało mi się ohydne, na przykład pocałunki, pieszczoty, teraz mi się podoba. Niesamowite, jak człowiek się zmienia, prawda?
     - Bardzo się cieszę, Oskarze. Doroślejesz.
     - Jednego tylko nie zrobiliśmy, pocałunku z języczkiem. Peggy Blue bała się, że od tego może zajść w ciążę. Jak sądzisz?
     - Myślę, że ma rację.
     - Tak? Można mieć dzieci, jeśli pocałuje się kogoś w usta? W takim razie będę miał dzieci z Chinką.
     - Nie martw się, Oskarze, to mało prawdopodobne. Bardzo mało.
     Ciocia Róża sprawiała wrażenie, że jest pewna tego, co mówi, więc trochę się uspokoiłem, bo przyznam Ci się, Panie Boże, ale tylko Tobie, że z Peggy Blue raz, dwa, a może i więcej, wsunęliśmy jednak język.
     Trochę pospałem. Potem zjedliśmy z ciocią Różą obiad i poczułem sięlepiej.
     - Niesamowite, jak zmęczony byłem dzisiaj rano.
     - To normalne, między dwudziestym a dwudziestym piątym rokiem życia często wychodzi się po nocach, baluje, prowadzi hulaszcze życie.
     Za to wszystko trzeba potem płacić. To co, pójdziemy odwiedzić Pana Boga?
     - Masz babo placek! A wiesz, gdzie mieszka?
     - Myślę, że jest w kaplicy.
     Ciocia Róża ubrała mnie, jakbyśmy się wybierali na biegun północny,mocno mnie uścisnęła i zaprowadziła do kaplicy, która stoi w głębi szpitalnego parku za oszronionymi teraz trawnikami, zresztą nie muszę Ci tłumaczyć,gdzie, skoro to jest Twój dom.
     Kompletnie zbaraniałem, kiedy zobaczyłem Twój posąg, stan, w jakim się znajdujesz, przykuty do krzyża., prawie goły, wychudzony, z ranami na ciele, twarzą, po której spływa krew od cierni i głową ledwie trzymającą się na szyi. Pomyślałem o sobie. I zezłościłem się. Gdybym był Bogiem, jak Ty, na pewno nie dałbym się tak załatwić.
     - Ciociu Różo, porozmawiajmy poważnie: ty, która jesteś zawodniczką,która byłaś wielką mistrzynią, nie powiesz mi chyba, że w coś takiego wierzysz!
     - Dlaczego, Oskarze? Czy łatwi ej byłoby ci uwierzyć, że to Pan Bóg,gdybyś zobaczył kulturystę w kokieteryjnych slipkach, z misternie wyrzeźbionym torsem, wydatnymi muskułami, błyszczącą od oliwy skórą i krótko obciętymi włosami?
     - No...
     - Zastanów się, Oskarze. Który z nich wydaje ci się bliższy? Bóg, który nic nie czuje, czy Bóg, który cierpi?
     - Ten, który cierpi, oczywiście. Ale gdybym był nim, gdybym był Bogiem,gdybym miał takie możliwości jak on, uniknąłbym cierpienia.
     - Nikt nie może uniknąć cierpienia. Ani Bóg, ani ty. Ani twoi rodzice, ani ja.
     - No, dobrze. Ale dlaczego cierpimy?
     - Właśnie. Jest cierpienie i cierpienie. Popatrz uważnie na jego twarz.Przyjrzyj mu się. Widać po nim, że cierpi?
     - Nie. To ciekawe. W ogóle po nim nie widać.
     - Bo są dwa rodzaje bólu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe - Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera.Rozumem.
     - Jeśli wbijają ci gwoździe w nadgarstki i stopy, nie masz innego wyjścia,musisz odczuwać ból. Znosisz go. Natomiast myśl o śmierci nie musi powodować bólu. Nie wiesz, czym jest. Wszystko zależy od ciebie.
     - A znasz ludzi, którzy cieszą się na myśl o tym, że umrą?
     - Owszem, znam. Na przykład moja matka. Na łożu śmierci łakomie się uśmiechała, niecierpliwiła się, spieszno jej było zobaczyć, co będzie potem.
     Nie znajdowałem więcej argumentów. A ponieważ chciałem usłyszeć,co dalej, przez chwilę milczałem, zastanawiając się nad tym, co mi powiedziała.
     - Jednak większość ludzi nie ma w sobie tej ciekawości. Czepiają się tego, co mają, jak wesz w uchu łysego. Weź na przykład taką Plum Pudding,moją irlandzką rywalkę, sto pięćdziesiąt kilo na czczo, w figach, przed wypiciem pierwszego guinessa. Zawsze mi powtarzała: „Przykro mi, ja nie umrę, nie zgadzam się, niczego nie podpisywałam". Oszukiwała się. Nikt jej nie obiecywał, że życie będzie trwać wiecznie! Jednak z uporem w to wierzyła,buntowała się, nie dopuszczała do siebie myśli, że umrze, wściekała się,wpadła w depresję, schudła, odeszła z zawodu, ważyła już tylko trzydzieści pięć kilo, wyglądała Jak patyczek i w końcu umarła. Widzisz, umarła jak wszyscy, ale myśl o tym, że umrze, zatruła jej życie.
     - Głupia była ta Plum Pudding, ciociu.
     - Jak but. Ale butów jest niezliczona ilość. Są bardzo rozpowszechnione.
     Też kiwnąłem głową, bo w sumie się z nią zgadzałem.
     - Ludzie boją się umierać, bo odczuwają lęk przed nieznanym. Ale właśnie, co to jest nieznane? Proponuję ci, Oskarze, żebyś się nie bał, żebyś był ufny. Spójrz na twarz Pana Boga na krzyżu: znosi cierpienie fizyczne, ale nie cierpi duchowo, bo ufa. I nawet gwoździe już mu tak nie doskwierają.Powtarza sobie: boli mnie, ale nie ma w tym nic złego. To są korzyści, które przynosi wiara. I to właśnie chciałam ci pokazać.
     - O.K., ciociu Różo, jak będę miał pietra, zmuszę się, żeby wierzyć.
     Pocałowała mnie. Ostatecznie dobrze czuliśmy się w tym pustym kościele z Tobą, Boże, który wyglądałeś tak spokojnie.
    Po powrocie długo spałem. Coraz częściej chce mi się spać. Kiedy się obudziłem, powiedziałem do cioci Róży:
     - Właściwie nie boję się nieznanego. Tylko trochę szkoda mi tracić to, co znam.
     - Tak samo jest ze mną, Oskarze. Co byś powiedział na to, żebyśmy zaprosili Peggy Blue na herbatę?
     Peggy Blue wypiła z nami herbatę, polubiły się z ciocią Różą i nieźle się uśmialiśmy, kiedy ciocia opowiedziała nam o swojej walce z Siostrami Siuśkami, trojaczkami, które udawały, że są jedną. Po każdej rundzie Siuśka, która zmęczyła przeciwniczkę, skacząc na nią ze wszystkich stron, schodziła z ringu, żeby rzekomo zrobić siusiu, i biegła do toalety, a wracała jej siostra, w pełnej formie, gotowa do dalszej walki. I tak dalej. Wszyscy myśleli, że jest tylko jedna Siuśka, i że taka z niej niezmordowana zawodniczka. Ciocia Róża odkryła, co jest grane, zamknęła obie zastępczynie w ubikacji, wyrzuciła klucz przez okno i pokonała tę, która została. Zapasy to niegłupi sport. Potem ciocia Róża sobie poszła. Pielęgniarki pilnują Peggy Blue i mnie, jakbyśmy byli pociskami mogącymi w każdej chwili wybuchnąć. A przecież mam trzydzieści lat, do cholery! Peggy Blue przysięgła mi, że dziś wieczór to ona przyjdzie do mnie, jak tylko będzie mogła, a ja przysiągłem jej, że tym razem nie będę jej wkładał języka.
     Bo fakt, że to nie sztuka mieć dzieci, ale trzeba jeszcze mieć czas, że byje wychować.
     To tyle, Panie Boże. Nie wiem, o co Cię prosić dziś wieczorem, bo to był piękny dzień. Chociaż tak. Spraw, żeby jutrzejsza operacja Peggy Blue przebiegła pomyślnie. Nie tak jak moja, jeśli rozumiesz, co chcę powiedzieć.
     Do jutra, całusy, Oskar.
     PS: Operacje to nie są sprawy duchowe może nie masz tego na składzie. Więc spraw, żeby niezależnie od tego, jaki będzie wynik operacji,Peggy Blue dobrze go przyjęła. Liczę na Ciebie.

Oskar i pani Róża ~ Éric-Emmanuel SchmittOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz