Rozdział 2 ,,Słodki Sen"

208 21 12
                                    

POV: Lea

  Byliśmy już w sali od eliksirów. Snape wyszedł na korytarz i rozmawiał o czymś z McGonagall. Nikt nie wiedział o czym i nikogo to nie interesowało. Siedziałam w potrójnej ławce z Draconem i Veroniką. Dziewczyna doszła do nas w tym roku. Wczoraj rozmawiałam z nią w pokoju wspólnym Slytherinu i załapałyśmy kontakt. Blondyn też ją polubił więc zgodziliśmy się na to, żeby usiadła razem z nami. Ja miałam miejsce na środku, pomiędzy nimi. Zaczęła mnie trochę boleć głowa. Było mi lekko niedobrze. Tak właśnie myślałam, lekcje ze Snape'm to jeden wieki koszmar.

  Zapomniałam dodać, że każdą lekcję mieliśmy również z gryfonami. Katastrofa! Grengerówna odpowie na wszystkie pytania Snape'a i zgadnie punkty dla Gryfindoru. Typowe.

  W końcu Snape przyszedł do swojego biurka. Powitał nas i opowiedział o temacie lekcji. Zaczął zadawać pytania.

— Dzisiaj poznacie tak zwane płynne szczęście — opowiadał opierając się o ławkę Rona — Kto wie jak prawidłowo nazywa się eliksir?

  Automatycznie Hermiona podniosła rękę. Przygryzła wargę i patrzyła w oczy profesora z nadzieją.

— Tak, panno Granger? — powiedział lekko zirytowany. Raczej się tego spodziewał.

— Felix Felicis — powiedziała i kontynuowała — ma on złotą barwę. Wiążą się z nim liczne skutki uboczne.

  Hermiona i jej wkurzający do granic możliwości głos. Panna wszechwiedzącą. Chodząca Wikipedia!

— Świetnie. W takim razie odpowiedz o skutkach nadużycia eliksiru

— Zacznijmy od tego, że bardzo trudno go dobrze przyrządzić. Łatwo o pomyłkę...

  Dalej już nic nie słyszałam. Powieki stały się strasznie ciężkie. Coraz mniej widziałam. Ktoś chyba mnie szturchnął. Już było to nie ważne. Widziałam tylko czarny obraz.

—————————————————————————
— Co to ma znaczyć Panno Singh? — wywrzeszczał zdenerwowany nauczyciel.

  Docierały do mnie odgłosy ale nie mogłam się wybudzić. Walczyłam z tym uczuciem. Po chwili kiedy znów Draco mnie szturchnął wróciłam do rzeczywistości. Kiwałam się na boki. Złapałam się jedną ręką za głowę.

— Co się dzieje? — spytał chłopak siedzący obok mnie. Chwycił mnie obiema rękami aby pomóc mi w utrzymaniu równowagi.

   Było mi już lepiej. Otworzyłam oczy które miałam wcześniej mocno zamknięte. Przede mną stał wysoki profesor od eliksirów. Zrobił niezadowoloną minę i zamruczał coś pod nosem. Wrócił do swojego biurka

— Idź do Pani Pomfrey — polecił — Malfoy, pomóż jej. Jeszcze zaśnie w drodze.

  Pokiwaliśmy głowami. Powoli wstałam. Ostrożnie robiłam każdy krok. Słyszałam chichoczenie z ostatniej ławki w której siedziała Dalia z Raisą. One z wszystkich się naśmiewały. Nawet ze Snape'a. Draco cały czas mnie asekurował. Kiedy wyszliśmy z sali jak gdyby nigdy nic złapał mnie za rękę. Popatrzyłam na niego zdezorientowana. Nasze spojrzenia się spotkały. Tylko się uśmiechnął nic nie mówiąc.

  To było dziwne. Nie mówię, że taki gest coś oznacza ale nigdy nie wyobrażałam sobie siebie z Draco w... związku. Intrygujące.

  Przynajmniej byłam otoczona troską przyjaciela. Zawsze przy nim czułam się bezpiecznie. Znał świetnie różne zaklęcia i znajdował najlepsze wyjścia z niebezpiecznych sytuacji.

  Wkrótce doszliśmy do skrzydła szpitalnego. Wytłumaczyliśmy o co chodzi i po co przybyliśmy.

— Mam przeczucie, że badanie krwi pokaże mi co jest przyczyną takiego zachowania organizmu — wyjaśniała przygotowując potrzebne przedmioty.

Największy Błąd - Draco StoryWhere stories live. Discover now