24. No dobra, zróbmy tę pizzę

417 44 108
                                    

Cały w nerwach szedłem do Stanleya i przeglądałem Twittera dla uspokojenia, jednak szybko z tego zrezygnowałem. Dużo ludzi stamtąd miało wręcz idealne życie, niczym w jakiejś książce młodzieżowej... Ja nie miałem tego szczęścia. Jeszcze bardziej zwolniłem kroku, aż w końcu całkowicie się zatrzymałem. Stałem przed domem Andersonów i wpatrywałem się w niego dobre pięć minut. W końcu, gdy zebrałem się w sobie i ruszyłem do drzwi wejściowych, te otworzyły się.

– Myślałam, że nie wejdziesz... Czemu tak stałeś? – zapytała Lilith, na co pokręciłem zrezygnowany głową.
– Zagapiłem się na kruka – Westchnąłem i wszedłem do środka. – Odleciał.
– Od kiedy ty się tak interesujesz przyrodą, hmm? – Dziewczyna roześmiała się, gdy ściągałem buty.
– O czym mowa? – Usłyszałem chłopięcy, prawie męski głos. Zmrużyłem oczy i przypomniałem sobie, w kogo domu właśnie się znajdowałem.
– Tim zapatrzył się na ptaka – Lilith przestąpiła z lewej nogi na prawą, a ja otworzyłem oczy i zdjąłem drugiego buta.
– Kruka – mruknąłem. – Ale odleciał.
– A-Ach, rozumiem – Brunet uśmiechnął się szeroko. Wstałem i wpatrzyłem się w ledwo widocznego pieprzyka przy jego dolnej wardze.

– Tak w ogóle... To cześć – przywitałem Stanleya.
– Witam w moich skromnych progach – Nastolatek ukłonił się lekko, na co Lilith, jak i on sam, wpadli w nieokiełznany napad śmiechu.
– Ha, ha, śmieszne – Przewróciłem oczami. – Głupole.
– Role się odwracają? Teraz Stan robi głupie rzeczy, a ty go wyzywasz? – Blondynka wystawiła lekko język w rozbawieniu.
– Tak było, nie zmyślam – uniosłem ręce, lecz chwilę po tym zdjąłem kurtkę, zawiesiłem ją na wieszaku i ponownie spojrzałem na przyjaciół. – Rodzice już wyszli? Minęliśmy się?
– Poszli jeszcze do sklepu, więc pewnie podjadą do twojego domu samochodem – wyjaśnił Stan, na co ja pokiwałem głową.

– Przypomni ktoś, ile wy się znacie? – Sullivan zamrugała kilkakrotnie, marszcząc przy okazji brwi.
– Eee, całe życie – Podrapałem się po głowie. – Tyle, że on się szybciej urodził.
– A on mnie nie lubił aż do podstawówki – Chłopak splótł ręce na swojej klatce piersiowej.
– No i nie żałuję, bo dziwny byłeś – Zaśmiałem się nerwowo i poklepałem go po ramieniu.

Nie żałowałem, bo gdybyśmy się przyjaźnili dłużej, prawdopodobnie szybciej bym zrozumiał swoją inność. Inność, która strasznie mnie przytłaczała.
Wiele osób powiedziałby, że to nic trudnego i zapytałoby "w czym masz problem?". Zaśmiałem się w duchu.

Mój problem był taki, że nie byłem nigdy wcześniej w takiej sytuacji. Nie spodziewałem się i nie mogłem przecież przewidzieć, że jedna, głupia gra dla dzieciaków doprowadzi mnie do takich wniosków. Kto by pomyślał, że powiem kilka słów o swoich byłych dziewczynach i uświadomię sobie, że... No właśnie, że co? Lubię dziewczyny, ale jednak faceci są dla mnie lepsi? Bo właśnie tak miałem. Lubiłem dziewczyny, ale ten jeden chłopak zupełnie wywrócił moje życie do góry nogami, a ja nie byłem na tyle silny, aby je przywrócić do pierwotnej pozycji.

Postanowiłem to zaakceptować.

– Oglądamy coś? – Zapytał brunet, a ja pokiwałem energicznie głową.
– Zróbmy najpierw tę pizzę, proooszę – zaproponowała Sullivan. – Cały dzień się do tego przygotowuję!
– Jest osiemnasta – parsknąłem.
– No proszę, Tiiim... – Lilith otworzyła szerzej oczy, aby wzbudzić moją litość.
– No dobra, zróbmy tę pizzę – zgodziłem się, na co blondynka wykonała triumfalny gest ręką... Jakby łapała powietrze i ciągnęła je w dół.

Poszliśmy do kuchni i zaczęliśmy wyjmować składniki z szafek i lodówki. Co chwilę któreś z nas mówiło coś pod nosem, ale szybko temat zmieniał się na następny. W końcu stało się coś, czego (prawie) najbardziej się obawiałem.

Never have I everOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz