🌟Święta z gwiazdą🌟

1.8K 89 489
                                    

      Dwudziesty piąty grudnia. Mimo całych osiemnastu dni spędzonych na modleniu się, by ta data nigdy nie nadeszła, oto i jest, pierwszy dzień świąt, a w nim Maximilian Collins, stojący przed budynkiem restauracji "Royal", odpicowany co najmniej jakby to faktycznie było jakieś luksusowe miejsce dla bogaczy, a nie zwykła, przystrojona na czerwono-złoto knajpka, której mottem było: "każdy może poczuć się jak król", cały zestresowany przed swoją pierwszą randką z przedstawicielem tej samej płci.
      Choć, jak sam ciągle powtarzał Chloe i sobie – to wcale nie randka!
      Problemem było, że tylko jeden z jej uczestników o tym wiedział. Drugi, Austin Grant, nie tylko był przekonany, że został zaproszony na najprawdziwszą randkę, ale jeszcze myślał, że stało się tak dlatego, iż Max był w nim zakochany.

      Dalej nie do końca ogarniał, jak mogło dojść do tak wielkiego nieporozumienia.

      I weź teraz wytłumacz tej kupie mięśni, gwieździe jednego z brutalniejszych sportów, najpopularniejszemu chłopakowi w szkole, że wcale nie, że go nie kochasz, że jesteś w pełni hetero, ta randka to jedna wielka pomyłka, a wtedy w szatni strzepałeś mu i sobie bo cię poniosło.
      Szczególnie ta ostatnia część będzie kłopotliwa, łagodnie mówiąc.
      Nawet Chloe nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego zaczął odpowiadać na umizgi drugiego chłopaka, cholera, nawet samemu sobie nie potrafił tego wytłumaczyć, a co dopiero osobie, która mogła się poczuć przez niego wykorzystana, oszukana, a w najgorszym przypadku – wykpiona. Nie wiedział w jaki sposób ktoś taki jak Austin Grant postępuje z osobą, która z niego zakpi, i Bóg mu świadkiem, że nie chciał się tego dowiadywać.

      Dlatego z pomocą przyjaciółki napisał jak najlepsze, najdelikatniejsze, poprawiane z tysiąc razy przez te ostatnie dni i doprowadzone do perfekcji wyjaśnienie, które wykuł na blachę i powtarzał sobie właśnie w myślach, przyglądając się szklanym drzwiom.
      W końcu przełknął ślinę i się do nich zbliżył... By zaraz znowu przystanąć, dostrzegając za nimi zajmującego już stolik na końcu pomieszczenia w rogu, odwróconego do niego bokiem i zaczytanego w menu chłopaka, jego dzisiejszą... randkę.
      Aż dziwne, że ten ubrany w błękitną, podkreślającą mu oczy koszulę z podwiniętymi, opinającymi się na nieziemskich bicepsach rękawami, idealnie skrojone spodnie i drogie buty, wysoki, jasnowłosy król szkoły w ogóle dał mu się na nią "zaprosić". Przecież Max był taki... nijaki, a Austin...
      Zarumienił się po końcówki uszu na określenie szatyna, które samo wpadło mu na myśl, a którym jeden heteroseksualny chłopak nie powinien określać drugiego chłopaka.

      Pokręcił głową (nie nie nie, to w jak bliskiej sytuacji się z nim znalazłeś już całkiem popierdzieliło ci w mózgu, ogarnij chuć, Max) i odkamieniał w końcu, dając sobie mentalnego kopniaka i wchodząc wreszcie do środka, na rozłożony przed drzwiami czerwony dywan. Zawieszony u nich złoty dzwonek zwrócił uwagę Austina, który oprócz siedzącego w innym kącie sali, piszącego coś na laptopie starszego mężczyzny był jedynym klientem restauracji o tej porze w święta i który od razu posłał mu śnieżnobiały uśmiech.
      – Przepraszam za spóźnienie  rzucił, przechodząc do drugiego krzesła przy okrągłym stoliku, skrytego za półścianką i kwiatem, gdzie usiadł, nie musząc zdejmować kurtki, gdyż mimo że na zewnątrz śnieg okrywał wszystko puchową kołderką, to lśnił także od skrzącego się w nim słońca i tej kurtki po prostu nie wziął, stawiając na ciepły szary sweter, wystającą z niego białym kołnierzem i mankietami koszulę oraz podkoszulek, no i oczywiście spodnie (najlepsze jeansy) z trampkami.
      Ta, wypindrzył się jak szczur na otwarcie kanału, układając nawet swoje półdługie myszate włosiska, jak na jedno spotkanie. Krótkie zresztą, gdyż stwierdził że nie potrzebuje kurtki też dlatego, iż miał zamiar tylko wyjść, wyjaśnić co miał do wyjaśnienia i zaraz wrócić, a mieszkał blisko.
      Ale i tak przy Austinie wyglądał jak kupa przy Persie.
      Gdyby się nie wystroił, a szatyn dodatkowo jeszcze tak, choć on nawet nie musiał, to by wyglądał jak dwie kupy, a do tego co miał zrobić pewność siebie była mu potrzebna. Właśnie dlatego, I TYLKO DLATEGO, wywrócił dzisiaj w pokoju całą szafę i tak się stresował, pizdrząc przed lustrem w łazience.

Jak dać kosza gwieździe footballu |boys love short story|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz