# 4

1.1K 137 100
                                    

🎶Jessica Mauboy - Never Be The Same🎶

*

To były te dni w miesiącu, których tak bardzo nie znosiłam i od rana nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Timothy też chodził z kąta w kąt niespokojny i co chwilę wyglądał przez okno. Czekaliśmy oboje w milczeniu, zerkając na szutrową drogę prowadzącą do naszego niewielkiego domku.

Ostatni raz omiatałam wzrokiem salon i miałam wrażenie, że całe to moje sprzątanie niewiele pomogło. Dom nadal nie wyglądał za dobrze. Może podłogi lśniły czystością, a na szafkach nie było śladu kurzu, jednak to nie sprawiło, że te stare rupiecie wyglądały lepiej. Nic a nic. Chyba jeszcze bardziej odkryłam tylko ich niedoskonałości. Nadal stały takie krzywe i odrapane, że żal było patrzeć.

Już dawno kupiłam farbę, by je odmalować i uratować to, co się da, by chociaż trochę poprawić ich mizerny wygląd. Nie stać mnie było teraz na nowe, ale stare półki i komody w tym domu to najmniejsze z moich zmartwień. Mimo to patrzyłam na ten obraz nędzy i rozpaczy i byłam zła na siebie, że w wolny dzień spędziłam, leżąc plackiem przed telewizorem. Zamiast lenić się w piżamie na kanapie, mogliśmy trochę poprawić wygląd naszego salonu. Niestety za późno było na wyrzuty sumienia, tym bardziej że ten dzień był mi tak samo potrzebny, jak dzieciakowi.

Od tego tragicznego dnia minęło raptem siedem miesięcy, a ja nadal nie potrafiłam się pozbierać. Codziennie próbowałam być silna, dorosła i zaradna, ale to nadal było dla mnie za trudne. Czasem miałam ochotę rozpaść się na kawałki tylko po to, by móc wreszcie uwolnić się od tego dławiącego uczucia, które miażdżyło moją klatkę piersiową. Zdawałam sobie sprawę, że ilość wylanych łez nie zmieni sytuacji, w jakiej się znalazłam. Nic tego nie zmieni. Cały czas miałam wyrzuty sumienia, że mogłam ją wtedy zatrzymać. Zdecydowanie lepiej by było, żebym to była ja.

- Chyba coś się pali - usłyszałam obok głos chłopca.

- Cholera! Moje ciastka! - krzyknęłam i pędem puściłam się do kuchni.

Drżącymi rękoma rozpaczliwie próbowałam wyłączyć piekarnik. Uchyliłam szybko drzwiczki ,a szary, gryzący dym wypełnił całe pomieszczenie.

- Niech to szlag! Otwórz drzwi na zewnątrz! - wykrzyczałam, kaszląc wściekle w stronę dzieciaka, a sama ubrałam pospiesznie kuchenne rękawice ochronne.

Gdy tylko byłam gotowa, a Timmy osunął się na bezpieczną odległość, chwyciłam za gorącą blachę do pieczenia i szybko wyszłam z nią na zewnątrz. Zbiegłam z ganku i rzuciłam formę na ziemię, która zasyczała na żwirowym podłożu. Niech to szlag! W całym tym szaleństwie zapomniałam o moich pierwszych samodzielnych wypiekach.

Usiadłam na ostatnim schodku i przyglądałam się z rezygnacją moim dymiącym smakołykom.

- Co to miało być? - zapytał mały i przysiadł obok wpatrując się w czarne okrągłe ślady na blaszce.

- Ciastka.

- A to nie ma w sklepie ciastek?

- Są - burknęłam.

- To po co piekłaś te? - zapytał i wskazał głową moje kulinarne "dzieło".

- Młody, tu nie chodzi o ciastka - sapnęłam i zrezygnowana zdjęłam rękawice.

- Nie ? A o co? Masz te dni ? - zapytał zdezorientowany cały czas nie odrywając oczu od spalonych słodyczy.

A to gnojek. Wymierzyłam mu szybki, acz niezbyt mocny cios w potylicę, na co uśmiechnął się i krzyknął teatralnie.

- Ała, za co?

- Tu chodzi o atmosferę, dzieciaku. Zaraz tu będzie pani Tawell i chciałam by po tej wizycie była pewna, że ci u mnie dobrze - wyjęczałam , bo cały mój pomysł spalił na panewce i to dosłownie.

RANCZEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz